Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Między nami potworami

Jeśli jesteście fanami opowieści graficznych, a nie macie jeszcze Dzikiego lądu na półce, to koniecznie wpiszcie ten tytuł na listę prezentów, które chcecie dostać od Mikołaja. I to od razu!

Muszę się wam przyznać, że nie sądziłam, że aż tak mi się ta historia spodoba. Szczerze mówiąc to na początku kręciłam na nią nawet nieco nosem. Pierwsze kadry wydawały mi się wprowadzeniem do poetyckiej opowieści miłosnej, a na takową nie miałam w ogóle ochoty. Gdy na kolejnej stronie zobaczyłam osiemnastowieczny okręt i angielskiego arystokratę na pokładzie, który pisze w podróży listy do swojego przyjaciela, to poczułam się jeszcze gorzej. Założyłam bowiem, że to będzie jakaś mdława, banalna historia z mocno rozbudowanym tłem historycznym. Jakże się myliłam. Autor scenariusza, Ram V, w trymiga pokazał mi, gdzie jest moje i mojej ograniczonej wyobraźni miejsce. Bo uwaga, ów dżentelmen-podróżnik okazał się być wampirem, który musiał uciekać z Londynu przed wytrwanym Łowcą. Na miejsce kryjówki jego pobratymcy wybrali mu pałac młodego księcia w Indiach. A jako, że były one w owym czasie angielską kolonią, i tak już spore, poczucie wyższości naszego bohatera szybciutko przybrało niebotyczne rozmiary. Bo nie dość, że reprezentuje tutaj naród zwycięzców, to przecież jest jeszcze na dokładkę lepszy od zwykłych śmiertelników! Wiecie jednak, jak to bywa: pycha kroczy przed upadkiem. W tym przypadku gotyckoWAMPIRyczna kosa trafia na mitologicznoDEMONiczny kamień… Bardzo żałuję, że nie mogę w tej kwestii opowiedzieć więcej, ale musicie dać się zaskoczyć sami.

Jak się już zapewne domyśliliście, to nie jest typowa historia o wampirach, chociaż trzeba przyznać, że same wampiry są w niej bardzo stereotypowe, bo wręcz żywcem wyrwane z powieści Stokera: nadęte, sztywne, pewne siebie, niezbyt sympatyczne i żądne krwi. Dziki ląd nie poświęca jednak arystokratycznym krwiopijcom szczególnej uwagi. Ich obecność stanowi tutaj raczej pretekst do snucia opowieści o wojnie, polityce, miłości, samotności i słabości, a także o cenie jaką trzeba zapłacić za nieśmiertelność. Nie byłoby by w tym niczego świeżego ani porywającego, gdyby nie to, że wampiry zbyt nonszalancko wkroczyły na terytorium istoty potężniejszej i starszej od siebie.

Na drodze naszego europejskiego, swojskiego wampira, autor postawił bowiem targanego wewnętrznymi słabościami Biszama, czyli mitycznego hinduskiego demona, który według legend grasował nocą i żywił się ludzkim mięsem. Szybko zauważamy, że ów stwór nie jest klasyczną bestią: coś łączy go z piękną śmiertelniczką, jest wrażliwy na naturę, służy wiernie młodemu księciu i jest w swoich rozterkach bardzo ludzki. Zapytani więc o to komu kibicujemy w tym starciu, zapewne nie zawahalibyśmy się nawet przez ułamek sekundy udzielając odpowiedzi. Czy słusznie? W pewnym momencie Ram V każe nam się zastanowić nad tym co sprawia, że stajemy się potworami. Czy czynią nas nimi okoliczności, czy one tak naprawdę tylko wyzwalają, to co tkwiło w nas od dawna. Gdy zaczynamy się nad tym zastanawiać odkrywamy, że nasza niechęć do wampirów i sympatia, którą obdarzamy Biszama nie są do końca uzasadnione, ponieważ wiążą się poniekąd z tym, co myślimy o sobie samych.

Warto wspomnieć także o tym, że zgrabnie zaprezentowany w Dzikim lądzie konflikt między potworami i jego tragiczne skutki, to bardzo czytelna – jeśli weźmie się pod uwagę kontekst kolonializmu i zderzenia cywilizacyjnego – alegoria. Nasi bohaterowie, tak jakby mało mieli problemów, zostają bowiem wrzuceni w sam środek wojennej zawieruchy, wywołanej przez postępującą agresję i zachłanność Kampanii Wschodnio-Indyjskiej. Jak skończyła się ta konkretna próba bezrefleksyjnego „wchłonięcia” obcej kultury i jej dóbr, wiemy z historii. I chociaż finał Dzikiego lądu jest nieco zbyt dosadny, to broni się, jeśli weźmiemy pod uwagę jego symboliczny, zakorzeniony w minionych wydarzeniach, wyraz.

Nie da się ukryć, że to opowieść pełna kontrastów, nie tylko w warstwie fabularnej, w której świat nadnaturalny przenika do realnego, ale przede wszystkim graficznie. Miękka, rozmazana kreska Kumara, sprawia, że krwawa skądinąd i dramatyczna historia zyskuje nieco baśniowego charakteru. Różnice, podkreślające wydźwięk opowieści (i różnice kulturowe), pogłębiają zastosowane przez Astone barwy. W Anglii, nie dość, że ciągle pada, to kadry utrzymane są w odcieniach niebieskiego i zielonego. Jest zimno i mrocznie. Nie mamy więc najmniejszych wątpliwości, kiedy twórcy przenoszą nas do Indii. Tutaj króluje czerwień, żółć i pomarańcz.  Od samego patrzenia robi się nam gorąco!

Dziki ląd, to komiks świeży, nieprzekombinowany i pokazujący nam świat z nieco innej perspektywy. Twórcy nie próbowali nadmiernie w nim niczego komplikować. Dzięki czemu udowodnili, że czasami wystarczy prostota, ubrana w kilka zaskoczeń, by osiągnąć przyjemny dla czytelnika balans emocji, także tych nadnaturalnych i realizmu, także tego historycznego.

Dlaczego warto sięgnąć po Dziki ląd?

– to nietypowa opowieść o typowych wampirach postawionych w nietypowej sytuacji;
– to alegoryczna opowieść o kolonializmie i walce o wolność;
– ponieważ pokazuje, że potwór potworowi w swej potworności nierówny, ale jednak potwór to potwór;
– dla nuty baśniowości przemyconej w mroczną przeszłość.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com