Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Szambo nasze codzienne, czyli: Dalej! Bierz go! Zeżryj!

Nie miałam pojęcia czego mogłabym się po Fak maj lajf spodziewać.  Marcin Kącki, zaangażowany reporter i dziennikarz śledczy, to człowiek na co dzień mierzący się otaczającym nas brudem, który postanowił na kartach swojej debiutanckiej powieści, dać upust wszystkiemu (no prawie), co go uwiera. Jak się okazało, droga od faktu do fikcji w przypadku tego autora nie jest zbyt daleka. Bez względu na to, w którym ze światów przebywa, serwuje czytelnikowi terapię szokową, rezygnując z podawania pacjentowi środków znieczulających. Jedyna różnica polega na tym, że zabierając się za fikcję ową gorzką pigułkę wcisnął w lukrowaną osłonkę.

Na warsztat wziął otaczającą nas –  zakłamaną, bezlitosną i sprzedajną – rzeczywistość.  W pełni ukształtowaną przez człowieka: istotę gotową dosłownie na wszystko by tylko zdobyć sławę, władzę i pieniądze. Przedstawiony przez Kąckiego świat jest rządzony przez chciwość, pychę i głupotę, i chociaż stanowi tylko czarny, karykaturalny obraz tego co nas otacza, to trudno oprzeć się wrażeniu, że opisuje naszą codzienność aż nazbyt precyzyjnie. Bo czy kogoś dziwią nieczyste zagrywki pasożytów żerujących na tkance społeczeństwa, polityczne zagrywki, tabloidy kupujące i sprzedające informacje, media wchodzące z buciorami w czyjąś intymność, tuszowanie jednych skandali drugimi? Czy komuś dziwne są tematy zastępcze, zaszczuwanie i niszczenie niewygodnych osób oraz sterowanie nastrojami społecznymi? Jeśli jeszcze ktoś ma wątpliwości, pora by zrozumiał, że to gra obliczona na zysk i pozbawiona zasad. Mało komu zależy na tym, by przeciętny Kowalski poznał prawdę, on ma tylko łudzić się, że ktoś liczy się z jego zdaniem i ma na cokolwiek wpływ. Media nie podają więc rzetelnych informacji, pokazują nam często tylko ich odbite w krzywych zwierciadłach oblicza.

Historia opowiedziana przez Kąckiego nie ma wyraźnego początku ani końca. Życie wyznaczane absurdalnymi tytułami brukowców płynie nieprzerwanie i niezależnie od tego czego chcą bohaterowie. To rozpędzona, świetnie funkcjonująca machina, której nie może powstrzymać pojedynczy zryw. Walka z taką hydrą jest niezwykle trudna, na miejsce jednej ściętej głowy wyrastają bowiem kolejne. Dlatego chwilowy końcowy bunt, który owszem jest fabularnie uzasadniony, niczego nie zmienia, bo szybciutko zostaje przekuty w nowe show. Nie stanowi także „mocnego uderzenia”, nie wstrząsa czytelnikiem. Mam wątpliwości, czy właśnie taki był cel autora, czy może nie udało mu się po prostu utrzymać tempa powieści. Tak czy owak czujemy, że w końcowych partiach uszło z niej powietrze.

CZASAMI ŚCINA SIĘ KILKA GŁÓW BY OCALIĆ JEDNĄ

Przerysowane postacie i ich problemy mają rys humorystyczny – jak na pastisz przystało – i są dosyć stereotypowe. Niestety mimo groteskowego wyolbrzymienia bohaterowie Fak maj lajf okazują się niepokojąco realistyczni. Autor każdego z nich uczynił bowiem mozaiką osób, które spotkał kiedyś na swojej drodze. Ich autentyczność i wiarygodność jest naprawdę przerażająca, jeśli weźmiemy pod uwagę ile przemocy i głupoty wycieka z kart tej powieści.

Poznajemy więc wstrętnego paparazzo Papę, który żyje z szantażu. Ten ograniczony typ niejednokrotnie opłaca urodziwe dziewczyny i chłopców – orientacji dowolnej – by odstawiać prowokacje i zbijać na nich dużą kasę. Nora (jedna z pomocniczek Papy) to stereotypowa dziewczyna z prowincji, o małym rozumku i wielkim marzeniu, które chce osiągnąć powiększając sobie cycki. Niestety nie otwierają one przed nią drzwi do kariery, gdyż postanowiła zrobić je w podejrzanym pseudo-gabinecie u jeszcze bardziej podejrzanego Ukraińca. Gambit to aktorzyna zafiksowany na swoim wyglądzie i rankingach popularności, który z dziką rozkoszą sabotuje konkurencję. Jego bezwzględność szczególnie ujawnia się, gdy zostaje skazany na towarzyski niebyt. I pomyśleć, że tak okrutnie głupi padalec wpadał w histerię, gdy wyskakiwał mu byle pryszcz….Odnajdziemy tutaj także przestępcę intelektualistę, który marzy o tym, by zmienić swoje życie, poszukującą swojego miejsca w świecie Monikę, która uciekła od swojej cygańskiej rodziny, zagubioną homoseksualną prostytutkę Fifiego  i nie wyróżniającego się na tle tej „śmietanki” Trzeźwego, czyli cyniczną kanalię z Kancelarii Rady Ministrów.

Zasadnicza intryga powieści kręci się wokół Lebiody, redaktora naczelnego gazety Tylko życie. Pewnego dnia ktoś bierze tę kanalię za cel i płaci za zdjęcia przedstawiające jego życie prywatne. Na stronie upolujgnoja.pl pojawiają się jednak fotki nie tylko Lebiody ale także, coraz bardziej zaszczutych, członków jego rodziny. Zmyślane i przeinaczane informacje okazują się być bronią obosieczną, to dzięki czemu żyje Lebioda, może doprowadzić także do jego zniszczenia. Niestety smutna puenta pokazuje, że to za mało, zdecydowanie za mało, by świat się otrząsnął. Wbrew temu czego byśmy chcieli i czego oczekiwaliśmy Lebioda nie dozna olśnienia i pozostanie Lebiodą.

Chyba jedyną osobą, która naprawdę chce odkryć, kto poluje na redaktora jest stażysta Młody  – syn Papy, który w przeciwieństwie do ojca ma (jeszcze?) sumienie. Na swoje nieszczęście trafił do szmatławca Tylko życie, czyli jednej z dwóch gazet, które przetrwały po upadku tradycyjnego dziennikarstwa. Młody szybko uświadamia sobie, że fachu się tutaj nie nauczy. Co najwyżej swoją pisaniną może zniszczyć kilka żyć i za kasę zatuszować kilka skandali. Chłopak nie jest tutaj jednak jedyną ofiarą. Kącki odsłania przed nami smutną prawdę, że do cna zepsuty świat, to nie tylko dzieło tablodiów… Dlatego przedstawia nam rodzinę, która straciła dziecko, regularnie bitą córkę alkoholika, bezdomnego spalonego żywcem dla zabawy wraz z jedynym wiernym przyjacielem – wróbelkiem ze złamanym skrzyłem, ciecia Franciszka zjedzonego przez system, Romki, którym nie wolno pokochać białych itd. itp. Każdy jego bohater został w jakiś sposób naznaczony. Nie ma bowiem takich sfer i takich aspektów, które byłyby wolne od warcholstwa i agresji.

ZIDIOCIAŁY ŚWIAT PRUJE SIĘ NA NASZYCH OCZACH

Nawet jeśli nie godzimy się z zastanymi, pozbawionymi wartości mechanizmami, które piętnuje Kącki, po lekturze uświadomimy sobie, że jesteśmy ich nierozerwalną częścią. Także ci którym zdaje się, że dyktują warunki, odgrywają tylko dawno przydzielone już role. Jesteśmy jak trybiki, współpracujące w ogromnym, dążącym ku upadkowi ustrojstwie. Połączone ze sobą i od siebie zależne: bo czy Gambit miałby rację bytu, gdyby nie podziwiała go Nora? Czy Papa mógłby być takim gnidą, gdyby nie zatrudniał go Lebioda? Autor zostawia czytelnika z poczuciem beznadziei, sprawia także, że ten zaczyna dostrzegać, jak głęboko tkwi już w śmierdzącym szambie. Robi to jednak z wdziękiem, jego historia ma w sobie ikrę i zaraźliwe drgnienie.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com