Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Wieczór z rekinem #86 Ataki rekinów z New Jersey i nowa fala strachu

Żeby nie było, że dotarłam już na kraniec Internetu i atakuję was tylko dziwacznymi filmami o Commando Sharkach, albo nawiedzonych rekino-kobietach z Beverly Hills 90210, dziś będzie film poważny i skromny zarazem. Co ważniejsze, inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, które miały miejsce w 1916 roku u wybrzeży New Jersey.

Ataki rekinów z 1916, które spodobały, że te drapieżniki zaczęły mieć wybitnie złą prasę

O zmroku 1 lipca 1916 roku 25-letni Charles Vansant wykrwawił się na śmierć w nadmorskim hotelu w New Jersey. Chwilę wcześniej bawił się z psem na płyciźnie i został zaatakowany przez rekina – ten chwycił go za nogę, oddzielając mięso od kości. Pięć dni później 27-letni pracownik hotelu Charles Bruder został zabity podczas popołudniowego relaksu w wodzie. To co gapie wzięli za czerwoną, oddaloną od brzegu łódkę, okazało się plamą krwi. W kolejnym tygodniu 11-letni Lester Stilwell został pożarty żywcem podczas kąpieli w Matawan Creek (również w New Jersey). Kiedy miejscowy sklepikarz Watson Fisher – świadomy zagrożenia – wszedł do jeziora, by wyłowić ciało chłopca, również został zaatakowany. Zmarł na skutek odniesionych ran i utraty krwi. Trzydzieści minut później doszło do kolejnego nieszczęścia: rekin ugryzł 14-letniego Josepha Dunna. Chłopiec stracił nogę, przeżył jednak atak – jako jedyny.

Niedługo po tych wydarzeniach, rybacy wyłowili z wody młodą samicę żarłacza białego, która miała w żołądku ludzkie szczątki, uznano więc, że to ona była za wszystko odpowiedzialna. Prawdziwość tych twierdzeń wciąż pozostaje jednak wątpliwa, specjaliści są zdania, że w krwawe incydenty musiało być zamieszanych więcej rekinów. Pewne jest tylko to, że seria ataków doprowadziła do powszechnej paniki i przyniosła drapieżnym rybom złą sławę. Wcześniej bowiem nie uważano ich za aż tak groźne dla ludzi (warto wiedzieć, że po pierwszym ataku ludzie nadal byli o tym przekonani, traktując to tragiczne w skutkach zdarzenie jako ciekawostkę. Dopiero drugi incydent wywołał panikę).

12 dni grozy

Na początku filmu 12 dni grozy (12 Days of Terror, 2004), tuż po tym, jak zostanie nam przedstawiony wojenny kontekst historyczny, poznajemy ratownika Alexa (Colin Egglesfield) i jego przyjaciela Engela (Adrian Galley) – zaręczonego z Alice (Jenna Harrison), czyli byłą dziewczyną tego pierwszego. Krótka wymiana zdań sugeruje, że ich relacje nie są ani tak proste, ani poukładane, jakby chcieli. Chwilkę później, gdy uzgodnią już, które ciasto jest idealne na zbliżający się ślub, sielski nastrój pryska. Stajemy się świadkami brutalnego ataku w wodzie. Mimo natychmiastowej reakcji i pomocy, pogryziony przez „coś” mężczyzna wykrwawia się na śmierć w pobliskim hotelu. Parę dni później sytuacja się powtarza. Tym razem życie traci jeden z ratowników. Ku rozpaczy Alexa, władze uparcie nie chcą zamknąć plaż, twierdząc wręcz, że nóg wcale nie musiał odgryźć ofierze rekin, równie dobrze mogła je bowiem urwać zabłąkana torpeda (serio?).  Nie chcąc bezczynnie patrzeć, jak niewinni ludzie tracą życie, by inni mogli utrzymać swoje interesy, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Niestety, zanim znajdzie pomocników i dopnie swego, zginie jeszcze kąpiący się z kolegami chłopiec i mężczyzna próbujący go ratować.

Jak na produkcję telewizyjną jest nieźle

Trzeba przyznać, że sekwencja ataków została przedstawiona w 12 dniach grozy dosyć wiernie. Stajemy się więc świadkami pięciu kolejnych pogryzień, opieszałości władz, zmiany świadomości społecznej i zapaści finansowej ośrodka turystycznego. Dla urozmaicenia w fabułę wpleciono, wspomniany już i dosyć banalny, wątek miłosny z trójkątem w tle (białogłowa zdaje się nie być w jego centrum). Na szczęście rozterki uczuciowe bohaterów nie dominują w filmie, są jednak na tyle wyraziste by sprawić przyjemność widzom lubiącym takie wypełniacze akcji.

Alex wprowadzony do fabuły jako narrator oprowadzający nas po realiach minionych czasów, sprawdził się w tej roli naprawdę dobrze. Dzięki niemu historia pojedynczych,  ataków, stała się spójna. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to to, że jego postać była zbyt cukierkowa i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że na ekranie widzę wierną kopię Toma Cruise’a. Show głównemu bohaterowi skradł bezkonkurencyjny John Rhys-Davies w roli niestroniącego od alkoholu kapitana, który to wyruszył z naszym przystojniakiem na morskie polowanie. Prawda jest taka, że on sam mógłby pociągnąć fabularnie cały film – ale wtedy nie było by wątku z romansem, który miał przecież dodać produkcji dodatkowego dramatyzmu, bo wiadomo: młodość, to młodość. Niestety poza drobnymi, chwilowymi wyjątkami, postacie nieszczególnie angażują widza w swoje historie. A szkoda, gdyby zależało nam bardziej na ich losach, o wiele emocjonalnej podeszlibyśmy do filmu. A zamiast tego wciąż odczuwamy, że tempo jest powolne, akcja przegadana i nic nie jest w stanie odwrócić od tego naszej uwagi.

Ze względu na ograniczenia budżetowe w 12 dniach grozy właściwie nie ma efektów specjalnych (jest jedna scena z wyskakującym z wody rekinem, której lepiej żeby wcale nie było), ekscytujących ataków czy czarujących ujęć podwodnych do podziwiania. Próbowano kilkukrotnie przybliżyć nam interakcję z rekinem, pokazując kończyny w jego szczękach, ale jest to nagrane tak chaotycznie, że nie za bardzo potrafimy ocenić, co się dzieje na ekranie – a taka forma przedstawienia, jeśli kogoś nie rozdrażni, to już na pewno znuży.

Pocztówka z przeszłości

To co stanowi główny atut filmu, poza przypomnieniem nam o tragicznych wydarzeniach, to fakt, że jest on miły dla oka – jak ładnie wykadrowana pocztówka z przeszłości. Musicie wiedzieć, że to całkiem ciekawe odczucie, gdy po obejrzeniu kilkudziesięciu filmów o rekinach, zamiast dziewcząt w skąpych bikini, patrzy się na szczelnie okutane (na plaży!) ciała, tak że nawet łydki nie widać. Poza tym przypominamy sobie, że kiedyś żyło się wolnej i informacje nie rozprzestrzeniały się z prędkością światła, np. zanim kapitan ostrzeże innych o wpływającym do zatoki rekinie, mija, jak na nasze współczesne realia zbyt wiele czasu.

Muszę się wam również przyznać, że w pierwszym momencie odczułam dyskomfort, gdy patrzyłam na zebraną grupkę gapiów, bo czegoś mi na tym obrazku brakowało. Szybko zrozumiałam czego: nikt nie trzymał w ręce telefonu komórkowego, nikt nie nagrywał tragedii i nikt nie robił sobie selfie z okaleczonymi ciałami. Zaraz po tym odkryciu naszła mnie dosyć smutna refleksja o tym dokąd zmierzamy i jacy się stajemy, ale to już materiał na zupełnie inną opowieść.

Szczęki vs 12 dni grozy?

Nie próbuje zdyskredytować 12 dni grozy zestawiając je ze Szczękami. Według mnie nie ma w tym przypadku mowy o jakimkolwiek porównaniu. Pomijając już fakt, że to zupełnie inny gatunek, to reżyser Jack Sholder od początku zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jego film, jako produkcja telewizyjna, będzie grał w innej lidze i nawet nie próbował kopiować filmu Spielberga. To co ewentualnie łączy te dwie produkcje, to inspiracja wydarzeniami z 1916 roku. Napisałam „ewentualnie” ponieważ podobno Peter Benchley (gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, autor książki na podstawie której powstały Szczęki) zaprzeczył, by jego książka nawiązywała do wspomnianych wydarzeń. Niestety nie dotarłam do tego oświadczenia, jeśli ktoś wie, gdzie szukać – niech da znać.

Ciekawostki z prasy:

I atak „Informacje dotyczące rekinów są niejase i trudno mi uwierzyć, że Vansant został ugryziony przez ludożercę. Vansant bawił się na falach z psem, gdzie być może mały rekin został uwięziony przez przypływ. Nie mogąc się szybko poruszać, pozbawiony jedzenia, chciał ugryźć psa i przypadkowo rzucił się na przechodzącego mężczyznę”. – Philadelphia Public Ledger

II atak „… Jego lewa noga została odgryziona powyżej kolana, a prawa noga tuż pod kolanem. Rekin skubnął również lewy bok, ponieważ pod pachą były ślady zębów ”- New York Times, 7 lipca 1916

Dla każdego kto:

– lubi filmy historyczne, ale nie jest zbyt pedantyczny, ponieważ produkcja nie jest wolna od błędów i przekłamań;
– chciałby sobie pooglądać niegdysiejsze stroje kąpielowe;
– wcześniej nie słyszał o atakach rekinów w 1916 roku i chciałby łagodnie wejść w temat;
– chciałby zobaczyć film o rekinach, ale nie lubi scen gore;
– też nie widzi różnicy w ugryzieniu rekina, a spotkaniem z zabłąkaną torpedą;
– jest fanem Johna Rhysa-Daviesa i chce popatrzeć na kopię Toma Cruise’a.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com