Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Nie możesz kochać tego, czego nie poznałeś

Długi Mars, trzeci tom serii, przekonał mnie do tego, że warto brnąć dalej w historię wykrocznej Ziemi. Dlatego, kiedy tylko w zasięgu pojawiła się czwarta część pt. Długa Utopia bez wahania zatopiłam się w lekturze. I nie wiem czy to efekt dłuższej przerwy od literackiego duetu Pratchett&Baxter, czy ta część przygód Joshuy, Sally i Lobsanga naprawdę jest tak dobra, ale poza pierwszą, to właśnie ona wydala mi się, jak do tej pory, najciekawsza.

Chociaż trudno w to początkowo uwierzyć, Królowi Przekraczających, Joshule, stuknęła już pięćdziesiątka. Jako człowiek urodzony pomiędzy światami – w którym zawsze zwyciężała potrzeba tułaczki, co niestety doprowadziło do rozpadu jego małżeństwa – obchodzi Abrahama najlepiej jak tylko potrafi, czyli organizując wykroczną wyprawę z najbliższymi. W tym przedsięwzięciu kolejno towarzyszą mu: syn Rod, z którym chciałby, ale bez powodzenia, nawiązać bliższy kontakt, szorstkie sumienie światów, czyli Sally i długoletni przyjaciel Nelson Azikiwe, który postanawia odkryć prawdę o ojcu naszego wielkiego podróżnika. Tymczasem Lobsang umiera, na tyle, na ile umrzeć może reinkarnowany w żelowym mózgu duch gderliwego, tybetańskiego mechanika samochodowego. Załamany po odtrąceniu przez rasę Następnych wraz z Agnes postanawia zakosztować prostego ludzkiego życia: adoptują syna i przeistaczają się w farmerów. Niestety na Ziemi, którą ta nietypowa, cybernetyczna para wybrała sobie na nowy dom, zachodzi pewna anomalia wywołana przez srebrne żuki budujące silnik Freemana Dysona. Owa anomalia stanowi niestety zagrożenie dla wszystkich wykrocznych światów, dlatego Lobsang nie nacieszy się zbyt długo swoim sekretnym życiem na wsi. W walkę z enigmatycznym wrogiem trzeba będzie, właściwie nie ma innej opcji, włączyć nadinteligentnych Super Sapiens, chociaż ich zamiary wobec nas „Tępaków” i pogarda z jaką nas traktują nie sprawia, że wzbudzą jakieś szczególne zaufanie…

Odkryta przez Nelsona, zagmatwana historia przodków Joshuy jest ciekawa i z całą pewnością stanowi urozmaicenie cyklu, jednak według mnie zupełnie mogliśmy się bez niej obejść. Od pierwszego tomu zaakceptowaliśmy już przecież fakt, że ludzkość przekraczała od wieków, więc rewelacje o Podziemnej Kolei, gorączce złota, hodowli wsobnej, potrzebie naprawiania świata i politycznych intrygach, chociaż pomysłowe, niespecjalnie mnie porwały. Nie psuje to jednak odbioru całości powieści, ponieważ w Długiej Utopii, Josuha i to co z nim związane stanowią raczej odskocznię od głównego wątku, czyli historii Lobsanga i planety, którą żuki postanowiły przetworzyć do własnych celów. Te dziwne, tajemnicze stworzenia w ogóle nie są niezainteresowane jakąkolwiek formą kontaktu z mieszkańcami niszczonego globu. Traktują nas po prostu tak, jak i my traktujemy od wieków większość gatunków: nie zważają na to jakie konsekwencje dla nas mają ich poczynania, tylko robią to co uważają za słuszne. Pod tym względem podobieństwo tych żukokształtnych obcych do ludzi okazuje się dla nas bardzo bolesne i zgubne. Konfrontując nas z żukami, autorzy w przewrotny sposób pokazali nam naszą ignorancję, próżność, przekonanie o własnej wyjątkowości i ślepe zapatrzenie w siebie: bowiem gdy my robimy coś innym, wszystko jest w porządku bo to przecież my, gdy inni robią nam to samo, czujemy się oburzeni i potraktowani w nieuczciwy sposób. Powiedzieć, że pod tym względem ludzkość jest niewyobrażalnie naiwna i dziecinna, to nie powiedzieć nic….

W Długiej Utopii wyraźnie da się odczuć, że autorzy powoli kończą już serię i zaczynają domykać kolejne wątki. Joshua dzięki Nelsonowi dokonuje rozliczenia z przeszłością, Agnes odchodzi od Lobsanga, a przynajmniej od jednego z jego wcieleń, po początkowym zachłyśnięciu się poczuciem wyższości, Następni, zaczynają poszukiwać swojej własnej, nowej drogi rozwoju, SI kotka Shi-mi odkrywa, że jedyne, co miało w jej życiu sens, to bycie zwykłym kotem, w spektakularny sposób rozwiązana zostaje także historia samotniczki i outsiderki Sally. W rozmowach toczonych przez bohaterów pojawia się coraz więcej wspomnień, wzajemnego zrozumienia, pogodzenia się z losem i akceptacji. Czuć, że mają za sobą już sporo i chociaż nic nie powstrzyma ich przed tym, by po raz kolejny wyruszyć na karkołomną wyprawę lub podążyć z misją ratunkową na koniec wszechświata, to ich czas się kończy.

Po lekturze czwartego tomu, nadal nie opuszcza mnie smutna refleksja, że mimo iż następują zmiany społeczne, ogromny postęp technologii, to ludzie wciąż są tacy sami. Wszędzie zabieramy ze sobą swoje najgorsze wady: chciwość, fanatyzm, politykę, dyskryminację, przemoc, zniszczenie…. Łudziłam się, że może nowy początek, szansa by zbudować cywilizację inaczej, sprawią, że coś w nas w końcu drgnie, że wreszcie zrozumiemy, że w skali ogromu multiświatów jesteśmy niczym lub zaledwie niewiele znaczącym pyłkiem. Skoro to jednak nie nastąpiło, nie sądzę byśmy zasługiwali na to wszystko, co oferuje uniwersum stworzone przez duet pisarzy. Moja ocena, co do przyszłości ludzkości we wszechświecie pozostaje więc raczej pesymistyczna. Nie potrafię także potępiać Następnych za to, że traktują nas z wyższością i pogardą, bo czy właśnie na to sobie w większości nie zasłużyliśmy? Poza tym ich plany wobec ludzkości sprawiły, za zaczęłam dostrzegać pewne analogie między tym, co dzieje się na Długiej Ziemi, a tym co obserwujemy w naszym rzeczywistym świecie na co dzień. Trudno mi się oprzeć wrażeniu, że nasza łatwosterowalność, krótkowzroczność i prymitywizm są wykorzystywane przez kogoś, kto ma długofalowy plan. Może taka jest po prostu kolej rzeczy i logiczna konieczność?

Długich dni i zaczytanych nocy
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com