Beksa lala w kącie stała….
Pamiętam z dzieciństwa, że jeśli ktoś nadmiernie często płakał, przezywano go: beksą lalą. Owa obmierzła beksa występowała także w rymowankach, np.: Beksa lala pojechała do szpitala, a w szpitalu powiedzieli, takiej beksy nie wiedzieli! Posolili, doprawili i do kosza wyrzucili! I chociaż, jak w wielu innych dziecięcych wierszykach i w tych o beksach nie sposób doszukać się logiki, ich istnienie świadczy o jednym: nikt raczej nie przepada za mazgajami, którzy płaczem próbują wszystko wymuszać i zalewają się łzami w konfrontacji z każdym możliwym niepowodzeniem. A już w ogóle nikt nie lubi takich beks, które płaczą nawet bez powodu.
Dlatego także chłopca z opowiadania Khoa Le nikt nie lubi. Płacze on tak często, że nawet jego rodzice mają już tego dosyć. Gdy Beksa po raz kolejny chce wymusić zakup zabawki zalewając się łzami, rodzice postanawiają zamknąć go w pokoju by się wypłakał i uspokoił. Chłopiec nie zamierza jednak tak łatwo się poddać: płacze, płacze i płacze tak długo, aż z jego łez powstaje ocean. Gdy orientuje się, co się stało, nie interesują go pływające wokół wspaniałe ryby, dryfując bez celu. Zamartwia się, że nie uda mu się wrócić do mamy i taty. Na szczęście z pomocą przychodzi mu kot Tłuścioszek. Dzięki jego łakomstwu Beksa zostaje uratowany. Jak bowiem powszechnie wiadomo, a co i tutaj się sprawdziło, koty zjedzą wszystko i nie trzeba ich do tego specjalnie zachęcać. Dzięki tej „morskiej” nauczce, nasz bohater zrozumiał, że płaczem się niczego nie osiąga i postanowił się zmienić.
Nieprzyjemna przygoda chłopca na szczęście jest tylko sennym koszmarem. Jednak to właśnie dzięki metaforycznemu przesłaniu przynosi dziecku naukę. Wyolbrzymienie całej sytuacji także jest celowe. Dziecko bowiem to człowiek w świecie symboli, pojmujący rzeczywistość dzięki obrazom. W ten sposób najłatwiej do niego trafić. Dlatego opowieści i książeczki są takimi wspaniałymi pomocami wychowawczymi. W Beksie przekaz, który (kompletnie nie rozumiem dlaczego) przewrażliwionym rodzicom wydaje się zbyt okrutny, wcale taki nie jest. Został on złagodzony świetnymi ilustracjami, które nie zawierają w sobie ładunku grozy. Morze łez nie przytłacza, jest ciepłe i ożywione dzięki zamieszkującym je rybkom. Także unoszące się na powierzchni domowe sprzęty i przedmioty sugerują, że nie jest tak strasznie, jakby mogło się wydawać. A Tłuścioszek jest za to przekomicznie….tłuściutki. Podobnie jak w innych książkach Khoa Le i w tej nie znajdziemy wiele treści, dzięki czemu mały czytelnik wytrwa podczas lektury. Najważniejsze są tutaj spore ilustracje, które skupią jego uwagę i na pewno przemówią do wyobraźni.
Książeczka jest przeznaczona także dla rodziców, piętnuje bowiem pośrednio pewien wychowawczy błąd. Gdyby wcześniej nie reagowali na płaczliwe zachowanie syna spełniając jego zachcianki, możliwe, że sytuacja tak bardzo by się nie zaogniła i chłopiec nie musiałby tak cierpieć. Im później ma bowiem nastąpić zmiana przyzwyczajeń, tym trudniej przez nią dziecku przejść. Wiem, że niełatwo odmawiać, niełatwo nie przytulać itd. Musimy jednak umieć wyważyć swoje reakcje (to my jesteśmy dorośli!), i być świadomi, w którym momencie nasze działania mogą stać się dla szkraba szkodliwe, bo wbrew naszym intencjom robią mu krzywdę.
Długich dni i zaczytanych nocy
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!