Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Grozy ci u nas dostatek

Opowiadanie „Brnąc przez kosodrzewinę” miałam już przyjemność czytać w antologii „Żertwa” i muszę się wam przyznać, że nie wiedzieć czemu, byłam przekonana, że zbiór opowiadań Artura Grzelaka będzie miał górski motyw przewodni, że w każdym tekście, autor, zderzy nas z surowym krajobrazem i nieujarzmioną naturą. Zamiast tego zaserwował nam spory wachlarz tematów – od wojennych, przez mitologiczne i baśniowe, po apokaliptyczne – i całe spektrum odcieni grozy: od delikatnej i subtelnej po wulgarną i brutalną.

Artur Grzelak udowodnił, że bardzo sprawnie operuje konwencjami i motywami – niektórym nadając nowe znaczenie, inne tylko stylowo odświeżając. W jego różnorodnych, także pod względem stylistycznym, tekstach znajdujemy liczne literackie tropy. A to świadczy o dużej samoświadomości autora i zapewnia czytelnikowi dodatkową rozrywkę podczas lektury. Zapewne jest także hołdem, dla tych, którzy poprzez swoją twórczość pchnęli go na pisarską ścieżkę.

Groza której tutaj doświadczycie, jak już wspomniałam, nie jest jednorodna. To co podczas lektury rzuciło mi się w oczy, to dosyć wyraźny rozdźwięk między tą, która jest dla nas „wygodna”, czyli stanowi bezpieczne schronienie przed tym czego realnie się boimy, a tą, która bezlitośnie patroszy nas naszymi lękami. Jak dla mnie wyborna mieszanka, która z jednej strony pozwalała mi się rozluźnić i rozsmakowywać w lekturze, a z drugiej wywoływała nieprzyjemny ścisk w żołądku.

Jeśli miałabym się do czegoś „przyczepić”, to byłoby to, w kilku przypadkach, zbyt szybko nadchodzące zakończenia. I to w momentach, w których czytelnik chce „więcej” i „dłużej”, bo przecież, tak dobrze się czyta! To znak panie Arturze, że pora na dłuższą formę. Mam nadzieję, że prace nad jakąś powieścią już trwają. Chętnie przeczytam!

***

W zbiorze „Brnąc przez kosodrzewinę” znalazły się poniższe opowiadania:

„Znalezisko z Blackwood”. Pierwsze opowiadanie, to bardzo stylowe wprowadzenie do zbioru. Zagubiony w oparach opium pisarz zmaga się z twórczą blokadą. By odzyskać wenę i zapał do pracy, przy okazji odstawić też używki, wyprowadza się do małej, malowniczej miejscowości. Pech chce, że zadomowił się tutaj w przeszłości pewien żądny krwi i ofiar kult… Ciekawa i klimatyczna wariacja na temat znanego motywu.

„Leprechaun”. Krótkie opowiadanie o gorzkim wydźwięku. Pozornie nasączony baśniowym rysem, a w rzeczywistości brutalny opis tortur, które chociaż rozgrywają się po drugiej stronie tęczy, nie są przez to wcale słodsze…

„Pożóg”. Opowiadanie znane nam również ze „Słowiańskich koszmarów”, rozprawia się z naszym sielankowym wyobrażeniem o życiu Słowian. Artur bezceremonialnie wrzuca nas w samo serce nasyconego okrucieństwem świata, zamieszkiwanego przez pragnące zemsty demony, bezlitosne bożki i jeszcze gorszych ludzi. Naszym bohaterom przyjdzie rozprawić się z nękającym ich osady Pożogiem. Niestety, można go pokonać w tylko jeden sposób: odprawiając wymagający największej ofiary rytuał. Klimatyczne i brutalne błędne koło.

„Dziewczynka z granatami”. W trakcie bitewnej zawieruchy, młody żołnierz dostrzega dziewczynkę, która nie zważając na to, co dzieje się wokół, oferuje mu granaty przywiezione w dziecięcym wózeczku. Następnie znika. Chłopak zaczyna pytać i dociekać. Czy to co widział było rzeczywiste, czy był to koszmarny omam? W tle jego poszukiwań wciąż toczy się wojna: smutne zło, które od wieków panuje nad ludzkimi duszami.

„Patostreamer”. Bohater opowiadania zarabia streamując imprezy organizowane w piwnicy. Niestety, jak to zwykle bywa, on i jego „paczka”, z czasem stają się dla podglądaczy nudni. Zamiast pieniędzy jest hejt. Opowieść przepełniona patobeznadzieją, ukazująca patodno do którego spływa ludzki, pozbawiony perspektyw i nadziei, ściek. Dosadne, wulgarne, i niestety, bardzo na czasie.

„Black Isle Inn”. Akcja tego opowiadania rozgrywa się w dalekiej (albo co gorsza, wcale nie dalekiej) przyszłości, na wyniszczonej i wypalonej przez słońce Ziemi. Główny bohater, podczas swojej wędrówki postanawia zatrzymać się w położonej na odludziu tawernie. I początkowo mu się tam podoba…To świat, w którym ludzie, by przetrwać nie mogą cofnąć się przed niczym. Zakończenie zaskakuje i uświadamia, nam, że w prawdziwym życiu, rzadko ma się jednak farta i wychodzi cało z opresji.

„Kot czarny, los marny”. Pokażcie mi dziecko, które oparłoby się pokusie zabrania do domu bezdomnego, przyjacielskiego kota. Znając siebie też bym uległa. Ów kot jednak, nie na darmo ma na imię Pluton i doskonale wie, co robi łapiąc ludzi na swój słodki pyszczek.

„Brnąc przez kosodrzewinę”, to opowieść o dzielnych wojach, którzy wyruszają w podróż przez góry, by wezwać pomoc do walki z barbarzyńcami. To z czym przyjdzie im się zmierzyć podczas wędrówki zdaje się gorsze od hordy wrogów. W tym opowiadaniu urzekła mnie niesamowita, surowa i ocierająca się o szaleństwo atmosfera.

„Parszywa robota”. Kolejna ciekawa wariacja na temat. Główni bohaterowie, czyli  hieny cmentarne, realizując najnowsze zlecenie liczą na spory zarobek. Gdy wszystko zdaje się iść zgodnie z planem, na ich drodze pojawia  kruk, który każe im dowieźć przesyłkę, w inne niż wcześniej ustalone miejsce: na Dunwich. Niestety podczas podróży jeden z mężczyzn zaczyna zastanawiać się, po co tajemniczemu jegomościowi zwłoki pięknej dziewczyny. Nie pierwszy raz okazuje się, że ciekawość to pierwszy stopień do… poważnych kłopotów.

„Kodawirus”. Gdy dochody koncernu spadają, pozbawieni sumienia biznesmeni nie cofną się przed niczym: znów się „przypadkowo” wypuści wirusa, zasieje panikę, sprzeda szczepionki i wyjdzie na swoje. Zabawa w Boga tym razem się jednak nie udaje. Wirus mutuje szybciej i ma bardziej apokaliptyczne zapędy od poprzednika.

„Pregrynacje Pyteusza z Massalii”. Nasz bohater, Pyteusz, wspomina swoją morską wyprawę, podczas której dopłynął zdecydowanie za daleko. Zakończenie równie zaskakujące, jak te z „Głębi strachu”. Skojarzenie z przygodami Odyseusza, też nieuniknione.

„Szeptucha”. Szeptuchy kojarzą nam się raczej z dobrodusznymi staruszkami, które wykorzystują swoją wiedzę do niesienia pomocy. Ta, którą przyjdzie nam poznać jest jednak inna i ma zupełnie inne, mroczniejsze, zamiary. I, no cóż, cel uświęca środki, prawda?

„Maximum Carnage”. Mogłoby się wydawać, że to, jedno z wielu, opowiadanie o zwyrodnialcach i psycholach, których jedynym celem życiowym jest mordowanie i gwałcenie.  Autor przełamuje jednak schemat. Okazuje się bowiem, że motywacja opisanych przez niego wykolejeńców jest dosyć nieszablonowa – co oczywiście nie czyni ich dokonań mniej okrutnymi i podłymi.

„Przesłuchanie”. Wyobraźcie sobie sytuację, w której ktoś porywa was z domu i tak długo torturuje aż nie przyznacie się, chociaż zupełnie nie macie pojęcia do czego. Najgorsze, że ta „przyjemność”, to zaledwie początek „zabawy”. Historia przypomina odrealnioną, nie mającą końca piekielną karę. Co gorsza, może wcale nią nie być, bo czasami rzeczywistość nie ustępuje w niczym najgorszym koszmarów. W tym tekście wyraźnie usłyszycie echo „Procesu”.

„Miłość i nienawiść”. To bardzo przejmujący i emocjonujący tekst, który pokazuje do czego prowadzi ślepa nienawiść; nie dostrzeganie człowieka, lecz nacji; krzywdzący podział na „my” i „oni”; przyzwolenie na bestialstwo. W dziejach ludzkości, to nigdy nie kończyło się dobrze. Niestety mimo upływu lat, niewiele się w tej kwestii zmieniło. Człowiek wciąż upada, pociągając innych za sobą.

„Pierwotne instynkty”. Typowe rape and revange. Czytelnik nie ma cienia wątpliwości komu kibicuje. Zwłaszcza, że w całą sprawę zaplątani są, czujący się bezkarni, politycy jednej partii.

 

[współpraca barterowa]

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com