Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Przecież znasz moje imię…

Pojawienie się Bonda zawsze zwiastuje, że ktoś umrze, w końcu zawsze ktoś umiera. Po śmierci Iana Fleminga, Bond jako postać literacka stał się wyzwaniem. Kilku autorów próbowało swoich sił: Sebastian Faulks, Jeffery Deaver, William Boyd. W 2013 roku spadkobiercy Iana Fleminga zwrócili się do Anthony’ego Horowitza, alby kontynuował spuściznę po pisarzu. Horowitz wahał się, bo oprócz zaszczytu i odpowiedzialności takie zadanie wymaga ogromnego talentu. Nie chodzi bowiem tylko o to, by dokonać pastiszu, ale uchwycić charakterystyczną . Mam jednak przed sobą powieść „Cyngiel śmierci”, co oznacza, że Horowitz podjął się wyzwania.  Do napisania tej przygody pisarz Bonda sięgnął naprawdę głęboko, aż do pewnej zapomnianej historii. Fabuła „Cyngla śmierci” bazuje na scenariusza serialu, który miał powstać w Ameryce. Jedno z opowiadań nosiło tytuł „Śmierć na kołach”.  Horowitz nie jest jedynym pisarzem, który po Flemingu pisał o Bondzie, jednak jako jedynemu udało mu się jednocześnie wskrzesić i odświeżyć agenta 007. Horowitz zawarł w swojej powieści 400 500 słów oryginału Fleminga, reszta stanowi doskonałe rozwinięcie uniwersum Bonda o kolejną zapierającą dech w piersiach przygodę.  Jestem bezgraniczną wielbicielką Bonda, który tuż obok Batmana jest jednym z moich ulubionych superbohaterów. Czytanie i słuchanie „Cyngla śmierci” stanowiło dla mnie czystą przyjemność. Myślę, że większą miał tylko sam pisarz, któremu zazdroszczę, że poznał przygodę Bonda jako pierwszy.

James Bond jest postacią, która przedstawiać się nie musi – You know my nameNiestety większość ludzi zna go bardziej z adaptacji filmowych, niż z literackiego oryginału. Myślę, że  wiele osób, które idąc za Bondem z wielkiego ekranu sięgnęło po książki, mocno się zdziwiło. Kinowa wersja Bonda nie jest tak sadystyczna, rasistowska, mizoginistyczna, złośliwa i jawnie erotyczna, jak na kartach powieści Fleminga.  A ja jestem fanką właśnie takiego agenta 007. Wyrosłam na filmach o nim, które namiętnie i wielokrotnie oglądałam wraz z moim ojcem. Prawdziwego Bonda odkryłam na kartach powieści nieco później. I choć od tamtej pory poznałam wielu wspaniałych fikcyjnych agentów, to James Bond zawsze pozostanie dla mnie najlepszym z najlepszych.

bond cyng 2

ŚWIAT PRAWDZIWYCH MĘŻCZYZN

„Cyngiel śmierci” to kontynuacja motywów jednej z lepszych powieści Iana Fleminga, gdzie rutynowe śledztwo w sprawie przemytu złota zamienia się w szaloną przygodę na pokładzie stratocruisera. Po wydarzeniach z „Goldfingera”, Bond zabiera ze sobą (nawróconą na mężczyzn) Pussy Galore do Londynu, gdzie spędza z nią upojne dwa tygodnie urlopu. Gdy powoli zaczyna się nią nudzić, jak znoszoną marynarką trafia się ciekawa misja: ochrona kierowcy rajdowego przed agentami SMIERSZ. Oczywiście misja kończy się sukcesem, jednak w trakcie jej wykonywania, Bond trafia na trop o wiele grubszej intrygi związanej z pewnym Koreańczykiem oraz rakietami kosmicznymi.

Spora część historii toczy się wokół wyścigu Grand Prix w Niemczech na torze Nurburgring. Świat kierowców, to bardzo męski świat. Horowitz szczegółowo opisuje aspekty zarówno samych wyścigów, jaki i sprzętu, samochodów oraz całej otoczki temu towarzyszącej (czyli łatwych i pięknych kobiet). Autor nie tylko wprowadza w tajniki technik wyścigowych, ale również przybliża aspekty techniczne inżynierii rakietowej, bowiem Bond będzie musiał powstrzymać pewnego szaleńca przed wystrzeleniem rakiety. Jak widać, fabuła dzieje się w typowo męskim świecie pachnący smarem, potem i wysoko oktanową benzyną.  Męski świat „Cyngla śmierci” pachnie testosteronem i czuć w powietrzu napięcie wynikające z więzi między ofiarą, a drapieżnikiem, królikiem, a wężem. Horowitz naprawdę włożył sporo pracy, by umotywować wszelkie posunięcia bohaterów, które są dokładnie wyjaśniane, mają sens i stanowią część ich taktyki, a co najważniejsze są dalece prawdopodobne. Nie wierzycie? Cóż, ja wierzę, dla Bonda wystarczy cień szansy, by spróbować.

006-bond-girls-530x253

BOND i KOBIETY

Bond jest mizoginem, sadystą, pewnym siebie prowokatorem. Horowitz nawiązuje do spuścizny po Flemingu pokazując agenta twardego, skutecznego, szorstkiego i pozbawionego tak krytykowanej w filmach autoironii.  Czytając „Cyngla śmierci”  nie raz jego wewnętrzne dialogi budziły we mnie odrazę i niezrozumienie.  Jednak co z tego. Nie oszukuję się, gdybym miała okazję, skorzystałabym tak jak każda z nich. Przecież to nie sprawa na całe życie, ale chwilowa przygoda, o której wspomina się po ślubie. Nie bądźmy tacy poważni.

Postać kobiety w serii o Bondzie zawsze zostaje odsunięta na bok, nie bierze udziału w momentach  najistotniejszych, zawsze wymaga pomocy i nie zasługuje na bycie w finałowej scenie. Choć czasem kobieta się przydaje, to raczej stanowi przerywnik, chwilową przyjemność, jakiś rodzaj zakłócenia życia mężczyzny. W tej kwestii Horowitz nie odszedł od schematu. Bond może mieć każdą, nigdy żadnej nie odpuszcza, ale ewidentnie gustuje w kobietach silnych i nietypowych, co autor w tej powieści podkreślił. W „Cynglu śmierci” pojawiają się trzy dziewczyny Bonda:  Logan Fairfax, Pussy Galore oraz Jeopardy Lane.  Jedna jest dla niego nauczycielką, druga zabawką, a trzecia niebezpiecznym torem. Wszystkie posiadają silne osobowości i wiele męskich cech, zarówno w wyglądzie, jak i zachowaniu. Bonda nie pociągają potulne kobiety, lecz pełne zwierzęcego instynktu, takie które próbują dominować nad mężczyznami, są nieosiągalne i agresywne. O wiele większa satysfakcja płynie z ujarzmienia dzikiego kota, niż głaskania potulnego. Ze sposobu w jaki Bond traktuje kobiety naprawdę płynie pewna perwersyjna przyjemność. Kobieta jest dla niego podmiotem seksualnym (wie że ją przeleci zanim ta wysiądzie z samochodu) i wiąże się tylko z doznaniami estetycznymi oraz przyjemnością. Na pojawienie się kolejnej kotki Bonda czeka się z niezwykłym napięciem, bo Horowitz stworzył je zabójczo ciekawe.

bond cyng 1

Jako że „Cyngiel śmierci” toczy się po „Goldfingerze”, kontynuowany jest wątek Pussy Galore, lesbijki, którą Bond nawrócił na dobry tor. Pussy Galore towarzyszy Bondowi, gdy ten wraca do Anglii. Kobieta próbuje się przekonać, czy da się go zmienić, ale ostatecznie ani ona, ani on nie zmieniają swojej natury, są jacy są i rozstają się bez żalu. O ile w „Goldfingerze” homoseksualizm jest czymś obraźliwym i traktuje się orientację Pussy jako rodzaj błądzenia, czy oczekiwania na odpowiedniego mężczyznę, w „Cynglu śmierci” autor pozwolił sobie na załagodzenie tej wymowy i Pussy wraca do swojej pierwotnej orientacji. To ciekawy zabieg. Galore powtarza schemat innej kobiety Bonda, niejakiej Tiffany Case. Im bardziej ulega ona agentowi, tym więcej traci z niezależności, stając się nieszczęśliwą i stłamszoną przez emocje, których nie chce czuć. W pewien sposób takiemu schematowi opiera się Logan. Napięcie seksualne między nią, a Bondem jest niesamowite, jednak ostatecznie nie przechodzi ona na ciemną stronę męskiej mocy. Lane z kolei od początku wygląda na taką, które mu ulegnie, choć broni się jak może. Nie dziwi więc,że to ona jest finałową dziewczyną. Okazuje się jednak, że również niebezpiecznym torem. Po upojnej nocy z Bondem, wtulona w jego ramiona wyznaje mu: „Jest taki facet w waszyngtonie, w Departamencie Skarbu. Jest uroczy i taki solidny… i trochę się spotykamy. Chce, żebym poznała jego rodzinę. Pewnie skończy się tak, że za niego wyjdę, urodzi się nam dwoje dzieci i razem się zestarzejemy. Nie jestem pewna czy tego naprawdę pragnę, ale myślę, że tak będzie dla mnie lepiej. A ty nigdy taki nie będziesz, prawda? Dlatego najlepiej będzie, jeśli jutro rano obudzisz się i stwierdzisz , że już mnie nie ma.” / s 271/. Jak widać Horowitz postanowił troszkę utrudnić sobie zabawę z dziewczynami Bonda. Fleming w prosty sposób rozwiązywał kobiece dylematy, zabijał jego partnerki i po sprawie. Horowitz pozwolił Pussy zachować trudny charakter oraz podarował jej wolność, Logan pozwolił pozostać sobą, a Lane pozbawił złudzeń, czego Fleming nigdy by nie zrobił.

To oczywiste, że żadna kobieta bez względu na swoją orientację nie oprze się agentowi 007 jednak nie oznacza to, że każda jest w stanie go pokochać. „Cynglu śmierci” jedna odchodzi sama, druga nie daje mu się skusić, a trzecia choć mu ulega, wyznaje, że kocha kogoś innego. Smutne. Właściwie, wychodzi na to, że Bond może posiadać każde ciało kobiety, ale nie jest w stanie posiąść jej duszy. Choć nie do końca jest jasne, czy nie może, czy już nie chce.

cyngiel bond 3

BOND, UPRZEDZENIA I ZŁOTY CZŁOWIEK

Problem z Bondem jest taki, że jest Bondem. Jego stosunek do innych narodowości, szczególnie Rosjan i Koreańczyków jest delikatnie rzecz ujmując negatywny. W powieści pojawiają się liczne obraźliwe stereotypy oraz antyradzieckie akcenty. Nie są one jednak tak ostre jak w „Pozdrowieniach z Rosji”. Powieść pełna jest szczególnie stereotypów dotyczących narodowości. Już samo zawiązanie akcji jest rodzajem kpiny: dwaj Rosjanie spotykają Koreańczyka. Bond jest nie tylko mizoginem, rasistą, ale i ksenofobem. O ile w przypadku lesbijek, homoseksualizm mu nie przeszkadza, to w powieści pojawia się inny agent o ewidentnie odmiennej orientacji, który budzi w nim wstręt. Ciężko krytykować powieści o Bondzie wytykając seksizm i nietolerancję, bo powieści o Bondzie to nie miejsce na gender i dyskusje o wolności. W „Cynglu śmierci” wszystko ma seksualny podtekst, ale w tym kryje się cały smak opowieści. Rakiety o smukłych kształtach, głaskanie kierownicy samochodu, nawet śmierć jest seksowna (pomalowane złotą farbą nagie ciało kobiety). I znów wraca sentyment. Powiadają, że gdy Złoty Człowiek całuje kobietę, ta wie, że to pocałunek śmierci. Jeden z najsłynniejszych sposobów, w jaki umierały kobiety Bonda zostaje w „Cynglu śmierci” ponownie użyty, jako zemsta i wyraźny znak dla agenta, żeby miał się na baczności.  Dobra śmierć w Bondzie jest zabawna, kreatywna i pełna brutalności. W „Cynglu śmierci” nie ma ich zbyt wiele, ale są dobre. Śmierć agenta SMIERSZ na torze wyścigowym zaliczam do wartych zapamiętania.

trigger_mortis_31_05_2015_by_kinghoneypot-d8vh1fm

 

WSZYSTKIE GRZECHY JASONA

Horowitz w swojej powieści pokazuje agenta, który doświadczył zła, ale ono nie uczyniło go złym. To, że posiada licencję na zabijanie, nie oznacza że musi zabijać. Bond kilkukrotnie dokona szybkiej rewizji swojego sumienia i zadecyduje, że osoba, która stanęła na jego drodze przeżyje. Czuje on bowiem satysfakcję z wyboru dobra.  Dlatego, gdy powstrzymuje agenta SMIERSZ przed wykonaniem wyroku, w skutek czego ten doznaje wypadku samochodowego i zostaje ciężko ranny, Bond nie bacząc na zagrożenie próbuje ratować mu życie. Stąd różnica miedzy Bondem, a jego wrogiem, Jasonem Sinem jest jaskrawa. Sin nie specjalnie wyróżnia się na tle przeciwników z jakimi do tej pory przyszło zmierzyć się agentowi. Na początku powieści Sin wydaje się ciekawą, tajemniczą postacią, za której decyzjami może kryć się niezwykła historia. Niestety moment demaskacji jest jedną wielką, nudną i melancholijną opowieścią z dzieciństwa. Przyznam się szczerze, że jakoś mnie ta historia nie wzruszyła. Jedyne, za co zapamiętam Sina, to jego talia kart, za pomocą której skazywał ludzi na śmierć. Oryginalne, ciekawe, ale mógłby jeszcze nad tym popracować, bo wymyślne to te sposoby nie były.

THE END?

Najbardziej, od razu po wymyślnych sposobach na śmierć, uwielbiam w  historiach o Bondzie poczucie humoru: sarkastyczne, czarne, za pomocą którego komentuje on oczywiste sytuacje. Klasyka, jest zawsze smaczna, dlatego „Cyngiel śmierci” smakuje doskonale. Horowitz stworzył nowego, a zarazem pozostawił wiele ze starego Bonda.  Nie zdradził konwencji, lecz pozostał jej wierny. Jak widać kanciastość, przewidywalność oraz przerysowanie, w dobrych rękach czynią cuda. W „Cynglu śmierci” pisarz dzięki nim stworzył postacie, które pomimo określonej formy, mają czytelnikowi coś do zaoferowania, nie stanowią tylko marionetek Bonda, ani statycznego tła dla jego poczynań. Niby wszystko jest typowe, a jednak czuć pewną innowacyjną nutkę. Nie ukrywam, że ja obdarzyłam szczególną sympatią Jeopardy Lane, za odwagę i piękne krótko obcięte rude włosy. Bohaterka uważa, że wymknęła się Bondowi, a przecież to nie prawda i ten słodki pozór jest w niej urzekający (bo jest to pozór wynikający z pozbawienia złudzeń). Od początku zdawała sobie sprawę, że takiego mężczyzny nie można kochać, przepraszam, taki mężczyzna nie da się pokochać, dlatego na męża trzeba poszukać nieco mniej efektowny model. Ich rozstanie ma w sobie nutkę goryczy.

hor

Przyznaję plus dla Horowitza za powrót do często pomijanych elementów w postaci Bonda. Po pierwsze, do pewnego dysonansu między tym, co myśli, a tym co czyni oraz wiecznego karcenia się za popełnione błędy (gdy nie dogonił pociągu żałuje, że dał się przyłapać Amerykaninowi). Po drugie, podkreśla profesjonalizm Bonda, miłość i przyjaźń są nieistotne, gdy w grę wchodzi wykonanie zadania. Bond przejawia również refleksje nad swoim postępowaniem: myśli o iskrach życia, które w przeszłości zdmuchnął bez zastanowienia. Po trzecie, nieodłącznym elementem Bonda oprócz słynnego Martini są papierosy. U Fleminga agent wypalał jednego papierosa za drugim, Horowitz nie przesadza z tym aż tak bardzo, ale ewidentnie podkreśla jego nałóg. Bond nie dba o zdrowie, jeśli rak chce go zabić, musi ustawić się w kolejce.

Opowieści o Bondzie to kawał dobrej rozrywki. Ewidentnie przeznaczone są dla osób z dystansem do pewnych spraw, które na rzecz zabawy i podniecającej przygody zawieszają swoje racjonalne poglądy. Przygody Bonda są kanciaste, czasem nielogiczne, pełne negatywnego przekazu, nietolerancji i przemocy, jeśli to komuś przeszkadza w dobrej zabawie, niech nie czyta. Czy starzy fani będą zadowolenie? Niektórzy pewnie będą narzekać, ale myślę, że mimo wszystko Horowitz dostanie od nich pozytywną ocenę, w końcu napisał kawał dobrej przygody.   Horowitz potrafi potęgować napięcie do tego stopnia, że trzy sekundy dłużą się niemiłosiernie mimo iż wszystko gna na złamanie karku.  Pisarz obrał dobry kurs. Nie miał zamiaru wychodzić poza schemat lecz odświeżyć go. Czytając powieść nie można czuć się zaskoczonym, bo przecież wiemy jak to wszystko się skończy. Powieść ma swoisty rytm akcji, określony schemat wydarzeń. Przecież wiemy, że Bond się odkopie z grobu jednak chodzi o możliwość bycia z nim właśnie w tej chwili, obserwowania jak to zrobi. Mamy znany schemat, dostajemy określone sytuacje, które tak naprawdę chcemy otrzymać: złoczyńca przez cały rozdział tłumaczy Bondowi swój plan oraz powody jakie nim kierują, na koniec musi być celebracja sukcesu z piękna kobietą, uprzedzenia rasowe to też kwestia obowiązkowa, a im bardziej obraźliwe, tym lepiej, no i seksualne podteksty, które napotyka się niemal na każdym kroku, delicious. Sztuka polega na tym, by zachować wysublimowaną równowagę między elementami realistycznymi a nieprawdopodobnymi.

trigger-mortis-james-bond

Uwielbiam ostre krawędzie bondowskich historii, ba, kocham ich przewidywalność. Uważam, że „Cyngiel śmierci” jest świetny, ale nie idealny. Powieść dostarczyła mi wiele przyjemności i dlatego zaliczam ją do najlepszych książek 2015 roku, jakie przeczytałam. Horowitz pozwolił mi poczuć w ustach smak krwi, a na skórze podmuch wiatru niosącego pył z toru wyścigowego, no i znów mogłam spotkać się z Bondem, co już jest bezcenne. Ten nietypowy agent dysponuje instynktem, który chroni go przed zepchnięciem w zapomnienie. James wyszedł Horowitzowi wspaniale. Pisarz pozostał wierny oryginałowi jednocześnie nie zapominając, że powieść będą czytać również miłośnicy jego współczesnej wersji. Kto sięgnie po „Cyngla śmierci” (wiedząc czym ta powieść jest) nie zawiedzie się, bo dostanie wszystko co w Bondzie najlepsze: seks, luksus, tajemnica, piękne kobiety, wielki świat, niewyobrażalne zarżenie i niemożliwą do wykonania misję. Jestem zadowolona. Nikt nie zapewnia mi lepszej rozrywki niż Bond, nikt nie zasmuca mnie bardziej niż on, gdy powieść się kończy.

Więc może teraz na koniec, właśnie o zakończeniu. Na końcu powieści Bond odbywa ciekawy wewnętrzny monolog, w którym uświadamia sobie, że przed nim wiele misji i któraś na pewno nie zakończy się sukcesem. Jest jak Thunderball, ale kiedyś, ktoś będzie szybszy, a jego zapas szczęścia się wyczerpie. Taki przebieg zdarzeń, to w jego przekonaniu matematyczna pewność, bo nie ma długowiecznych agentów. Niestety nie ma, dlatego cieszmy się dopóki jego przygody trwają.

Długich dni i zaczytanych nocy 
w objęciach złotoustego agenta…

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com