Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Ukraińscy kanibale

Pamiętacie film pt. Świątynia? To w nim przyszło nam się zderzyć z kanadyjskim wyobrażeniem o Polsce i, co tu dużo pisać, nie wypadliśmy najlepiej. Z ogromną ciekawością zabrałam się więc za oglądanie kolejnej produkcji o tym, co może przydarzyć się Amerykanom, gdy wybiorą się na wycieczkę  do Europy. Moją ciekawość szczególnie pobudził fakt, że Ghoul, bo o tym filmie mowa, to produkcja czesko-ukraińska. Chciałam zobaczyć jak nasi sąsiedzi przedstawią samych siebie i czy utrwalą na szklanym ekranie wizerunek zdziczałego wschodu Europy. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tego, jak reżyser – Petr JĂĄkl – wybrnął z sytuacji. Na początku pokazał nam nowoczesne miasto i lotnisko, a dopiero potem zabrał nas w zapomnianą przez Boga i ludzi dzicz. We wspomnianej już kanadyjskiej produkcji, niestety pominięto tak kluczowy element jak „nowoczesność”, a dodatkowe stwierdzenia, że sami szyjemy sobie ubrania i jemy to, co wyprodukujemy, stworzyły wizerunek kraju, w którym czas zatrzymał się w miejscu. W oczach Amerykanów, jeżeli obie produkcje do nich dotrą, Ukraina wypadnie cywilizacyjnie zdecydowanie przystępniej od Polski i to pomimo tego, że jej mieszkańców ukazano jako chlejących na umór, przesądnych cwaniaczków.

Ghoul, to kolejna produkcja, która utwierdza nas w przekonaniu,  że Amerykanów przyjeżdżających do Europy czeka niechybna, bolesna śmierć. Tym razem nasi goście – sztuk trzy: Jenny (Jennifer Armour), Ethan (Jeremy Isabella), Ryan (Paul S. Tracey), natkną się na lokalną atrakcję, którą jest duch-kanibal. Jak wiemy z historii w 1932 roku Stalin celowo wywołał na Ukrainie klęskę głodu, w wyniku której zmarło blisko siedem milionów ludzi. W obliczu tak ogromnej tragedii całkiem zrozumiałe, że dochodziło do aktów kanibalizmu. Wielki Głód odcisnął szczególe piętno na mieszkańcach Ukrainy i dlatego właśnie z nimi pragną porozmawiać, kręcący dokument o kanibalach, przybysze. Szkoda, że tragiczne, autentyczne wydarzenia są tylko pretekstem do dalszej akcji i nie zadano sobie trudu, by pociągnąć ten ciekawy temat dłużej niż przez pięć minut. Dla Jenny i jej przyjaciół ważne jest jedynie przeprowadzenie wywiadu z Borysem, który w latach dziewięćdziesiątych został oskarżony o zjedzenie swojego przyjaciela więc skupiają się głównie na nim. Nie mogąc się jednak doczekać na gwiazdę wieczoru, czyli właśnie Borysa, rozgaszczają się u niego w domu wraz ze swoimi ukraińskimi przewodnikami, upijają się wódką i wpadają na genialny pomysł wywołania ducha. Duch jest oczywiście zły i nieprzejednany, a reszta filmu dokładanie taka sama jak się spodziewamy. Jedynym urozmaiceniem wyróżniającym tę produkcję na tle innych jest obecność wódki i wiedunji. Szamanka Inna (Inna Belikova), jako pierwsza wyczuwa, że coś tu w tym wszystkim jest „nie tak”, a potem jest już z górki.

I jak się pewnie domyślacie Ghoul to kolejny found footage. Początek filmu jest nawet obiecujący, a sam pomysł ciekawy. Jednak w pewnym momencie wszystko zaczyna się sypać, pojawia się za dużo dłużyzn i tradycyjnie bezsensowna, chaotyczna bieganina po lesie. Po prostu obłęd w oczach, latająca kamera, zamazany fragmentaryczny obraz, czyli kręcenie „z ręki” w pełnej krasie. Co warto jednak podkreślić przynajmniej zadbano o to, by film miał w ogóle jakąś fabułę. Jeżeli chodzi o postacie, to zupełnie nie popisano się podczas ich „pisania”: nasi dokumentaliści są kompletnie nieprzygotowani do działania, nie wiedzą nawet kim był Andriej Czikatiło, a kręcą przecież dokument o kanibalach! Nie zapominajmy jednak, że nasze europejskie wyobrażenie o inteligencji ludzi zza oceanu najlepsze nie jest i może właśnie temu twórcy dali w ten sposób wyraz. Aktorzy też się nie popisali, stanowią wręcz piętę achillesową filmu, bo wypadli fatalnie. Zachowują się zbyt irracjonalnie i irytująco, nawet jak na bohaterów horrorów, i najprawdopodobniej sami sobie wymyślają na szybko durne kwestie. Na plus przemawia za to klimat beznadziei, który zbudowano dzięki świetnej lokalizacji: odludne miejsce, mroczny las, błotniste, nieprzejezdne drogi, łyse drzewa i rozsypująca się rudera. Mroczno, ponuro i strasznie. Klimat na szczęście utrzymuje się przez cały film, nawet w momencie, gdy akcja siada już kompletnie i nic nie jest w stanie wzbudzić w widzu napięcia.

Co mnie trochę zaskoczyło, to tytuł filmu. Ghoul to duch pustyni wywodzący się z Arabii. Owszem zjadał on swoje ofiary, ale czemu pojawił się na Ukrainie? No i jeszcze jedno: ghoule zazwyczaj były rodzaju żeńskiego. W każdym razie ukraiński egzemplarz, mimo iż jest rodzaju męskiego, pozostaje niezdecydowany jak prawdziwa kobieta. Nie za bardzo wiadomo o co mu chodzi i co na niego działa. Niby nie może nikogo skrzywdzić póki szklanka stoi na stole, ale no cóż różnie się dzieje… Poza tym, to chce by wygrzebać jakąś skrzynkę, to chce by wykopać szczątki brata, to chce by bohaterowie się nawzajem zjadali, to chce się odrodzić i szarżuje po jakiś tunelach. Nie trudno się domyślić, że z tego powodu widz ma w głowie totalny chaos.

W porównaniu z innymi produkcjami found footage, które widziałam w ostatnim czasie, ta wcale taka najgorsza nie jest. Mimo iż to kolejny przykład zmarnowanego potencjału mrocznej historii, która podąża do bólu utartym szlakiem, do pewnego momentu oglądałam go z zaciekawieniem. Czesi i Ukraińcy pokazali, że z horrorami wcale nie jest u nas w Europie tak źle. Czas najwyższy jednak przestać czerpać inspirację garściami z amerykańskich niskobudżetowych produkcji i znaleźć własną drogę.

 

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com