Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


11 Artefakt: Ziemia nigdy nie była mi tak obca

Thomas Jerome Newton spada na ziemię w 1985 roku. Ziemia to dla niego obca planeta pełna niebezpieczeństw i dziwactw. Newton pochodzi z Antei, umierającej planety. Przeszedł długotrwałe szkolenie oraz metamorfozę wyglądu, która ma mu pomóc stać się Ziemianinem. Potrzebuje 500 milionów dolarów, by zrealizować swój cel, czyli uratować ginącą cywilizację Anteańczyków. Przez pierwsze lata realizacja planu idzie dość gładko.  Na pustyni zaczyna się budowa statku kosmicznego. Z czasem jednak okazuje się, że największa przeszkoda nie tkwi w obcej cywilizacji, która go otacza, ale w nim samym.  Losy Anteańczyka ważą się w 1988 roku, roku wyborów prezydenckich. Nie obejdzie się więc oczywiście bez pojawienia się inteligentnych agentów pewnej organizacji rządowej. Można być kosmitą, ale przed ziemską polityką się nie ucieknie.

Newton przebywając na Ziemi, obcując z ludźmi oraz prowadząc z nimi interesy zdaje sobie sprawę, że jest inteligentniejszy i bardziej rozwinięty niż oni. Cywilizację Anteańską od naszej dzieli ogrom czasu. Jerome Newton dostrzega wspólne korzenie widoczne w języku i wyglądzie. Jednak to co dla nas jest przyszłością dla niego jest teraźniejszością. „Ziemia przechodziła wówczas drugie zlodowacenie, a u nich był to czas drapieżnego kapitalizmu i wojen, po których wyczerpały się wszystkie anteańskie źródła energii i skończyła się woda.” /s 38/ Mimo to podziwia on ludzi i jednocześnie zaczyna się ich obawiać. Strach budzi w nim prostota i zwierzęcość, która tkwi w ludziach. Brzydzi się przeseksualnioną kulturą i egoistycznym postępowaniem. Im więcej porównuje ludzi do Anteańczyków, tym bardziej jego ocena wypada źle. Postrzega Ziemian jako społeczeństwo, które coraz więcej czasu spędza na coraz mniej pożytecznych sprawach, gdzie ogromna masa ludzi nie ma ambicji ani wartości. Lata jakie spędza na Ziemi sprawiają jednak, że zaczyna rozumieć, a co najważniejsze widzie wartość tam, gdzie wcześniej jej nie dostrzegał. Anteańczycy zdobywali bowiem wiedzę na temat ludzkości z nielicznych źródeł jakie docierały do ich odległej planety. Okazuje się, że nie wiedzieli o ludziach wszystkiego.

JEDENASTY ARTEFAKT

Wydawnictwo MAG na swój jedenasty Artefakt wybrało powieść Waltera Tevisa „Człowiek, który spadł na ziemię”. Książka ukazała się w roku 1963, a jej akcja toczy się po roku 1985. Mam więc do czynienia z artefaktem nieco innej daty. Czas powstania powieści należy tu podkreślić, bo tłumaczy on klimat całej historii: dekadencki i nihilistyczny. Tevis odział swoją powieść science fiction w szaty niezwykłej prostoty. Z jednej strony sprawia to, że cała historia jest krótka i szybko się ją czyta. Z drugiej, trzeba trochę samozaparcia by się nią nie znudzić, gdyż melancholijny klimat jest tu szczególnie trudny do zniesienia. Atmosfera powieści z upływem czasu staje się depresyjna i pełna bólu zarówno fizycznego jak i psychicznego. Wszystko skupia się na Newtonie. Brak rozbudowanych postaci, choć dla fabuły istotne są jeszcze trzy bliskie Newtonowi osoby. Nathan Bryce: stary zmęczony chemik o bolszewickich poglądach ubrany w tweedowy płaszcz. Beaty Jo Mosher: biedna, anachroniczna prostaczka, która kieruje się swoim własnym interesem. Oliver Farnsworth: sprytny przedsiębiorca i człowiek od patentów, z którym Newton robi interesy. Żadna jednak z tych postaci nie otrzymuje zaszczytu, by poznać ją bliżej. Nawet Nathan, którego zachowanie pod koniec powieści budzi najwięcej pytań.

„Człowiek, który spadł na Ziemię” to powieść science fiction, jednak nie każdy współczesny czytelnik tak samo wyobraża sobie tematykę tego gatunku. Powiem więcej, notorycznie doświadczam w swojej pracy zrównania science fiction z fantastyką, co bardzo często prowadzi do złych wyborów czytelniczych. Warto więc podkreślić, że w tej powieści często pojawiają się kwestie dotyczące inżynierii przemysłowej, materiałoznawstwa oraz innowacji technicznych. Jeśli ktoś nie lubi takich klimatów, to nie jest powieść dla niego. Mało tego, wizja przyszłości Tevisa pochodzi z roku 1963. Nie jest więc dla czytelnika oszałamiająca i futurystyczna. Choć oglądając filmową wersję tej historii można mieć wrażenie, że jest inaczej. „Człowiek, który spadł na Ziemię” został zekranizowany  w 1976 roku, a rolę Newtona zagrał David Bowie. Nie ma wątpliwości, że warunki fizyczne muzyka doskonale pasują do Obcego i jego prawdziwej natury. Ekranizacja niestety nie odtwarza zbyt wiernie z oryginału. Reżyser zmienił znaczenie pewnych wydarzeń i postaci. Film jednak warto zobaczy, ale dopiero po przeczytaniu książki.

UPADEK IKARA

Jak wspomniałam, opowieść Tevisa cechuje niezwykła powściągliwość w rozwijaniu pewnych tematów. Jednak to właśnie jest w tej historii najbardziej wstrząsające. Wydaje się, że nic nie przykuje naszej uwagi na dłużej, że nie zapadnie w pamięć. Tevis dla uważnych czytelników pozostawił w powieści kilka wskazówek, jak otworzyć puszkę Pandory, która kryje się za tą prostą historią.

Pierwsza, to nazwisko bohatera. Newton. Newton spada na Ziemię i zostaje wrzucony w środowisko życia innej cywilizacji. Ma wielkie plany i niesłychane możliwości. Przyciąganie ziemskie okazuje się jednak bezlitosne i pozwala jedynie na upadek.

Druga, to sposób w jaki Newton sam o sobie mówi: nazywam się Rumpelszyk. To oczywiście bohater jednej z baśni braci Grimm. Rumpelszyk mógł spełnić każde życzenie. Zawsze żądał jednak za to zapłaty. Ceną za uratowanie życia córki młynarza miało być oddanie mu pierworodnego dziecka, które ta powije, gdy wyjdzie za króla. Rumpelszyk okazał się jednak zbyt pewny siebie, bo dziewczyna odgadła jego imię. Newton mógł podarować ludzkości technologie wykraczającą poza nasze możliwości. Potrafił sprawić, że ludzkość zaczęła pleść ze słomy złoto. Chciał jednak czegoś w zamian: wody i schronienia; chciał ukraść królowej dziecko. W sumie dlaczego nie, w końcu bez niego nie byłoby ani dziecka, ani królowej. To bardzo prawdopodobne, że wizyty innych cywilizacji mogły wpłynąć na kształtowanie się naszej religii, kultury i techniki. Zastanawiające jest więc, dlaczego o nich nie wiemy.

Trzecie, najistotniejsze nawiązanie ukazuje się w scenie wizyty Jerome’a u Nathana. Zauważa, że w jego salonie wisi pewien obraz, który ten niezwykle lubi. Ten malunek to „Upadek Ikara”, który pochodzi z roku 1558. Za jego autora uważa się Pietera Bruegela. Obraz tematyką nawiązuje do mitu greckiego. Zazwyczaj budzi on zdziwienie u kogoś, kto widzi go po raz pierwszy. Na obrazie widać bowiem rolnika orającego pole w piękny słoneczny dzień. Nieopodal jakiś pasterz pilnuje owiec. Na brzegu morza rybak zarzuca sieci. W tle widać góry i fragment portowego miasta. Nad całością góruje zatoka oraz oślepiające słońce. Całość obrazu jest niezwykle jasna, nasycona, a jednocześnie spokojna, delikatna i gęsta od tętniącego życiem dnia codziennego. Jedynym elementem przykuwającym uwagę jest właśnie oracz. Zapytacie więc, gdzie na obrazie jest Ikar? Trzeba dobrze się przypatrzyć, by dostrzec wystające z wody nogi tonącego człowieka i kilka unoszących się piór. Ikar tonie i nikt tego nie zauważył.

Taka właśnie jest historia Newtona.  Chciał wznieść się do gwiazd, alby ratować ginącą cywilizację. Nieustannie podkreślał, że nie jest człowiekiem. Pod koniec stał się jednak bardziej ludzki niż przypuszczał. Jego upadek jako jednostki pozostał niezauważony w dziejach ludzkości.

IKAR ZAWSZE UPADA NIEZAUWAŻONY?

Tevis uczynił Ikara widocznym, ale czy to coś zmieniło?  Owszem, nie widzimy już samego upadku do wody, ale każdy krok, który go do niego zbliża. Fizyczny ból i samotność Newtona są w tej powieści przejmujące. Postać ta obudziła we mnie głębokie współczucie. Przeraziło mnie, że tak inteligentna istota została skazana na przebywanie w świecie zacofanym i brutalnym, w naszym świecie. Jakaż to musi być niewyobrażalna samotność, nieopisana tęsknota za domem. Nie ukrywam, że powieść mną wstrząsnęła i pozostawiła w stanie permanentnego zatrwożenie nad upadkiem inteligentnej istoty, nad traumą jaką przeżył, nad rozpadem wartości, nieuchronnym końcem, wyścigiem nie wiadomo za czym i z kim. Poczułam się jak Obca na własnej planecie.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com