Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Amputacja pamięci

Historia medycyny to opowieść pełna mroku, przypadku i okrucieństwa. Korzystając na co dzień z jej zdobyczy, rzadko zastanawiamy się nad tym, jakim kosztem zostały osiągnięte. Wolimy przypuszczać, że wszystko, co złe jest już za nami. Sądzimy, że współczesnym naukowcom nie zdarza się wykonywać ryzykownych i niebezpiecznych dla życia pacjentów eksperymentów. Niestety w tej kwestii jesteśmy strasznymi ignorantami. Przecież Henry zmarł dopiero w 2008 roku…

NAJSŁYNNIEJSZY MÓZG ŚWIATA

Każdy powinien wiedzieć czyja historia i jaka smutna prawda kryje się za inicjałami H.M. To jeden z powodów dla których Luke Dittrich, wielokrotnie nagradzany dziennikarz National Magazine, będący współautorem pisma The New York Town Magazine i zarazem wnuk słynnego neurochirurga i lobotomisty Williama Beechera Scoville’a, postanowił spisać losy Henry’ego Molaisona. Człowieka, który przez sześć dekad stanowił OBIEKT badań. Dzięki dziennikarzowi jego historia przestaje być suchym zapisem analiz i wyników, a inicjały H.M. nareszcie nabierają ludzkiego wymiaru.

Urodzony w 1926 roku Henry, w wyniku nieszczęśliwego wypadku w dzieciństwie, doznał uszkodzenia mózgu, które spowodowało, że chorował na epilepsję. Niestety jego stan wciąż się pogarszał. W 1953 roku, gdy nasilające się epizody coraz bardziej utrudniały mu funkcjonowanie, został poddany zabiegowi lobotomii, którą wykonał  William Beecher Scoville. Odkąd lekarz usunął mu dwa płaty skroniowe, Henry już zawsze żył chwilą. Dosłownie. Naukowcom wydawało się, że usunięcie fragmentu mózgu może uleczyć epilepsję, depresję a także schizofrenię bez żadnych szkód dla pacjenta. Chirurdzy rywalizowali ze sobą nawet w sposobach przeprowadzania operacji (z otwieraniem i bez otwierania czaszki) i wynajdywaniu narzędzi do jej przeprowadzania (np. słynny, wyglądający jak szpikulec do lodu, wbijany w mózg przez oczodół orbitoklast). Niestety nie rozumieli jakie są funkcje struktur, które pochopnie i bezrefleksyjnie niszczyli. Dlatego też Scoville nie wiedział, że odbierze Henry’emu umiejętność zapamiętywania.

Cierpiący na amnezję (dokładnie na utratę pamięci krótkotrwałej) pacjent stał się najbardziej przebadanym człowiekiem w historii medycyny. Badania H.M. nie skończyły się nawet, gdy umarł w 2008 roku. Kilka minut po śmierci jego mózg, niczym trofeum, został wyjęty z czaszki i przekazany pod opiekę Jacopo Annese. Pocięto go na dwa tysiące czterysta jeden plastrów i poddano dalszym analizom. Rekonstrukcja i badanie mózgu po śmierci okazuje się najlepszą metodą, dzięki której można połączyć anatomię z realnym zachowaniem w życiu. W przypadku pacjenta H.M badacze mieli ponad pół wieku na obserwację tego związku. Jak się szybko okazało dr Corkin uważała, że ma do mózgu większe prawa. W końcu to ona  zazdrośnie strzegła tożsamości H.M. przez cztery dekady. Zaczęły się więc kłótnie i przepychanki, zatajanie wyników badań i ich niszczenie. Niewiarygodne jak bardzo badacze potrafią być zaślepieni i pozbawieni empatii.

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie życia bez pamięci. Oczywiście ta bywa zawodna, a zapominanie to naturalny proces, który pozwala naszemu mózgowi normalnie funkcjonować (pamiętając wszystko by się zwyczajnie przegrzał), ale bez niej kim tak naprawdę jesteśmy? To przecież na niej budujemy swoją tożsamość. Jeśli utracimy umiejętność zapamiętywania nasze życie na zawsze utknie w teraźniejszości. Nigdy już nie zrobimy kroku w przód, żadne spostrzeżenie nie pozostanie w naszym umyśle na dłużej. Nasza świadomość będzie zasypiała kilkanaście razy na dzień, by za każdym razem budzić się jako czysta karta. Całe szczęście, że cierpiący na taką dysfunkcję ludzie nie są za bardzo świadomi losu, których ich spotkał. Także Henry czuł, że coś jest nie tak, jednak nie był w stanie zapamiętać, co mu się przytrafiło. Jego amnezja była więc nieszczęściem i błogosławieństwem w jednym.

QUO VADIS

Ludzka ciekawość i pęd ku wiedzy napędzają postęp od zarania dziejów. Dzięki nim wyszliśmy z jaskiń, budujemy skomplikowane maszyny i latamy w kosmos. Ma to jednak i swoją ciemną stronę. Tragedia Henry’ego, który stał się bezwolnym obiektem badań, to punkt wyjściowy, który pozwolił autorowi zwrócić uwagę czytelnika na kwestie etyczne i moralne. Pokazując do czego zdolni są naukowcy, uświadamia nam jakim kosztem doszliśmy do miejsca, w którym jesteśmy i zmusza nas do zastanowienia się nad tym, co jeszcze przed nami, bo przecież wciąż dokądś zmierzamy. H.M. nie był pierwszym człowiekiem, którego życie poświęcono w imię „wyższych” celów. Dittrich wspomina także Rzymian, którzy eksperymentowali na więźniach i upośledzonych, a także Kleopatrę, która kazała przeprowadzać eksperymentalne wiwisekcje na ludziach, jej przymusowo zapłodnione służące poddawane były na różnych etapach ciąży dysekcji. Próbowano rozstrzygnąć w ten sposób spór o to czy w łonie szybciej rozwijają się chłopcy, czy dziewczynki. Autor każe nam się zastanowić także nad tym czy etycznie postępował Edward Jenner. Owszem wynalazł on szczepionkę na ospę i stworzył podstawy do współczesnej immunologii, ocalił tym samym miliony istnień, ale narażał przy tym zdrowie ośmioletniego chłopca, którego zarażał raz po raz najbardziej śmiertelną chorobą znaną wówczas człowiekowi. Dittrich nie pozostawia wątpliwości co myśli o eksperymentach, którym naziści poddawali więźniów w obozach zagłady, traktując ludzi jak materiał jednorazowego użytku. Niezbyt łaskawym okiem patrzy także na ośrodki, w których w XX wieku leczono „załamania nerwowe”, lęki, depresje, bóle, nadmierną pobudliwość i problemy z seksualnością. Terapie tam stosowane przypomniały bardziej wymyślne tortury, które wciąż „poprawiano” oczekując coraz lepszych efektów, niż faktycznie mające komuś pomóc próby leczenia. Najgorsze w tym wszystkim, że ci którzy znęcali się nad pacjentami robili to w imię nauki i w większości naprawdę wierzyli w słuszność i skuteczność wybranych metod. Henry nie jest więc oczywiście jedynym wyrzutem sumienia, który na zawsze zapisał się w historii medycyny. Jednak dzięki temu, że jego przypadek został świetnie udokumentowany jest wyrzutem sumienia, o którym trudno będzie zapomnieć i dzięki któremu inaczej spojrzymy nie tylko na historię ale także na teraźniejszość.

AMPUTACJE I ASPIRACJE

Eksperyment to nie tylko historia neurochirurgii, ale także zapis osobistej podróży, mierzącego się ze wspomnieniami autora. Opisanie historii H.M. pomogło mu uporządkować informacje na temat swojej rodziny, „zbliżyć się” do dziadka i odkryć niektóre z jego tajemnic. Autor zdradza nam jakimi autami jeździł, jak się ubierał i jak zachowywał. Zastanawia się także, co kierowało nim, gdy podejmował ryzykowne decyzje: czy myślał o swoich pacjentach, czy w ogóle docierało do niego, że jego sukces zbudowany jest na nieszczęściu innych. Wspomina także swoją babcię, pierwszą żonę Williama Scoville, która przeżyła załamanie nerwowe, co spowodowało, że prawdopodobnie stała się również jedną z ofiar ambicji swojego męża. Z całą pewnością nie łatwo być wnukiem człowieka, który przez swoją arogancję, brawurę i niepochamowaną ciekawość uszkadzał bezkarnie mózgi swoich pacjentów. Czytając o kolejnych przypadkach, którymi się zajmował i o efektach jakie przyniosły jego operacje, trudno zaakceptować fakt, że ktoś w ogóle mógł na tym zbudować swoją karierę i być przy tym szanowanym i naśladowanym specjalistą. Wiadomo, to były inne czasy, Scoville miał pełne poparcie medycznego establishmentu. Nie da się ukryć, że współcześnie książka wnuka naraziła na szwank jego reputację.

Eksperyment ma wiele wymiarów, najważniejsze jednak, że Dittrich nadając swojej książce bardziej osobisty ton, tchnął na powrót człowieczeństwo w inicjały H.M. Dzięki jego barwnemu, nieco gawędziarskiemu stylowi, Henry przestał być tylko obiektem badań, a na powrót stał się istotą cierpiącą i zagubioną. Będącą nie tylko źródeł cennych informacji, idealnym materiałem do analiz, ale przede wszystkim człowiekiem. Nie dziwi mnie, że Eksperyment powstawał przez sześć lat. Takich książek nie pisze się na kolanie. Dziennikarz wykonał kawał solidnej roboty: zbierał materiały, analizował listy, prowadził wywiady z ludźmi, którzy znali jego dziadka i słynnego pacjenta. W swojej książce zamieścił mnóstwo szczegółowych informacji. Małostkowością byłoby czepianie się, że przez naszpikowane medycznymi terminami i faktami historycznymi fragmenty, to non–fiction czyta się wolniej. Wymagają one po prostu od czytelnika należnej im uwagi i skupienia. To bowiem czym dzieli się z nami w tych momentach Dittrich, to rzeczy ważne. Sporo w Eksperymencie także osobistych dygresji i przemyśleń, które przeplatane z faktami składają się na spójną i pouczająca lekturę. Żałuję jednak, że nie ma tutaj przypisów. W niektórych momentach trudno bowiem czytelnikowi ocenić, co jest faktem, co przypuszczeniem, a co życzeniem autora.

Długich dni i zaczytanych nocy
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com