Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Wieczór z rekinem #6 Co dwie głowy to nie jedna

Dwugłowa bestia, czyli główny bohater filmu, może się poszczycić wrażliwością płyty chodnikowej. Nie interesuje jej jakie masz marzenia, osiągnięcia, cele. Nie ważne czy masz wysokie IQ, czy jesteś bystry mniej więcej jak plankton – smakujesz wciąż tak samo i tylko to się liczy. Sam tytuł filmu wskazuje na to, że nie należy się jednak potwornością tego potwora za bardzo przejmować. Zmutowane monstrum nie wywrze na nas większego wrażenia i nie stanie się stałym gościem naszych koszmarów. Jak to bywa z filmami klasy „Z” i ten nastawiony jest głównie na epatowanie absurdami i dziurami w fabule, które twórcy postarają się łatać (a raczej zatykać) cyckami.

W „zetkach” podobnie jak w horrorach niezawodnie działa Prawo Murphy’ego: jeśli coś ma się spierdzielić w najmniej odpowiednim momencie, to spierdzieli się w najmniej odpowiednim momencie i w najgorszy możliwy sposób. Więc, gdy w okolicy zaczyna szarżować dwugłowy rekin, grupa studentów będzie akurat uczestniczyła w edukacyjnym rejsie – bestia musi mieć przecież co chrupać. Statek oczywiście zostanie uszkodzony, antena się urwie – by przypadkiem nie można było wezwać pomocy -, a jedyna osoba, która może naprawić uszkodzenia zostanie pożarta jako pierwsza. Jakby tego było mało znajdujący się w pobliżu atol zamiast stanowić bezpieczne schronienie, zacznie tonąć itd., itp. Gdy bohaterowie podejmą kolejne próby walki o przetrwanie z góry wiemy, że są na przegranych pozycjach. Ale i tak co nieco nas zadziwi…

W tej szczególnej produkcji wielkość ani odległość nie mają znaczenia. Wszystko jest względne. Statek raz wydaje się być daleko od atolu, innym razem znajduje się od niego o rzut kamieniem. Rekin zależnie od tego na jakiej pływa głębokości i kogo atakuje, również zmienia rozmiar. Ogromne monstrum, gdy zajdzie taka potrzeba, potrafi się nawet ukryć w wodzie do kolan… Pewnie wszystko zależy od tego, która głowa akurat rządzi. Inaczej nie da się bowiem wyjaśnić pewnych sprzeczności, np. mutant jest tak silny, że może zatopić atol, ale sforsowanie drewnianych drzwi w zatopionej kapicy sprawia mu już ogromny problem. Niestety, niezależnie od gabarytów, ujęcia jego paszczy podczas ataków są fatalne. Wolałam już oglądać rekina z daleka, jako efekt tandetnego CGI, niż podziwiać z bliska jego gumowe zęby, które same nie wiedziały w którą stronę mają się wyginać. Na dokładkę, co w filmach niskobudżetowych o rekinach jest bardzo popularne, nasza krwiożercza bestia, wprawiając widza w osłupienie, najzwyczajniej w świecie warczy.

Większość aktorów występujących w tej produkcji to bezmyślne tło, czyli przekąska dla morskiego głodomora. Jednak ku naszemu zaskoczeniu pojawiają się tutaj także znane twarze. Swoją obecnością zaszczyciła nas sama Carmen Elektra, która w zasadzie nie wciela się w postać Anny Babish, ale gra samą siebie, czyli po prostu Carmen Elektrę, wyginającą się i prężącą do kamery. Swoją drogą pewnie jej wynagrodzenie pochłonęło cały budżet, dlatego poza nią wszystko tu leży i kwiczy. W jednej z ważniejszych ról obsadzono Brooke Hogan, która w kolejnym tego typu filmie usilnie próbuje zagrać inteligentną, młodą damę (podobnie było w „Rekinach z plaży”). Niestety córka słynnego wrestlera nie ma za grosz umiejętności aktorskich, a duży biust i blond włosy nie pomagają tego zatuszować. Nie dziwię się jednak, że obecnie Brooke chce realizować się inaczej i  próbuje sił na ringu. Przecież jako jedyna przeżyła bezpośrednie starcie z paszczami rekina, tłukąc w nie na oślep – widać dziewczyna ma do tego talent i szkoda, żeby go zmarnowała skupiając się tylko na „aktorstwie”. Na szczęście podczas seansu obserwując prężące się panie i biegających bez sensu w te i we w te bohaterów, możemy dla urozmaicenia rzucić też okiem na kilka widoczków.

W tym fascynującym filmie gore ogranicza się do czerwonej pianki i pseudoludzkichstrzępków odpływających w siną dal. Zakończenie nikogo raczej nie zdziwi, powszechnie wiadomo bowiem, jak kończą rekiny w tego typu produkcjach. Zanim jednak do tego dojdzie i w końcu uda się pokonać potwora, bohaterowie mają obowiązkowo kilka niezbyt dobrych, ale jakże spektakularnych pomysłów. Dla większości ludzi shark movies to tylko marnowanie „taśmy” i jeśli więc ktoś nie jest ich wielbicielem raczej niech nie traci swojego cennego czasu na seans z dwugłowym rekinem, bo będzie potem tylko narzekać. Założę się, że każdemu „zetkoholikowi” Dwugłowy rekin atakuje się spodoba. Dla wiernych fanów Asylum więc to pozycja obowiązkowa.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com