Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Księżniczki, smoki i rycerze – role życiowe

Według Katarzyny Miller prawdziwą księżniczką jest kobieta, która nie ma w życiu nic specjalnego do zrobienia, w tym sensie, że nie ciekawi jej co sama mogłaby zrobić, myśleć, zdziałać. Głównie siedzi, leży, czeka – wiedzie życie na pokaz obsypując się siniakami od ziarnka groszku, ewentualnie zapada w śpiączkę na całe stulecia, gubi porcelanowy pantofelek, albo uwięziona w ciasnym pokoiku wzdycha w próżnię. Psycholożka za przykład typowej, współczesnej księżniczki stawia nam Paris Hilton, którą nazywa – nie owijając w bawełnę – kretynką totalną. Księżniczkowatość w XXI wieku stała się więc wyraźnie cechą negatywną, określającą człowieka wewnętrznie ubogiego. Arystokratycznie urodzone księżniczki nie mają już z tym wizerunkiem zbyt wiele wspólnego.

Nie do końca można interpretację Katarzyny Miller zastosować do małych dziewczynek. Nie mają one jeszcze w pełni ukształtowanego „ja”. Dla nich prawdziwa księżniczka nie jest „pustakiem”, tylko jest kimś, kto jest po prostu we wszystkim „naj”, nawet jeśli nam dorosłym wydaje się to skrajnie mdłe. Z punku widzenia dziecka, księżniczka znajduje się w centrum uwagi całkiem niezamierzenie  zasługuje na to bo jest wyjątkowa. Nie należy więc tej kuszącej życiowej roli demonizować. Wszystko zależy od tego po co się chce tą księżniczką być. Jeśli tylko po to by stać na świeczniku i budzić podziw, to przykre, jeśli jednak po to by pomagać innym, lub móc opiekować się zwierzętami – to może dobrze wróżyć. Wydaje mi się, że problem polega na tym, że często dziewczynki nie są świadome tego, że mają wybór. Wystarczy wejść do pierwszego lepszego sklepu z ubrankami dla dzieci na dział dziewczęcy, by się o tym przekonać. Z drugiej strony często do takich a nie innych wyborów zachęcają rodzice, którzy wtłaczają pociechę w życiową rolę maskotki. I nie chodzi mi tutaj wcale o terror różu (skądinąd całkiem niewinnego koloru), ale o niezbyt udany dobór czytanek, a także o te wszystkie stwierdzenia typu: „dziewczynki się nie brudzą” (no tak, bo pralka nie chce prać dziewczęcych ubrań, a na chłopięce czeka z otwartymi ramionami), „dziewczynki się nie złoszczą i nie krzyczą” (bo są stworzone do bycia miłymi i posłusznymi). I dlatego książka Kasdepke była objawieniem, bo poruszyła bardzo aktualny problem ukazując jego dwa najważniejsze elementy: z jednej strony mamy rezolutną Marysię, a z drugiej otwartych na jej wybory członków rodziny.

Zgodnie z tytułem: Marysia nie chce być księżniczką. Ona chce być smokiem. Początkowo jej rodzice i dziadkowie są zdziwieni wyborem dziewczynki. Nie za bardzo rozumieją dlaczego w zabawach z nią babcia i dziadek mają grać role kościotrupów leżących na dywanie, tata ma być schrupanym (x razy) rycerzem, a mama nudzącą się księżniczką w baszcie. No jak to tak? Mimo wszystko, poddają się woli Marysi. Ich zaangażowanie po kilku dniach jednak słabnie. Wtedy Marysia postanawia zmienić zasady. Następuje przetasowanie ról, w wyniku którego, np. dziadek wciela się w księżniczkę i ze stoickim spokojem sączy herbatkę, a tata może wreszcie odpocząć jako kościotrup. Przeciw temu, że wnusia znów nie jest księżniczką (a przekonać się kim, musicie sami) oponuje już tylko babcia, w końcu jednak i ona pasuje i ochoczo wchodzi w swoją nową rolę. Tak na marginesie cudowne jest to, że rodzina Marysi naprawdę spędza ten czas RAZEM.

Rodzina Marysi jest zupełnie zwyczajna, można ją nawet nazwać stereotypową, np. babcia marudzi i nie wyobraża sobie, że jej śliczna wnusia mogłaby nie zjeść deseru (ach, te karmiące babcie), a mama martwi się o dywan (pewnie to ona dba o porządek). Myślę, że autor celowo nałożył rezolutną dziewczynkę na takie „tło”. Gdyby każdy w jej rodzinie przyjmował nietypową rolę, potrzeba Marysi by zostać smokiem nie zaskakiwała by czytelnika i bajka nie miałaby efektu. Dzięki tak przedstawionej sytuacji, dziecko uświadamia sobie, że nie trzeba wychowywać się w „specyficznej” rodzinie by móc być sobą, więc i ono może zostać tym kim zechce! Trzeba przyznać, że Marysia ma dużo szczęścia, nie dość, że ma silną osobowość, to jeszcze jej rodzina tworzy dla niej przestrzeń na swobodne wyrażanie myśli, odczuć i potrzeb. Nie krępuje jej, tylko pozwala na to by postrzegała świat na swój pogmatwany i nieoczywisty – po prostu dziecięcy – sposób.  To kolejny element nad którym, zaglądając w głąb siebie, można nieco pogłówkować. Warto zadać sobie pytanie: czy ja jestem na to gotowy? Potrafiłabym/potrafiłbym być takim rodzicem?

Bajka nie jest zbyt długa, więc cztero-, pięciolatek bez większych problemów doczyta ją do końca. Zdecydowanie ułatwi mu to także fakt, że historia została napisana i narysowana z humorem. Żywe, dynamiczne i pełne szczegółów (te walające się wszędzie kosteczki i miny tej pluszowej świnki!) ilustracje Emilii Dziubak przyciągają wzrok i prowokują najmłodszych do śmiechu. Nie zapomniano także o dorosłych, którzy zapewne bez mrugnięcia okiem zrozumieją istotę napięcia na linii babcia – dziadek i docenią ich humorystyczne przedstawienie.

A ja nie chcę być księżniczką to jak widać książka o rozdawaniu życiowych ról. Wiele zależy od tego czy damy dziecku swobodę w poszukiwaniu własnej drogi, czy będziemy je w nią wtłaczać. To ważny głos przeciwko sztampie i uleganiu modom. Zaniepokoiła mnie jednak jedna kwestia. W trakcie rozmowy babci i dziadka wychodzi na jaw, że Marysia chce być smokiem, gdyż uważa, że jest za brzydka na księżniczkę. Trochę to zamula przekaz bajki. Czy dziewczynka nie powinna być tym kim chce, dlatego, że chce, a nie dlatego, że nie może być kimś innym? Czy gdyby uważała się  od początku za ładną, to wybrała by bycie księżniczką czy smokiem? Na szczęście ten element (tak jak i ten dający do zrozumienia, że księżniczki są nudne) nie jest zbytnio wyeksponowany. Warto jednak się zastanowić nad tym, czy ktoś niezbyt urodziwy jest „skazany” na rolę smoka (czarownicy etc?) – a to otwiera kolejne możliwości interpretacyjne bajki.

Na koniec jeszcze jedna sprawa. Gdy czytałam o tej książce w internecie kilka interpretacji mnie zaniepokoiło. Według mnie bajka nie mówi o tym, że księżniczki są gorsze ani o tym, że chęć bycia księżniczką jest passe. Każdy ma prawo wybrać kim chce być: smokiem, rowerem, budynkiem czy księżniczką właśnie. Mądrym jest ten kto potrafi znaleźć własną drogę i nią podążyć, a także ten, kto potrafi na to pozwolić bez krzywdzącego oceniania. I nie! Nie chodzi o to, że teraz wszyscy mają nagle chcieć być smokami. Nie taki jest przekaz tej bajki, żeby jedną figurę zastępować drugą.

P.S. Do napisania książki zainspirowała autora autentyczna historyjka.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com