Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Wymruczeć chorobę. Autyzm i kot

Autyzm. Czy często zdarza nam się zastanawiać, co się pod tym słowem kryje? Co wiemy o jego istocie? Czy jesteśmy w stanie chociaż trochę sobie wyobrazić, z jakimi wiąże się wyzwaniami? Nasza wiedza ślizga się gdzieś po powierzchni zagadnienia. Rodzice autystycznych dzieci często nie mają najmniejszego pojęcia według jakich zasad powinni postępować, błądzą więc po omacku, ucząc się metodą prób i błędów. Zderzają się z brakiem zrozumienia, niechęcią i nawet lękiem otoczenia. Najtrudniejszy i najboleśniejszy jest w tym wszystkim brak kontaktu z własnym dzieckiem, któremu chcą zapewnić przecież jak najlepsze życie, nie wiedzą jednak jak. Najważniejsze dla nich, staje się to, by ich dziecko weszło w interakcję, jakąkolwiek, chociażby z kotem. By otwarło się chociaż troszkę, by mogli się od niego dowiedzieć, jak chce żyć. To nie jest choroba przy której można cokolwiek planować, wyrokować, należy skupiać się tylko uważnie na każdym kolejnym kroku. Autyzm to także choroba nieprzewidywalna, nigdy nie wiadomo kiedy i z jakiej przyczyny nastąpi progres lub regres. Najmniejsza zmiana w rytmie dnia może przecież wywołać istną apokalipsę i całkowite zamknięcie się autysty. Kto nigdy nie miał do czynienia z dziećmi zamkniętymi we własnych wnętrzach, nie jest w stanie tego zrozumieć. Dzięki tej książce może na chwilę zmienić perspektywę, wejść w skórę Louise, poznać jej emocje i może chociaż trochę zrozumieć świat jej syna Frasera.

Książka Billy. Kot, który ocalił moje dziecko, to powieść autorstwa Louise Booth, która opowiada nam historię swojej rodziny. Tekst ma bardzo osobisty wyraz, budzi w nas więc wiele emocji już od pierwszych stron. Narodziny syna zmieniły diametralnie życie Louise i jej męża Chrisa. Louise została bowiem mamą wyjątkowego, nietypowego dziecka, dziecka z autyzmem. Długo jednak o tym nie wie. Kochana służba zdrowia ignoruje ją jako histeryczkę i nadopiekuńczą matkę, otoczenie też wyraźnie daje jej do zrozumienia, że jest złą matką, bo nie daje sobie rady. Nikt nie rozumie o co jej chodzi, przecież dzieci tak mają, że ciągle płaczą. W samotnej walce zostaje skazana na traumę, depresję, niekończące się poczucie winy i trwanie bez mała w sercu piekła. Sama zaczyna myśleć o sobie nie najlepiej, gdy stwierdza, że nie lubi własnego dziecka i wtedy jest też już u kresu sił. Nikt nie ma prawa jej za to potępiać, matka też jest tylko człowieczym i może balansować na krawędzi rozmaitych emocji. Gdy szczęśliwym zbiegiem okoliczności dochodzi w końcu do zdiagnozowania chłopca, jest to milowy krok w jego rozwoju. Rodzice wiedzą bowiem wreszcie skąd biorą się ataki histerii i złości u chłopca oraz jak temu – w miarę – przeciwdziałać. Wiedząc jak mu pomóc, ratują i swoje życie. Wszystko toczy się bez większych zmian do dnia, w którym Louise spostrzega, że Fraser wykazuje zainteresowanie starym kocurem Tobym. Bez wahania postanawia sprawić synowi kociego towarzysza i przygarnia mruczka z organizacji Cat Protection. To była najlepsza decyzja w jej życiu. Kot  staje się bodźcem dla Frasera, jego wyzwalaczem. Mobilizuje go do działania, instynktownie wie co robić, ponieważ słucha chłopca inaczej – słucha ciałem. Nie ucieka, gdy Fresier się wścieka i jest agresywny, potrafi go wyciszyć! Magiczna więź między tą dwójką nawiązuje się natychmiastowo, od pierwszego spojrzenia, jakby byli sobie przeznaczeni. Billy staje się więc niezastąpionym pomocnikiem i wsparciem dla rodziny, a także – co najważniejsze – przyjacielem Frasera, z którym ten zaczyna porozumiewać się w im tylko znanym języku.

Dlaczego akurat kot zainteresował Frasera? Okazuje się, że wiele osób dotkniętych autyzmem, wybiera kontakt akurat z tym czworonogiem. Kot w niewytłumaczalny dla człowieka sposób potrafi przeniknąć do świata autystycznego dziecka. W końcu od wieków, zwierzę to jest uznawane za istotę posiadającą zdolność przemieszczania się między czasem i przestrzenią – przenikanie granic światów, to dla niego bułka z masłem. Otwiera przed chorym świat inny niż ludzie, daje zupełnie inne możliwości. Nic więc dziwnego, że ten przewodnik dusz, staje się pomostem pomiędzy autystą a znaną nam rzeczywistością. Pomijając oczywiste aspekty, dla których kontakt z kotem działa terapeutycznie, takich jak – jego temperatura ciała, która czyni z niego chodzący grzejniczek, miękkie miłe w dotyku futerko, mruczenie pobudzające układ odpornościowy – najważniejsza jest jego nie inwazyjność. Koty są mniej wymagające np. od psów, nie narzucają się, więc kontakty z nimi są mniej wymuszone. To pomaga dzieciom budować poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad bodźcami, z którymi się zetkną. Poza tym obecność kota pomaga łagodzić lęki, stres, otwiera na kontakt z ludźmi, pomaga także opanować emocje i wyzwala endorfiny. Podobno mruczki jonizują nas dodatnio, ściągając z nas ładunki ujemne. Zwierzę pomaga zresztą całej „autystycznej” rodzinie samą swoją obecnością. Powieść Booth zwraca naszą uwagę na felinoterapię, która jak każda zooterapia polega na wykorzystaniu dobroczynnego wpływu psychicznego i  fizycznego kontaktu ze zwierzakiem. W tym wypadku z kotem. Co ciekawe Polska jest czwartym (!) krajem na świecie (USA, Wielka Brytania, Szwecja), który wprowadził tę formę terapii.  Szkoda, że tak niewiele się o tym mówi.

Rodzice autystycznych dzieci, muszą być wciąż czujni. Na ich podopiecznych czeka wiele niebezpieczeństw, które muszą eliminować, zanim te zaistnieją. Wydaje się to niemożliwe? No cóż, tylko „wydaje”. Nie jest im oczywiście łatwo żyć w świecie, w którym zwykłe czynności, jak kąpiel i mycie włosów pociechy przeradza się w regularną bitwę. Nie raz zdarza im się także stanąć w obliczu problemów niesamowicie trudnych do pokonania. Jak bowiem wytłumaczyć cokolwiek dziecku, które w trakcie ataku doznaje całkowitego odcięcia od rzeczywistości, jak np. wtedy gdy ściany wokół niego krzyczą? Autyści mylą bodźce odbierane różnymi zmysłami (synestezja), zdrowy człowiek nie jest w stanie sobie tego nawet wyobrazić. Stwierdzenie: Twoja twarz brzmi znajomo, nabiera zupełnie nowego wyrazu. Jeśli dodać do tego fakt, że mieszanie się odbieranych doświadczeń ma miejsce w umyśle dziecka, które odczuwa paniczny lęk przed jakąkolwiek zmianą i niespodziewanym bodźcem, otrzymujemy sytuację praktycznie nie do opanowania. Potrzebne jest mnóstwo  determinacji, energii, wiary, a przede wszystkim miłości, by sobie poradzić.

Podczas lektury, oprócz zmagań bohaterki i jej syna, poznajemy również realia, w których przyszło im żyć, szczególnie te związane z szeroko rozumianą „pomocą państwa”. Nie jest może tak kiepsko jak u nas (akcja powieści rozgrywa się w 2011 roku), ale rewelacji też nie ma. Na wyspach nieczuli urzędnicy również wydają absurdalne decyzje, z którymi człowiek musi sobie po prostu jakoś radzić. Opieka zdrowotna też pozostawiała wiele do życzenia… Wraz z bohaterami poznajemy inny wymiar autyzmu, to wszystko co dzieje się wokoło chłopca i jest niekończącą się walką jego rodziców. Na osłodę autorka dopełniła powieść pięknymi górskimi krajobrazami i malowniczą posiadłością Balmoral, na terenie której przyszło mieszkać jej rodzinie.

Siła tej powieści tkwi w jej autentyczności, mocy prawdziwego przekazu. Ta książka, będąca zapisem wspomnień – czegoś na kształt pamiętnika – ma głównie wymiar terapeutyczny. Opisuje jednak nie tylko drogę, którą pokonała rodzina Frasera. Jej tekst stanowi lekcję dla wielu z nas: o istocie autyzmu, o kotach, które stają się dobrymi duchami, o nietypowej terapii i prawdziwej przyjaźni. Szkoda tylko, że samego Billego mamy tutaj tak mało…. Książka Booth nie jest wybitnym dziełem literackim, czyta się ją jednak błyskawicznie i warsztatowo jest całkiem poprawna. Przeżycia w niej zawarte przekazane są w bardzo prosty sposób, bez mądrzenia się i uderzania w cierpiętnicze tony. Niektóre opisane wydarzenia sprawiają jednak wrażenia nierealnych, jakby były tylko nadinterpretacją matki, która dostrzega pewne rzeczy, bo chce je zobaczyć. To jest jednak jej książka i jej prawo do postrzegania zdarzeń, w taki a nie inny sposób.

Historia niezwykłej przyjaźni kota i chłopca, została napisana ku pokrzepieniu serc (spójrzcie chociażby na okładkę!). Zwraca uwagę na zjawiska, z którymi nie mamy kontaktu na co dzień, stanowi również punkt wyjścia do rozmowy o felinoterapii. Pod tym względem to bardzo cenna lektura. Jeżeli ktoś pokochał Boba  (Kot Bob i ja, Świat według Boba) i Kleo (Kleo i ja, Koty i córki) będzie tą lekturą zachwycony.

P.S. Więcej informacji o Billym znajdziecie na „fejsbuku”  TUTAJ.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com