Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Wieczór z rekinem #70 Rekiny na sterydach wracają

Wchodzimy powoli w okres wakacyjno-urlopowy, co wiąże się z tym, że wielu z was planuje zapewne wypoczynek nad wodą. Czuję się więc w obowiązku przypomnieć wam, że zawsze musicie być czujni, bo nigdy nie widomo, komu w okolicy właśnie uciekł rekin i jakie eksperymenty na nim przeprowadzano… Dlatego też, opowiem wam dziś o drapieżnikach na sterydach i o serii nieszczęść, które wydarzyły się w Kapsztadzie (co ciekawe: mieście, które pojawia się po raz drugi na naszej rekiniej trasie – pamiętacie film pt. Shark Killer? W cyklu to numer 3).

Niedawno omawialiśmy pierwszą część Bestii z morza (Shark Attack, 1999), która okazała się być przeciętnym akcyjniakiem pobieżnie realizującym wątek rodem z thrillera medycznego. Mimo szumnej zapowiedzi rekiny nie zagrały w Bestiach pierwszych skrzypiec, tylko (przyćmione obecnością Caspera Van Diena) nieśmiało przypominały nam o swojej obecności, od czasu do czasu, wystawiając plastikową płetwę grzbietową ponad powierzchnię wody. Na szczęście podczas kręcenia kontynuacji (Bestie z morza powracają, 2000) reżyser David Worth uznał, że tytuł jednak do czegoś zobowiązuje i stworzył rasowy animal attack, który powinien zadowolić fanów gatunku. Tym samym zadał kłam twierdzeniu, że druga część nie może być lepsza od pierwszej (ale nie czarujmy się, poprzeczka nie była zawieszona zbyt wysoko).

Powrót Bestii otwiera scena w której, dwie nurkujące kobiety zostają zaatakowane przez wyjątkowo agresywnego rekina. Samancie, która rani go w oko, udaje się uciec, Amy niestety nie ma tyle szczęścia. Tymczasem w mieście trwają przygotowania do otwarcia parku wodnego, którego właściciel, Michael Francisco, (obowiązkowo bezwzględny i chciwy biznesman) postanawia umieścić w jednym z basenów żarłacza białego. W złapaniu osobnika i jego aklimatyzacji pomaga (obowiązkowo szlachetny i wysportowany – jak się będziemy mieli okazję przekonać, mistrz rzutu oszczepem) biolog morski, Nick Harris (Thorsten Kaye). Podczas otwarcia parku dochodzi niestety do tragedii. Nie stosując się do instrukcji Nicka, właściciel każe nakarmić rekina, a nieuważny pracownik, robi to niestety sobą. Wszystko dzieje się na oczach gości i przed kamerami telewizyjnymi. Co gorsza, wykorzystując zamieszanie, rekin taranuje bramkę i ucieka. Wiadomo, kogoś trzeba za to wszystko obwinić: pada więc na Nicka, który wylatuje z hukiem z pracy.

Nasz biolog, wspólnie z łaknącą zemsty Samantą (która po oku rozpoznała w rekinie z basenu mordercę siostry), odkrywają, że w okolicznej jaskini mieszka całe stadko agresywnych ludojadów i, że najprawdopodobniej są to dzieci któregoś z rekinów, na których eksperymentowano poszukując leku na raka (wyraźne nawiązanie i ukłon w stronę pierwszej części). Do akcji zostaje także wmieszany, zatrudniony przez Francisco, australijski łowca rekinów a zarazem gwiazda Discovery Channel, Roy Bishop (Dan Metcalfe). Chociaż nasz Krokodyl Dundee początkowo torpeduje działania Samanty i Nicka, po rzezi jaka odbywa się na turystach podczas zawodów surfingowych, postanawia się do nich przyłączyć. Wspólnie wymyślają absurdalny plan pozbycia się zmutowanej rodzinki, realizacja którego jest jednym z najsłabszych elementów filmu (pomijając już wszelkie sceny-zapchajdziury, bo przecież musimy być świadkami, nie wnoszącego nic do fabuły, rodzącego się gorącego uczucia, które zostaje skonsumowane tuż przed wielkim finałem).

Bestie z morza powracają, to kalka wszystkiego, co już znamy, więc fabularnie niekoniecznie was cokolwiek tutaj zaskoczy. Motyw faszerowanych sterydami rekinów, które trzeba wybuchnąć już był, chciwych przedsiębiorców i parku wodnego też. Jedyny powiew świeżości to zmasowany atak na surferów, ponieważ zamiast jednego rekina, mamy ich kilka (z czego czasami grupowo „rzucają” się na jedną ofiarę). Chociaż tak jak w przypadku pierwszej części – i równie niechlujnie – wykorzystano tutaj głównie ujęcia z przyrodniczych filmów dokumentalnych, to postarano się także o animatroniczne modele, dzięki którym akcje z rekinami stały się bardziej dynamiczne. I jest ich zdecydowanie więcej niż poprzednio!

Nie mogę nie wspomnieć o śmiesznej „grze” aktorskiej Nikity Ager. Samanta w jej wykonaniu ma wciąż taki sam skrzywiony i zniesmaczony wyraz twarzy, a oczy wyrażają totalne zagubienie, jakby kompletnie nie wiedziała co robić (o co chodzi z tym stękaniem?). Jej reakcja na masakrę podczas zawodów, to po prostu mistrzostwo świata, które z miejsca zasługuje na Złotą Malinę. Najwyraźniej reżyserowi wystarczyło, że dziewczyna jest śliczna (zabiłabym za takie włosy) i może robić za ozdóbkę. Na szczęście reszta aktorów wypada nieźle i chociaż nie wybijają się ponad przeciętną, to udaje im się nawet wzbudzić naszą sympatię. Szczególnie dotyczy to, postaci drugoplanowych, pełniących w filmie funkcję żywego bufetu.

Produkcja powinna raczej zadowolić nie spodziewających się zbyt wiele po przeciętniakch, fanów animal attacków klasy B/C. Jak dla mnie, mimo wyraźnych niedostatków w montażu, obecności na planie drewnoaktorki, która mówi nie poruszając ustami i, miejscami, dziwnych rozwiązań fabularnych, bije pierwszą część na głowę.

P.S. Podczas oglądania filmu uderzyła mnie jedna rzecz. To jak łatwo dajemy sobie prawo do zemsty. Przypuszczam, że gdyby rekin zjadł kogoś mi bliskiego pewnie reagowałabym w podobny sposób, ale patrząc na całą sytuację z szerszej perspektywy, sprawa nie jest wcale taka przejrzysta, jak się wydaje. Bohaterka czuje potrzebę zemszczenia się na drapieżniku, za to, że zadziałał instynktownie (tak jakbyśmy, my ludzie, nie jedli nigdy mięsa i nie zabijali, by je zdobyć), oczywiście popiera ją w tym Bishop. Są zgodni co do tego, że rekiny po prostu trzeba zabijać, bo to mordercy itp. Na szczęście Nick, jako biolog morski, zwraca im uwagę, że rekiny atakują tylko kilkoro ludzi rocznie, a my zabijamy je masowo. I, że powinniśmy mieć więcej pokory względem sił natury. Jak więc usprawiedliwi, to co chcą zrobić mieszkańcom jaskini? Scenarzyści, muszę przyznać, rozegrali to dosyć sprytnie. Po przemowie w obronie rekinów, Nick dodaje, że mutanty trzeba zlikwidować, bo nie są częścią natury, tylko efektem działalności człowieka. Daje więc jasno do zrozumienia, że to my jesteśmy sami sobie winni tego co się wydarzyło, tym samym daje swoim kompanom zielone światło do działania. Samanta oczywiście mu potakuje, ale jej nieobecny wzrok raczej nie wskazuje na to, że jakikolwiek z argumentów do niej dotarł. Przypuszczam, że jej podejście do rekinów, doskonale obrazuje to, jak nadal myśli o nich wiele osób…

Film dla każdego kto:

– nie wierzy, że druga część może być lepsza od pierwszej;
– nie wierzy, że umieszczanie żarłacza białego w basenie parku wodnego zawsze wróży kłopoty – patrz Szczęki 3;
chce zobaczyć, co to prawdziwe poświęcenie dla pracy;
– chętnie znów odwiedzi Kapsztad (patrz Shark Killer);
– chce zobaczyć grę godną Złotej Maliny;
– jest spragniony klasycznego animal attacku – bez macek, dodatkowych głów albo latania;
– zastanawiał się kiedyś nad tym czy mamy prawo mścić się na zwierzętach za to, że działają instynktownie.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com