Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Uwaga! Przeszłość mówi. Pora nauczyć się jej słuchać

Zwykliśmy określać komunikacją to, co zachodzi pomiędzy żywymi organizmami, tak na płaszczyźnie werbalnej jak i niewerbalnej. Naturalne wydaje nam się, że komunikują się między sobą, np. człowiek z człowiekiem, człowiek z psem, pies z psem, kot z szopem itd. Gdyby się jednak nad tym głębiej zastanowić, możemy dojść do wniosku, że komunikacja zachodzi także na zupełnie innym (bardziej wewnętrznym) poziomie. To co składa się na nasze organizmy pozostaje w stałej interakcji z tym co zewnętrzne i – co chyba najważniejsze – posiada niesamowitą zdolność „zapamiętywania”. Dlatego, jeśli otworzymy się na inną formę zapisu, echa toczących się wieki temu „dialogów” odczytamy także dziś. Okazuje się bowiem, że czas pozostawił dla nas wiele niezatartych śladów, a dzięki nauce możemy śmiało za nimi podążyć. Im większa nasza wiedza i im nowocześniejszymi technologiami operujemy, tym łatwiej radzimy sobie z rozwiązywaniem zagadek historii. I co niesamowite, czasami wsłuchując się w głosy z przeszłości, odkrywamy odpowiedzi na pytania, których nigdy byśmy nie zadali. Bo nigdy nie przyszłyby nam do głowy.

Człowiekiem świadomym tego, że przeszłość mówi do nas cały czas „ustami” zmarłych jest francuski „Indiana Jones cmentarzy”, czyli wybitny  paleopatolog, archeolog i antropolog Phillipe Charlier.  W swojej książce Czego uczą nas umarli przedstawia nam czterdzieści jeden przypadków, które w wyniku podjętych przez jego zespół badań i analiz przyniosły nieoczekiwane wnioski – nieraz zdecydowanie odmienne od tych, które wyczytujemy w podręcznikach do historii. Dowiadujemy się np. że antyczne systemy wierzeń stanowiły tylko zasłonę dymną dla działalności kapłanów, którzy naprawdę leczyli wiernych przebywających w świątyniach, a także o udanych operacjach chirurgicznych sprzed 7000 lat p. n. e. Możemy również poczytać o tym, czym podcierano się w starożytności i dlaczego podanie Chrystusowi wody z octem wcale nie było aktem zniewagi i nie wynikało z chęci upodlenia cierpiącego człowieka. Charlier podważa nawet autentyczność relikwii Joanny D’Arc i rozprawia o tym, co naprawdę stało się z ciałem Ryszarda Lwie Serce. Obala także krzywdzące stereotypy na temat stosunku członków neolitycznych społeczności zbieracko-łowieckich do niepełnosprawności, który był o wiele bardziej ludzki od tego prezentowanego chociażby w epoce cesarstwa rzymskiego. Ówcześnie posiadanie „potworka” było bowiem symbolem prestiżu, a im większe „dziwadło” tym lepiej. W tym celu zakładano „farmy”, na których krzyżowano ze sobą chore jednostki w celu uzyskiwania coraz cięższych i osobliwszych upośledzeń… Odsłanianie na nowo przeszłych zdarzeń, nie zawsze przynosi takie efekty jakich oczekiwali by główni zainteresowani. Charlier jednym ze swoich odkryć wywołał niemałą burzę we Francji. Jego ekipa badawcza znalazła dowody na to, że legenda krwawej rewolucji francuskiej – Robespierre – próbował popełnić samobójstwo. Ujawnienie tego faktu wzbudziło wiele kontrowersji.

Punktem wyjścia kolejnych tekstów są ludzkie szczątki. Opowiadają nam one nie tylko o życiu danego człowieka, ale – co niesamowite – także o społecznej rzeczywistości w której funkcjonował. To fascynujące, jak medycyna sądowa przydaje się w archeologii i jak kursując między laboratorium a wykopaliskami można podważyć to, o czym jesteśmy święcie przekonani. To powinna być dla nas lekcja o tym, jak łatwo przekłamać historię i że co jakiś czas potrzebna jest jej weryfikacja. Myślę, że lektura ta powinna stać się obowiązkową dla tych, którzy zapiekle bronią jakiegoś historycznego stanowiska, nie biorąc pod uwagę tego, że może ono być całkowicie błędne.

W trakcie lektury przyłapywałam się niestety na tym, że bezmyślnie sunę wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu. Z całą pewnością zawarta w książce wiedza i ukazany w niej ogrom pracy  autora nie zasługują na takie „traktowanie”. Złoszcząc się więc sama na siebie, robiłam przerwy, przywoływałam się do porządku, narzucałam koncentrację. Mimo to, a o czym przykro mi pisać, tylko w kilku momentach tekst na tyle mnie pochłonął, że nie musiałam się specjalnie pilnować. Albo Philippe Charlier jest zdecydowanie lepszym paleopatologiem, archeologiem i antropologiem niż pisarzem i nie ma najmniejszego pojęcia o budowaniu napięcia (nie można mieć przecież wszystkiego, to i tak za dużo talentu w jednym człowieku), albo sprawę pokpiła tłumaczka. Jeśli to drugie, to warto byłoby zapytać: gdzie był redaktor, który mógłby uratować tłumaczenie? No cóż, to zjawisko na polskim rynku wydawniczym niedawno podsumował Maciej Jakubowiak: o atrakcyjności literatury nie przesądza wyrazistość jej języka lecz temat. Czyli nie ważne jak coś zostało napisane, grunt, że temat jest chwytliwy. Tym razem niestety ze szkodą dla naprawdę wartościowej publikacji.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com