Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Wieczór z rekinem #7 Czerwony pies jako błękitny demon

Błękitny Demon to pseudonim ringowy Alejandro Munoz Moreno, meksykańskiego luchadora i  aktora. Występował zawsze w charakterystycznej niebieskiej masce, którą zresztą kładł na szali aż 12 razy i, co ważniejsze, nigdy (!) jej nie przegrał. Oczywiście informacje te przytaczam z czystej przekory, nie mają one bowiem niczego wspólnego z  filmem o Błękitnym demonie. A to z  tego prostego względu, że kluczowej roli nie odgrywa w nim żaden Wrestler, tylko rekiny. Żeby było jeszcze śmieszniej, głównym bohaterem Błękitnego demona jest Czerwony Pies, czyli, bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze…

Daniel Grodnik nakręcił film w 2004 roku, co tłumaczy fakt, że genetycznie zmodyfikowane drapieżniki nie latają ani nie hasają po lądzie, jak na zmutowane rekiny w późniejszych produkcjach przystało. Na początku nowego tysiąclecia naukowcy ulepszyli je tylko troszeczkę – są wytrzymalsze i szybsze  – a i tak okazało się, że pożarło to większość ich funduszy (no i kosztowało sporo wysiłku). Co gorsze, czeka ich jeszcze trudniejsze wyzwanie: rząd chce wykorzystać ich rekiny do walki z terroryzmem. Zadaniem płetwiastych byłoby m.in. namierzanie oraz rozbrajanie bomb. Zanim do tego dojdzie, nasi naukowy muszą oczywiście zmusić tych nietypowych rekrutów do współpracy. Nie trzeba być geniuszem, by odgadnąć, że będzie im szło jak po grudzie. I tak beznadziejne już sprawy skomplikują się jeszcze bardziej, gdy genetycznie zmodyfikowani podopieczni uciekną – dla oszczędności zrezygnowano bowiem z siatki pod napięciem, która miała bestie powstrzymać. Zanim bohaterowie połapią się co i jak, nasze ryby na gigancie zaczną terroryzować okolicę. A przynajmniej będą próbować…

Eksperymenty musiały naszym rybkom nieźle namieszać w móżdżkach. Maszyny do zabijania wyraźnie się zacięły. Ofiara szamocząca się w wodzie nie wywołuje u nich żądzy mordu, tylko niepokój i konsternację. Zamiast ruszyć do ataku zwalniają i kręcą się niepewnie, tak jakby chciały uniknąć konfrontacji. Dają się także w śmieszny sposób rolować i zamiast na soczystego człowieka rzucają się na malutką rybkę. Coś tutaj ewidentnie nie gra. Nasze rekiny, gdy wreszcie dojdą do siebie i nabiorą słusznego apetytu, nie będą miały już niestety szans na upolowanie konkretnego posiłku. Na ich drodze stanie bowiem wędkarz kamikadze, a polujący na nich naukowcy poodpalają już swoje niebezpieczne zabawki. Jedynym, który będzie miał jeszcze coś do powiedzenia będzie, od same początku zbuntowany rekini wódz, niebezpieczny Czerwony Pies.

Eskadra mało krwiożerczych rekinów, atakujących w zwolnionym tempie, to nie jedyny minus Błękitnego demona. Przedstawione tutaj widzowi laboratorium przypomina przedszkole, CGI jest w większości przypadków niepotrzebne i tragiczne, razi nawet humor – a raczej jego brak. Film ewidentnie miał być – co prawda niezbyt lotną, ale zawsze – komedią, jednak w ogóle nie śmieszy. Zawodzą na siłę wprowadzane gagi i płaskie dialogi. Sytuacji nie ratuje nawet Danny Woodburn w roli zarządcy projektu. Aktorstwo również, nie ma co ukrywać, nie powala. Para naukowców (Dedee Pfeiffer – tak, mniej znana siostra – jako Marla i Randalf Batinkoff jako Nathan), którzy mają się rozwieść, ale wcale a wcale tego nie chcą, wdzięczą się do kamer bez większego efektu. Po oczach razi nas także dwóch aktorów, których zatrudniono ewidentnie do roli statystów i nie zapłacono im za wygłaszanie kwestii. Aktorka, której najwyraźniej za to płacą, wciąż coś do nich mówi, na co oni w odpowiedzi teatralnie potakują i kiwają. Wypada to okrutnie nienaturalnie. Takich smrodków znajdziecie w filmie oczywiście więcej, znacznie więcej… Suma summarum jedyne co ratuje tę tandetną produkcję, to wizja poświęcających życie za USA rekinów, tylko, że niestety nigdy się ona nie urzeczywistnia.

Błękitny demon to mierny efekt współpracy czterech scenarzystów (Daniel Grodnik, Lisa Morton, Ron Oliver, Brett Thomson). Po raz kolejny więc sprawdziło się przysłowie: Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com