Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Zanurzeni w szaleństwie

Twórczość Wilkiego Collinsa nie przetrwała próby czasu. Chociaż za życia sławą dorównywał samemu Dicksenowi, to obecne mało kto wie, co napisał i że w ogóle pisał. Niemałym więc  zaskoczeniem dla czytelnika jest fakt, że w powieści, traktującej o ostatnich pięciu latach życia wielkiego Charlesa Dickensa, będącej zarazem próbą zgłębienia tajemnicy narodzin Drooda – bohatera jego ostatniej, nieukończonej powieści – to właśnie Wielkie jest narratorem. To co przyjdzie nam czytać jest specyficznym pamiętnikiem, który bardzo trudno uznać nam za fikcję, tak wiarygodnie bowiem oddaje ducha i atmosferę minionych czasów. Simmons jawi nam się w Droodzie jako mistrz literackiego kamuflażu, bardzo szybko podczas lektury ulegamy złudzeniu, że naprawdę czytamy dzieło Collinsa.

Punktem wyjścia opowieści jest katastrofa kolejowa w Staplehurst, która miała miejsce 9 czerwca 1865 roku. Jednym z cudem ocalałych pasażerów był najsłynniejszy pisarz XIX wieku – Charles Dickens. Właśnie tego dnia, w cieniu tragedii, narodził się Drood: istota z pogranicza światów, mordercze indywiduum, przypominające człowieka. Według Collinsa, zawładnął on wyobraźnią Dickensa i sprowadził na niego obłęd, z którym przyszło mu walczyć aż do śmierci. Wbrew temu, w co chciałby wierzyć, ofiar Drooda było więcej. Nawet on sam nie zauważył kiedy ów król podziemia, władający zapomnianą, czarną magią, porwał go w swoją sieć i zawładnął umysłem, każąc mu widzieć i słyszeć niestworzone rzeczy. Pozwalając nam śledzić myśli Collinsa, Simmons przedstawił nam proces zapadania się w szaleństwo. W przypadku tego wiecznie naćpanego jegomościa, bowiem ziarenko mroku padło na podatny grunt, rozrosło się niczym pasożyt i zepchnęło znękany umysł na granicę paranoi. Nie tylko pisarz jednak został uwikłany w grę między iluzją a rzeczywistością, jawą a snem. Także czytelnik musi pozostać cały czas czujny, by nie dać się złapać w kolejne pułapki. Prawda jest jednak taka, że rozwiązanie intrygi trójkąta Disckens – Collins – Drood i tak każdego zaskoczy.

Jeśli Drood jest iluzją, mój drogi Wilkie, to taką, która przybrała kształt najstraszliwszego koszmaru naziemnego Londynu. Jest ciemnością w sercu najmroczniejszej ciemności duszy. Jest uosobieniem gniewu tych, którzy utracili ostatnie wątłe promyki nadziei w naszym nowoczesnym mieście i nowoczesnym świecie.

Nie Drood jednak jest najważniejszym elementem w powieści Simmonsa. Na pierwszy plan wysuwają się tutaj bowiem relacje między dwoma pisarzami. Szybo wychodzi na jaw, że ich przyjaźń jest szyta grubymi nićmi. Megaloman Collins z jednej strony podziwia nietuzinkowość i błyskotliwość konkurenta, z drugiej go nienawidzi, z lubością wytyka mu każdy błąd i nazywa „przeciętnym pisarzem”. Dlatego Pan Niezrównany przedstawiony przez kolegę po piórze jest przebiegły, cyniczny, antypatyczny, zakochany w sobie i przekonany o hipnotyzującej mocy swojego umysłu. Tragikomiczny Collins jednak nawet siebie nie potrafił pokazać w pozytywnym świetle: to arogancki, zakompleksiony, tchórzliwy frustrat i zazdrośnik. Z czasem jego umysł osłabiony przez laudanum i opium, zaczyna mieć problem z rozróżnieniem i oceną własnych emocji, podsuwając mu wizje makabrycznych czynów, których dokonuje z ogromną przyjemnością. Niestety daleko mu do dżentelmena za którego się uważa.

Simmons w swojej powieści nie stawia nikomu pomnika, ze swoimi bohaterami rozprawia się w dosyć surowy sposób, obnażając ich prawdziwe pobudki, nieczyste zagrania i niegodne pragnienia. Chciałoby się wręcz powiedzieć „pisarz też człowiek, idealny być nie musi”. W tym kontekście zupełnie inaczej patrzymy na ich pisarstwo. Drood stanowi bowiem także swoisty traktat o mękach tworzenia i zmaganiach z kapryśnym natchnieniem. Pada tutaj wiele słów o rzemiośle, geniuszu, aspiracjach, nadziejach, porażkach, głodzie sukcesu i poświeceniu. To słowa szczególnie ważne jeśli uświadomimy sobie, że Simmons poniekąd mówi tutaj sam o sobie W jego gargantuicznych rozmiarów wielowątkowej powieści nie sposób znaleźć nielogiczności ani fabularnych potknięć, została dopracowana w najdrobniejszym szczególe. Nie wyobrażam sobie nawet przez jakie stosy dokumentów musiał się „przekopać”, by wiernie oddać klimat epoki, postacie obu panów i stworzyć własną alternatywną wersję historii powstania ostatniego, nieukończonego dzieła Dickensa Tajemnicy Edwina Drooda. Uczulam jednak, że ta bogata i obszerna warstwa krytycznoliteracka dla jednych czytelników będzie ogromnym atutem powieści, dla niezainteresowanych tematem wyda się zbędna i nużąca. Potkną się o dłużyzny i powtórzenia, w efekcie utkną gdzieś w połowie i odłożą powieść na później, które może nigdy nie nastąpić.

Ostatnia jesień życia Dickensa dobiegła końca, a on pracował rzetelnie przez całą zimę, aż do nadejścia wiosny. W taki właśnie sposób my, pisarze, oddajemy dni, lata i dekady życia w zamian za stosy papieru pokrytego zawijasami i gryzmołami. Kiedy zaś przychodzi chwila śmierci, jakże wielu z nas zamieniłoby stronice i cały ten czas, z mozołem roztrwoniony na zawijasy i gryzmoły, na choćby jeden dzień przeżyty pełnią życia. Jaką cenę bylibyśmy gotowi zapłacić za taki dodatkowy dzień spędzony w towarzystwie tych, na których nie zwracaliśmy uwagi, pochłonięci kreśleniem zawijasów i gryzmołów w aroganckich latach solipsystycznego odosobnienia?

Wraz z bohaterami będziemy przemierzać Londyn wydarzeń niesamowitych i fantastycznych. Londyn podziemia, hipnozy i mesmeryzmu. Poznamy slumsy, cmentarze i krypty, natkniemy się na odchody w rynsztokach i martwe noworodki w ściekach. Dla kontrastu dżentelmeni zaproszą nas również do tętniącego życiem i ciepłą energią domu Dickensa. Nie sposób odmówić tej książce malarskości. W owe studium obyczaju (i historii) epoki wiktoriańskiej, autor na dokładkę wplótł jeszcze ładunek grozy. Chociaż blurb został napisany zdecydowanie na wyrost, to nie sposób odmówić powieści miejscami specyficznego koszmarnego klimatu. Bo owszem w Londynie prostytutek, rzezimieszków, opiumistów i żebraków odnajdziemy wiele mroku. Jest on jednak niczym w porównaniu z mrokiem jaki potrafi zalęgnąć się w ludzkiej duszy.

Powieść Simmonsa skierowana jest przede wszystkim do miłośników wiktoriańskiego suspensu i twórczości Charlesa Dickensa. Fanów klasyki na pewno skłoni do literackich poszukiwań. Zanim jednak sięgniecie po tę napisaną pięknym językiem i stylem, wielowątkową i dopracowaną w każdym szczególe powieść Simmonsa, musicie wiedzieć, że do łatwych lektur ona nie należy. Drood jest naprawdę wymagający, szczery i gorzki.

Długich dni i zaczytanych nocy
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com