Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Tym razem malownicze tereny w Karolinie Północnej i spotkania z UFO

W zeszłym roku Matty Beckerman – debiutant w fotelu reżysera – postanowił odgrzać, trochę odstawiony już na boczny tor, filmowy motyw strasznych Obcych porywających ludzi. Inspirację stanowiły zasłyszane przez niego legendy z okolic Brown Mountain w Północnej Karolinie, o pojawiających się na niebie tajemniczych światłach. A jak wiadomo, gdy już jakiś pomysł zakiełkuje w twórczym umyśle, to jego właściciel dołoży wszelkich starań by ujrzał on światło dzienne. Beckerman postanowił wykorzystać sprawdzony schemat, znany każdemu, kto oglądał już filmy o uprowadzeniach. Nie silił się więc na oryginalność, nie wydumał dziwnych teorii, nie przesadził też z efektami. I takie podejście spowodowało, że jego film mi się podobał. Nieprzychylne komentarze na temat tej produkcji, które krążą w sieci, świadczą tylko o tym, że film nie jest skierowany do każdego odbiorcy. Nie każdy trawi chaotyczne found footage, nie każdy docenia wyświechtane schematy i nie każdy lubi UFO. I o ile pojedynczo są znośne, to już naprawdę niewielu wytrzyma te trzy elementy występujące wspólnie.

Film rozpoczyna się od kilku relacji na temat legendy i informacją o odnalezieniu kamery autystycznego, zaginionego chłopca. Następnie oglądamy ostatnią scenę filmu – która, mimo dobrej realizacji ciekawego pomysłu, jest kompletnie nierealistyczna. Otóż kamera zostaje wyrzucona ze statku kosmicznego (?), jak jakiś śmieć i spada na ziemię. Od razu rodzą się wątpliwości czy amatorski sprzęt byłby w stanie wytrzymać takie różnice ciśnień i zderzenie z ziemią. Po drugie czy Obcy by raczej takiego „śmiecia” nie zutylizowali? Dobra niech będzie, że się takich szczegółów nie czepiam i „jadę dalej”. Na plus początkowej sceny przemawiają dochodzące do nas zewsząd mechaniczne dźwięki i wrzaski, które pobudzają wyobraźnię. Jesteśmy w stanie myśleć o nich tylko jedno: iluś ludzi jest gdzieś żywcem piłowanych, ciętych i rozrywanych. Nie trzeba chyba niczego więcej dodawać – ujęcia z lecącej kamery niosą w tym konkretnym przypadku wytchnienie.

Następnie przenosimy się w czasie. Rodzina Morrisów jest jeszcze cała i zdrowa i wybiera się dopiero na rodzinną wycieczkę. Ich wypad na biwak z dala od cywilizacji szybko przestaje być wesołym i przyjemnym odpoczynkiem, a zamienia się w walkę o przetrwanie. GPS gubi drogę, w baku zaczyna brakować paliwa, przejazd tamują porzucone samochody, właścicieli których próżno wypatrywać. Na dokładkę z nieba zaczynają spadać martwe ptaki. W biały dzień dochodzi także do pierwszej konfrontacji z Obcym. Scena ta została przedstawiona bardzo oszczędnie. Raczej słyszymy, że coś się dzieje, niż widzimy. To daje piorunujący efekt, gdyż nie wiemy co bohaterom zagraża. Uczucie zagubienia i niepewności dopełniają zakłócenia obrazu na kamerze Riley’ego (najmłodszego, autystycznego członka rodziny). Od tego momentu film zaczyna być survivalem: bohaterowie biegają po lesie szukając bezpiecznej kryjówki i barykadują się w pobliskim domu. Wraz z jego właścicielem ulegają złudzeniu – tylko na chwilkę – że może się udać i kreatury ich nie dopadną.

Początkowe zaciekawienie szybko odchodzi w zapomnienie, bowiem dokładnie wiemy, co się będzie zaraz działo i tylko czekamy, aż obcy wykoszą bohaterów. Tym razem nie używają tylko świateł, bo jak się okazuje, lubią łapać ludzi także – że tak to ujmę – „ręcznie”.  W sumie nie wiem, co gorsze. Wolałabym, żeby mnie taki stwór nie tykał. Jeżeli chodzi o stopniowanie napięcia, wyczucie scen jump – reżyser wywiązał się z zadania. Atmosfera wzorowo gęstnieje z godziny na godzinę. Beckerman ciekawie rozłożył również akcję w czasie: kłopoty bohaterów zaczynają się w biały dzień (i już wtedy odbywa się przerażające spotkanie), a kończą się dopiero nad ranem. Skoro Obcy „wyrywają nas z butów” w środku dnia, to sobie wyobraźcie, co dopiero dzieje się po zmroku. Najbardziej w pamięć zapadł mi dźwięk łamanego kręgosłupa, gdy obcy zwijają swoje ofiary w kuleczki.

Wyjaśnienie dla którego chłopiec nie rozstaje się z kamerą mimo wszystkich zdarzeń jest proste i nawet logiczne. Jedenastoletni Riley to autysta. Nagrywanie wszystkiego to forma terapii, dzięki której zmniejsza się odczuwany przez niego stres. Paniczna ucieczka przed tym, co nieuniknione zbyt oryginalna nie jest,  reżyserowi udało się to wszystko jednak otoczyć szczelnie aurą paranoi, która udziela się widzowi. Jak to w found footage oglądamy głównie, to co widzi chłopiec, dosyć często – z racji, że ucieka – są to jego buty. Niestety Beckermanowi nie udało się dobrać do filmu odpowiedniej obsady. W „idealnym” paradokumencie powinni grać nieznani aktorzy, by podkręcić wyraz „naturalności” i „realności” przekazu. Niestety w tym wypadku kilka twarzy jest dosyć znanych (Peter Holden jako Peter Morris, Katherine Sigismund jako Katie Morris). Dodatkowo zatrudnieni aktorzy nie za bardzo potrafili wcielić się w swoje role. Przykładowo Katie za każdym razem trafia nie z tą mimiką nie w tę akcję – od samego początku filmu, nawet podczas niewinnych dyskusji o niczym, zanim jeszcze rodzina znalazła się w piekle. Jeżeli chodzi o inne niedociągnięcia, to jeszcze raziły mnie poszukujące wciąż sieci smartfony, które miały najwyraźniej baterie nie do zajechania i to, że Obcy nie widzą światełka kamery… Co się tyczy samych kosmitów – twórcy postawili na „naturę”. Żadnego CGI, tylko niewyraźne, rozmazane ujęcia. Nie ma więc mowy, by widz śmiał się z wykonania kostiumu – jak to miało miejsce w Innym Eduardo Sancheza.

Tak jak pisałam wcześniej, nikt się tutaj nie pokusił o wymyślanie przyczyn dla których Obcy porywają ludzi. Niektórzy chcą wciąż sądzić, że dla eksperymentów? Ale ileż niby można ich robić? Już raczej jesteśmy im potrzebni tak samo, jak nam zwierzęta hodowlane. Z fretek zdzieramy futro,  od krów bierzemy mleko (i mięso), kury znoszą nam jaja (no i mięso)… Czort wie do czego i co jest potrzebne kosmitom. Naiwnością jest sądzić, że jesteśmy tak wyjątkowi, by trzeba było nas w kółko badać. Poza tym dlaczego chcemy sądzić, że Ich powody są dla Nas zrozumiałe? Przecież mogą wykraczać poza nasze granice rozumowania. A jeśli już upierać się, że są podobni do nas – to może lepiej nie znać ich motywów? Co bowiem jeśli dostarczamy im tylko rozrywki, jako cele na polowaniach?

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com