Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Kończ Waść wstydu oszczędź!

Obiecałam sobie, że nie będę się rozpisywać, bo naprawdę nie ma o czym. Zdeklarowanych apologetów z pewnością nic nie zdoła zniechęcić i w dalszym ciągu będę łykać Ćwieka „jak leci”,  z kolei ci, którzy uznali, że jego książki przestały być dla nich interesującymi lekturami, zdążyli się wykruszyć na pierwszej i drugiej części przygód Chłopców. Ja też do fanów tej serii nie należę, ale postanowiłam czytać kolejne tomy, by przekonać się do czego autor jest jeszcze zdolny. I niestety  do pochwalnego chórku wyznawców, którzy wiernie trwają przy  pisarzu nie dołączę. Gdzie się podział autor Kłamcy (pierwsze tomy) i Ciemność płonie, który przyzwyczaił nas do zupełnie innego poziomu utworów?

W części trzeciej przygód Chłopców, intryga zaciska coraz mocniej pętlę wokół szyi Dzwoneczka. Odbiera mu nie tylko Chłopców, atrybuty wróżki, pamięć i samoświadomość, ale co gorsza odbiera jej wiarę we własne istnienie. Kolejni bohaterowie zapadają się w nicość szarego dnia, z dala od ukochanego Wesołego Miasteczka, swojej wytęsknionej Nibylandii. Antagoniści nie przebierający w środkach, wymachują czytelnikowi przed oczami sztandarem zwycięstwa. I słusznie, wszystkie atuty bowiem są w ich rękach.

Podczas lektury wypatrywałam jej końca, niczym dziecko świętego Mikołaja. Rozumiem, że można pisać tylko po to, by sprzedawać i zarabiać. Ćwiek nigdy nie ukrywał swoich prawdziwych intencji. Ale to, co się stało naprawdę mnie smuci. Smuci mnie dlatego, że najwyraźniej wyczuł koniunkturę. Tworzy to, co pewien target, grupa docelowa naprawdę chce czytać. A chce czytać książkę warsztatowo nijaką, niechlujną i wulgarną. Pomysł jakiś jest – i to nie głupi -, ale historia skądinąd ciekawa i obiecująca, została rozciągnięta do granic możliwości, jak gumka w naprawdę bardzo starych gaciach. Lada moment powstanie część czwarta. I zapewne będzie w niej znów multum niepotrzebnych zapchaj dziur fabularnych. Ćwiek to nie King (patrz Przebudzenie), żeby mu to wybaczać. Maniera rozbudowywania w nieskończoność, nie wnoszących do fabuły nic istotnego wątków, to domena Króla. Ćwiek nie potrafi prowadzić narracji aż tak dobrze. Chociaż trzeba przyznać, że odwołanie się do książki wspomnianego pisarza 1408 jest sprytne. I jeszcze raz podkreślę: pomysł na książkę jest świetny, wykonanie NIE!

Mimo dosyć częstych zwrotów akcji, która momentami pędzi jak oszalały nosorożec przez sawannę, można się zanudzić, bo gdyby tak wywalić wulgaryzmy i sceny o seksualnym (poziom genitalno-analny) zabarwieniu niewiele zostaje. Nie jestem pruderyjna, lubię konkrety, więc jak już gwałt, to w stylu Edwarda Lee, a nie takie wygładzone „pitu pitu”. Jak już łamać reguły, to tak, żeby chrupały łamane kości i wyrywało czytelnika z butów. Poza tym, żeby czytelnik łyknął klnącego jak szewc bohatera, najpierw musi być on na tyle wiarygodny, by w niego uwierzyć. A ja w bohaterów Ćwieka nie wierzę – no może za wyjątkiem Pana Propera… Zwłaszcza, że rynsztok w tej książce sięga zenitu, bo nawet powietrze „jebie nudą”. To już nawet nie jest stylizacja, to już nawet nie jest jakaś idea uwalniająca słowa. Ekipa wiecznie nietrzeźwych, półmózgów, którzy przez ostanie pół roku ocieplali mi blok i spartaczyli oczywiście wszystko, porozumiewała się mniej więcej na takim poziomie. Do tego zmierzamy? Tego naprawdę chcemy?

Rzeczywistość w Chłopcach jest niepokojąco i niebezpiecznie patologiczna, zniekształcona. Hiperbolizacja ma zapewne na celu wyostrzenie kontrastu. Bo w dorosłym życiu są ofiary, jest brud, są złamani ludzie. Ma być ponuro i refleksyjnie – bo czymże innym jest w końcu dorosłość.  Ale tekst Chłopców i to co z sobą niesie, nie jest już nawet kontrowersyjny, nie stanowi skandalizującego wyzwania, łamiącego zastygłe skorupy i normy – sprał się coraz bardziej z części na część. To już nawet nie szokuje i nie bawi. W zasadzie to o jakich treściach ja niby tutaj mówię? O prymitywizacji?

Może i w czwartej części biedne, zombie-szczury łaskawie zasłużą na jakiś epizodzik. W trzeciej bowiem, jak i w drugiej, tylko tyle im zaoferowano – wyskakują, jak  Filip z konopi, po to tylko, by można było napisać kolejny rozdział. Tym razem, wreszcie ukazuje nam się osławiony Piotruś Pan, który zachował w sobie dziecko – kierowane imperatywem wewnętrznego  chcenia, absolutnym brakiem  empatii i świadomości wyrządzanego okrucieństwa. Pan Proper jest jak zwykle nieoceniony i ratuje fabułę – bo misterny plan zła nie przewidział jednego: KOTA. Cień i Piotruś zapomnieli bowiem o tym, że: gdzie diabeł nie może tam kota pośle… Reszta bohaterów raczej bez zmian, mimo transformacji do której zostali podstępnie zmuszeni, nadal zachowują się tak, jakby popijali herbatkę prytą. Mężczyźni u Ćwieka myślą przyrodzeniem, a kobiety dzielą się na ponętne laski zostawiające za sobą ślimacze ślady lub obwisłe, zmierzłe żony. Zasadniczo to większość bohaterów ma ujemne IQ.

Co się broni? Na uwagę zasługują sugestywne, plastyczne opisy. Książkę można też uznać za ciekawostkę ze względu na wariację o Piotrusiu Panie, koniec końców jest to także źródło jakiejś tam rozrywki. No i oczywiście nie mogło zabraknąć zakończenia z przytupem. Ćwiek serwuje nam na pożegnanie na tyle mocny akcent, że ten naprawdę rozbudza ciekawość spragnionych wrażeń. Zadedykowanie historii odtwórcy roli Piotrusia Pana, czyli Robbinowi Williamsowi, to trzeba przyznać, miły gest. Niestety mam wątpliwości, czy  wspomniana dedykacja faktycznie powstała z potrzeby serca, czy jest skalkulowanym na zimno, wyrachowanym zagraniem  „pod publiczkę”. I jest mi przykro, że przychodzą mi do głowy takie wątpliwości. To świadczy tylko tym, jak daleko już zabrnęła POZA Ćwieka.

Długich dni i zaczytanych nocy.

Podążajcie za atramentowym królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com