Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Strzeż się cienia…i szpady

Jedyne co wiedziałam o tej książce, gdy po nią sięgałam to to, że będę miała do czynienia z literaturą fantasy spod znaku płaszcza i szpady. Nie jestem jakąś szczególną wielbicielką tych klimatów, więc podchodziłam do niej nieco sceptycznie. Tym bardziej dałam się zaskoczyć – i to pozytywnie. Moje obawy runęły więc z hukiem, a siła uderzenia pewnie była odczuwalna na ostatnim poziomie cieńprzestrzeni. Czy było słychać huk, niestety nie wiem, nie mam bowiem pojęcia, jak dźwięk się zachowuje w tej ocienianej przez antysłońce przestrzeni. Na wstępie apeluję do przyszłych czytelników Cieniorytu: unikajcie wszelkich spojlerów, czytajcie na „świeżo”! Chociażby z tego prostego względu, że autor w połowie powieści zastosował pewien ryzykowny zabieg. Nie dość, że mu się udał, to jeszcze po jego zastosowaniu poprowadził dalej świetnie fabułę. Myślę więc, że warto „nie wiedzieć”, bo wtedy wrażenia podczas czytania mamy gwarantowane, a to o nie głównie w tej książce chodzi. Brzmi to pewnie dosyć enigmatycznie, ale w trakcie lektury każdy zrozumie o co mi chodzi. Nie puszczę więc pary z ust, choćby mnie łamali kołem przez wszystkie cienie świata na raz.

Niepokorny szermierz, weteran wojny dwudziestoletniej, Arahon Caranza Martenez Y’Grenata Y’Barratora (w życiu nie zapamiętam) tkwi w sieci dziwnych zależności, które wymuszają to na nim nieustanną czujność. Chwila nieuwagi może kosztować go życie. Lata doświadczeń nauczyły go, że trzeba ufać swojemu instynktowi, bo ludzkie życie nie znaczy nic, gdy stanie się komuś na drodze do władzy lub bogactwa. Nasz bohater ma już jednak dosyć awanturniczego życia, coraz trudniej pogodzić mu się z krwią, którą ma na rękach. Zwłaszcza, że zabił męża kobiety w której jest – najwyraźniej z wzajemnością – zakochany. Łączy ich skomplikowana relacja, w którą oboje nie chcą się angażować, ale z której nie potrafią też zrezygnować. Zdają sobie bowiem sprawę z tego, że syn Iorandy (bo tak się zowie obiekt westchnień szermierza), kiedyś pozna prawdę i będzie chciał pomścić ojca, mimo iż na chwilę obecną wujka Arahona bardzo lubi. Poczucie niespełnienia Barratory powoduje, że staje się on nam bliski. Rozumiemy, dlaczego chciałby się wyciszyć, wyjechać z Serivy. Wiemy jednak także, że oszukuje sam siebie. Przecież jeszcze tyle spraw jest do załatwienia, przyjaciele i obcy w potrzebie – szpada Arahona nie może i nie chce spocząć. Na dokładkę czarne chmury zdają się piętrzyć nad jego głową. Zaprzyjaźniony pasjonat-drukarz chce wydać pamiętniki Czarnego Księcia, czym zwraca na siebie uwagę pewnych złowrogich sił, równocześnie pewien holbravski uczony tworzy historyczny cienioryt – i nieświadomie naraża życie swoje i córki, w tej sytuacji wystarczy, że Barratora skrzyżuje rapier nie z tym, z kim powinien i po raz kolejny w życiu jest wplątany w intrygę wagi państwowej. Vastylia znów jest w niebezpieczeństwie, a ledwie się pozbierała po ostatnich zawieruchach historii.

Tajemnicą dla czytelnika pozostaje, kto jest narratorem powieści. W pewnym momencie, gdy rozumiemy już rządzące tym światem relacje, zaczynamy się domyślać, kto może nim być. Odpowiedź dająca stuprocentową pewność przychodzi do nas w nietypowych okolicznościach, o których nieśmiało wspomniałam we wstępie tekstu. W powieści pojawia się wiele ciekawych postaci, każdy może być tajemniczym „opowiadaczem” bez szkody dla fabuły. Bohaterowie mimo przerysowania są wewnętrznie spójni. Mamy ochotę ich poznawać, co jest ważne, bo to właśnie na postaciach drugoplanowych zbudowana została spora część powieści.

Piskorski ma nie tylko odwagę, ale ma także talent. Płynnie przeprowadził czytelnika przez labirynt intryg, podstępów, zdrad, pojedynków i nietypowy romans. Wiemy dokąd zmierza akcja – mniej więcej – bo książka wpisuje się we wzorzec literatury przygodowej płaszcza i szpady. Nie jest jednak nudna ani wtórna. Pisarz dosyć długo wodzi nas za nos nie zdradzając, kto jest głównym wrogiem, z którym w ostatnich scenach przyjdzie bohaterom stoczyć spektakularną walkę. Nic nie dają kolejne podpowiedzi: każdy z elementów układa się w całość dopiero, gdy wszystkie karty zostają już odkryte. W trakcie lektury nie wiemy również, kto jest zdrajcą a kto przyjacielem najczęściej do momentu aż ktoś po prostu nie zdradzi lub nie zginie dzielnie stojąc u boku tych, którym kibicujemy. Akcja jest wartka i bardzo dynamiczna. Autor jednak nas nią nie przytłacza, daje nam chwile wytchnienia a to opisując historię jakiegoś państwa, miasta, dzielnicy, a to skupiając się na zupełnie nieistotnym wątku, przypadkowej postaci. Z gracją szermierza porywa nas do tańca i wycisza – po mistrzowsku.

Na miejsce akcji autor wybrał XVI –XVII wieczną Hiszpanię. W wykreowaniu własnej rzeczywistości posłużyły mu relacje polityczne panujące w tamtym okresie w Europie (zdradzają nam to m.in. zniekształcone nazwy własne). Nie trudno wyczuć, że mamy do czynienia z wydarzeniami autentycznymi przepuszczonymi przez mikser wyobraźni. Plastyczne, szczegółowe opisy tchnęły w ten stary świat nowe życie. Trzeba w nim jednak uważać na coś, co dla nas wydaje się całkiem niegroźne. Trzeba unikać cieni. Te rzucane przez przedmioty mogą być portalami, przez które może dosięgnąć nas wróg. Gdy przez przypadek nastąpimy na cień żyjącej istoty, następuje zespolenie w wyniku którego możemy stracić swoją tożsamość. Cień kształtuje tradycje i ludzkie nawyki, np. w Serivie „mieszanie” cieni nie jest mile widziane, na wyspie Patrze, to sposób na zachowanie mądrości i umiejętności pokoleń.

Cieńprzestrzeń jest dla ludzi obcym miejscem, mimo, że jest stale obecna w ich życiu. Jeśli ktoś niedoświadczony wejdzie do świata mroku, najpewniej zginie. Znajduje się tam bowiem wiele warstw i miejsc, w których nawet istoty zamieszkujące ten świat nie są bezpieczne. Ze względu na ogromne powiązanie i zależność obu tych płaszczyzn istnienia łatwo o odwrócenie perspektywy. Tak samo źle, jak my u nich, czują się u nas mieszkańcy cienia. Po co się więc ludzie się tam pchają, budują jakieś Żebra i wejścia? Odpowiedź jest prosta i w świecie ludzi aż nadto oczywista: dla władzy. Piskorski nie dokonał prostego podziału: światło jest dobre, cień zły. Cieńprzestrzeń owszem przeraża, ale nie dlatego, że jest zła. Oba światy po prostu nie mają wspólnego języka, nie rozumieją się nawzajem. To co je łączy to to, że i w jednym i w drugim toczy się walka o wpływy, i że w jednym i w drugim żyją dobrzy i źli. Prawdziwa groza to manipulacje osób, którzy zrobią wszystko by zdobyć przewagę nad innymi ludźmi.

Żeby nie było jednak za pięknie, trafiają się także w Cieniorycie fragmenty, które niestety nie są udane, powodowały bowiem, że się gubiłam. Pomijam już czas, którego potrzebowałam na wczytanie się w dziwne imiona i nazwy. Ręce opadały mi, gdy próbowałam wgryźć się w świat cieni. Coś mi tutaj nie grało. Pojawiły się pytania bez odpowiedzi, niedociągnięcia. Cienie istot myślących zasadniczo różnią się od tych rzucanych przez przedmioty. Trzeba uważać na pociski z cieństrzelb, portale itd. (więc niby jak być bezpiecznym?). Jednak tylko cienie rzucane za dnia są niebezpieczne, te ludzkie oczywiście. Dlaczego te nocne nie działają? Poza tym czy da się przez całe życie nie nastąpić na czyjś cień, chociażby w ciasnych portowych uliczkach, na targach między straganami? Takie założenie nie jest to dla mnie wiarygodne. Podziwiam pisarza za pomysł i wkład jaki włożył w ukształtowanie mrocznej części przestrzeni, ale nie byłam w stanie sobie go wyobrazić. W momencie, gdy Legion tłumaczy bohaterowi czym/kim jest ich przeciwnik i jak powstał, mój mózg po prostu się wyłączył. Te wszystkie A i B i A-1, BB-2 po prostu mnie „zabiły”. Odpadłam. Zanadto to było przekombinowane i jeszcze podane w niezbyt czytelnej formie. Nie chciałam „bawić się” w rozrysowywanie zagadnienia w momencie, gdy mam do czynienia z książką głównie rozrywkową – mijało się to z celem. Po prostu wiec skupiłam się na głównej akcji: intrygi, knowania, pojedynki, zostawiając kwestie specyficznego uniwersum, gdzieś w domyśle, jako intrygujące tło.

Światy opisane w tej fantastycznej historii są od siebie odcięte. Niepojęte wydaje się więc to jak mocno są ze sobą powiązane, jak się przenikają, jaka jest siła wzajemnych zależności od których nie mogą się wyzwolić. Kolejne wydarzenia, których jesteśmy świadkami pokazują gorzką prawdę o ludziach. To smutny obraz. Przekonujemy się, że bać nie należy się tego co nieznane, ale tylko tego, co ma złe zamiary. Poza tym w książce Piskorskiego nie znajdziemy jakiegoś drugiego dna ani filozoficznych dysput. Ta powieść to rozrywka w czystej postaci. Według mnie, należałoby potraktować ją jako towar eksportowy. Chciałabym nawet zobaczyć jej ekranizację (ale nie w polskim wykonaniu, co chyba nikogo nie dziwi). Mam więc nadzieję, że tak wbrew zimowej aurze, przyjmiecie zaproszenie do słonecznej krainy Vastylii.

Długich dni i zaczytanych nocy
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

 

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com