Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Skąd się wzięły złotofutre koty?

Słyszałam o kotach brytyjskich i rosyjskich szczycących się aksamitnym niebieskim futerkiem. Słyszałam także o norweskich leśnych z „lisimi” ogonami, o somalijskich temperamentnych zadziorach i kubańskich Blues’ach. Wymieniać mogłabym bez końca. Do tej pory jednak nie słyszałam o złotych, chińskich kotach, które mają łapki i pyszczki jak róże i posiadają niespotykanie długie ogony. Jak się okazało nic dziwnego, że nigdy na takiego nie wpadłam. Zaintrygowana tytułem, mimo wzmożonych poszukiwań nie znalazłam niczego, co dawałoby chociaż cień szansy, na to że taka rasa naprawdę istnieje. Niepotrzebnie jednak szukałam, gdybym zamiast zatrzymywać się uparcie na tytule od razu przeszła do lektury, za sprawą pewnej pięknej legendy dowiedziałabym się skąd się owe tajemnicze zwierzęta wzięły.

Otóż na początku świata, gdy ten pachniał jeszcze nowością, koty zamieszkiwały Wyspę Szczęśliwych Kotów. Tam żył także największy i najczcigodniejszy ze wszystkich – Prakot, który rozesłał swoich towarzyszy po całym świecie. Były to mądre, dumne i odważne zwierzęta. Było zrozumiałe, że ludzie poważali je i cenili. Z czasem łącząca ich sekretna więź rozluźniła się i zaczęli oddalać się od siebie. Także koty zapomniały o swoim pochodzeniu, stały się nie tylko dzikie, ale i nikczemne, a ich złote futerka straciły kolor i blask. Tylko pod Chińskim Murem koty pozostały niezmienione: mądre, refleksyjne i złotofutre.

Nasz bohater urodził się właśnie pod Chińskim Murem, jest więc „prawdziwym” kotem. Jego futro jest złote, ma odważne serce, a przy tym pozostaje bardzo bystrym i inteligentnym stworzeniem. Jego dni (to akurat można powiedzieć o każdym domowym lwie kanapowym) przemijają głównie na rozmyślaniu do czasu, gdy nie usłyszał on rozmawiających o Paryżu Manada-Rynów. Uświadomił sobie wtedy, że świat jest większy niż przypuszczał i że istnieje ogromne „gdzie indziej”. Kot postanawia poznać to miejsce, doświadczyć go namacalnie. Czuje bowiem, że pozostając w miejscu niczego więcej się nie dowie – ani o Paryżu, ani o wielu innych sprawach. Wyrusza więc w niebezpieczną podróż. Jego wędrówka obfituje w liczne  przygody podczas których poznaje Statek nad Statkami, paryskich członków Towarzystwa Lotofagów, przyjaznego psa i wrogo nastawione szczury. Z tymi ostatnimi – niechętnie ale było to konieczne – stoczył nawet krwawą i okrutną wojnę. Wygrał ją tylko dzięki sprytowi i odwadze. Jakby tego było mało musiał jeszcze biec bez wytchnienia wiele dni i nocy, by w końcu dotrzeć do celu. Gdy dotarł na miejsce Paryż oczywiście wzbudził w nim zachwyt. Najważniejsze jednak, że właśnie w nim odkrył prawdę o życiu i szczęściu, po czym nareszcie spokojny wrócił pod swój ukochany Chiński Mur – jego podróż zatoczyła więc koło.

Co kryje w sobie taka pozornie prosta historia? Jak wiele pozornie prostych opowieści – wiele wartości i prawd, które dostrzeżemy jeśli zrzucimy z nich powłokę dosłowności. Chiński Kot to filozoficzną bajka o poszukiwaniu sensu życia. Trzeba zajrzeć w nią głęboko, by zrozumieć, co autor chciał nam w niej przekazać. Zanim jednak to zrobimy zadamy sobie mnóstwo pytań. Np. Dlaczego Kot musiał wybrać się w daleką podróż, by zapragnąć powrotu do domu? Odpowiem na to pytanie pytaniem: Skąd mamy wiedzieć co jest dla nas dobre, jeśli nie spróbowaliśmy kilku rzeczy? To przecież dzięki kolejnym odkryciom świat przybiera nowe oblicza, a my widząc ich mnogość możemy wybrać te, które nam się najbardziej podobają. Podczas lektury zrozumiemy także, jak ważne osiąganie swoich celów i spełnianie marzeń, nie poddawanie się mimo piętrzących się przeszkód. Nie bez powodu najdłuższa część książki, to ta najbardziej mroczna  i brutalna. Chiński Kot na śmierć i życie walczy ze szczurami. Trup wroga ściele się gęsto, ale i złoty kot nie wychodzi z walk bez szwanku. O wiele łatwiej byłoby, gdyby się po prostu poddał. Wtedy nie odnosiłby już kolejnych ran, ale także nigdy nie dotarłby do Paryża i nie odkryłby tego, co daje mu szczęście.

Książkę można odczytać także jako metaforę ludzkiego życia. Podsłuchana rozmowa Manada-Rynów, to moment przełomowy (inicjacja), który przeżywa każde dziecko, gdy zaczyna pojmować, że świat to więcej niż dom rodziców, dziadków i znajomy plac zabaw. Gdy jesteśmy młodzi chcemy poznawać i podbijać świat. Czynimy to z różnym skutkiem: odnosimy sukcesy, ale i porażki. Z wiekiem zaczynamy doceniać stabilizację, spokój, powoli rozumiemy już czym jest szczęście. Odkrywamy, że wcale nie trzeba za nim gonić, ono przychodzi do nas samo, gdy zrozumiemy, że cały czas tkwi w nas samych. Nie dotrzemy jednak do tej prawdy, jeśli wcześniej nie odbędziemy symbolicznej podróży i nie dowiemy się, co akurat dla nas jest ważne. Zanim więc Chiński Kot zazna oświecenia, zasiądzie na powrót nad rzeką, zacznie ssać „duży palec u stopy” i zatopi się w marzeniach, upłynie dużo wody.  Tak jednak zdobywa się mądrość – z czasem.

Ponadto opowieść fińskiego pisarza, prezentuje nam inny model szczęścia (akurat ten, który wybrał Chiński Kot). Poznajmy go dzięki paryskim rybakom, którzy po prostu łowią. Nie zależy im na rybach, tylko na samym akcie łowienia. Także nasz Kot odrzuca tytuły, możliwość wygodnego życia. Woli skupić się na istocie „niedziałania” – czyli buddyjskiego „wu wei”. Zamiast gonitwy, chęci zdobywania i posiadania wybiera medytację.

Opowieść Waltariego po raz pierwszy wydano w 1932 roku, od tego czasu nie straciła ona na znaczeniu. Tekst to prawdziwy majstersztyk, nie można więc przejść obojętnie obok  kunsztu pisarza. Jego słowa płyną jak rzeka, a my czytelnicy jesteśmy pośród nich, jak żeglarze pozbawieni steru, dryfujący po obcych wodach – nie wiemy dokąd nas one zaprowadzą, ale nie przeszkadza nam to podziwiać kolejnych widoków, które przed nami odsłaniają. Mimo wielu ukrytych znaczeń Chińskiego Kota czyta się bardzo lekko i przyjemnie. Dziecko na pewno nie będzie czuło się przytłoczone ani znudzone opowieścią. Autor świetnie wczuł się w dziecięcy sposób myślenia: nieograniczony, w efekcie, momentami absurdalny. Także dorosły doceni puszczone do czytelnika oczko, dowcip ukryty w tekście: te tyczące się WUJA, Lotofagów, Manada-Rynów i amerykańskich turystów. Zwłaszcza, że na końcu książki okazuje się, że autorowi ową historię opowiedziała pewna paryska, hotelowa kotka, która uznawała go za skrajnie naiwnego.

Żadna gra z czytelnikiem i traktowanie tematu z przymrużeniem oka nie odbierze tej bajce nic z jej wagi. Bo jak to ma w zwyczaju dobra literatura, nie daje nam ona gotowych recept, tylko skłania do zadawania pytań i poszukiwania na nie własnych odpowiedzi. Historię Chińskiego Kota dopełniają tajemnicze, oniryczne ilustracje. Akwarele Marii Ekier są nie tylko piękne, ale i niejednoznaczne, niepokojące. To one budują atmosferę opowieści, bo zdają się chodzić – jak to koty – własnymi ścieżkami.

P.S. Książka wyjaśnia nam także kocią niechęć do pływania:

…w Błękitnej Rzece mieszka Wielki Gawron Wodny, który bardzo chętnie pożera małe kotki, zwłaszcza jeśli mają one futro w kolorze złota.

 

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com