Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Koszmar trwa

Czy po ogromnym sukcesie filmu, za który początkowo nikt by nie dał paru groszy, ktokolwiek odpuściłby sobie nakręcenie kontynuacji? Nie ma takiej opcji. Halloween przy nikłym budżecie przyniosło ogromne zyski. Poza tym sama postać bezlitosnego mordercy stała się na tyle elektryzująca i rozpoznawalna, że aż prosiła się o to, by opowiedzieć nam swoje dalsze losy. Oczywiście nie dosłownie, bo Michael Myers nie wypowiada w żadnej części nawet pół słówka. Za reżyserię sequela wziął się debiutujący (świetny start) Rick Rosenthal. Scenariusz napisał mu jednak John Carpenter, który jako producent Halloween 2, dopilnował by nie zniszczono historii Myersa.

 

Druga część rozpoczyna się dokładnie w tym samym miejscu, w którym kończy się pierwsza. Loomis oddaje do Myersa sześć strzałów, ten pada bez życia i po chwili znika. Nie można powiedzieć, że Myers został postrzelony przez doktora i uciekł, on właściwie został ZASTRZELONY i uciekł. W momencie, gdy na osiedlu domków jednorodzinnych trwa obława, on podąża za swoją niedoszłą ofiarą. Laurie po ostatnim starciu z mordercą ledwie uszła z życiem, z ciężkimi obrażeniami zostaje przewieziona do szpitala, gdzie tylko przez krótką chwilę czuje się bezpieczna. Myers chce dokończyć, to co zaczął, nie oszczędzając nikogo po drodze. Legło więc w gruzach moje przekonanie, że zabija tylko nastolatków.

 

Tym razem morderca pojawia się na ekranie częściej, co skutkuje większą ilością trupów. Jego poczynania stają się zdecydowanie bardziej krwawe. Kolejne starcia z nim, a właściwie to dokonane przez niego morderstwa – jak topienie we wrzątku, upuszczanie krwi czy wbijanie strzykawki w oko (brrrrr) – pokazane są dokładniej, z większym „rozsmakowaniem”. Na szczęście są dosyć krótkie. „Na szczęście” – ponieważ niezbyt rozwleczone sekwencje pozwoliły twórcom zachować równowagę. Nie przesadzili z obrzydliwością, nadal stawiając bardziej na klimat niż na krwawą pulpę. Atmosferę filmu buduje znów ta sama (nieco zmiksowana) muzyka, która powoduje, że ciarki urządzają sobie w te i we w te wyścigi wzdłuż kręgosłupa oraz, co by nie mówić, klaustrofobiczne, opustoszałe szpitalne korytarze z „cudownym”, zimnym oświetleniem. No cóż, nie tylko horda zombie wychodząca z kostnicy stanowi w szpitalach potencjalne zagrożenie…

 

Niestety częste spotkania z Myersem odbierają mu tajemniczość, która była tak hipnotyzująca w pierwszej części. Pojawiły się także wątki, z których dowiadujemy się dlaczego tak bardzo uparł się na Laurie – tego nie można było się spodziewać. Nadal jednak nie wyjaśniono zbyt wiele. Oprócz rewelacji na temat Laurie nasza wiedza zostaje poszerzona tylko o jedno celtyckie słowo: „Samhain”, które oznacza Pana Śmierci. Nawet jeśli jesteśmy świadomi tego jakie są powiązania między Halloween a Celtami – niewiele nam to wyjaśnia. Nadal nie wiemy dlaczego bohater jest tak odporny na wszelkie ciosy. Oficjalnie nikt nie stwierdza, że jest nieśmiertelny. Więc o co chodzi? Może kiedyś się dowiemy. Całe szczęście, że producenci trzymają się początkowego zamysłu i nie pozwalają Myersowi mówić. A jego milczenie, plus maska odbierają mu jakiekolwiek ludzkie cechy, czyniąc z niego prawdziwego potwora.

 

Aktorzy wcielający się w główne role nadal okazali się być w formie. Widać, że woda sodowa nie uderzyła nikomu do głowy. Zamiast gwiazdorzyć sumiennie wykonali swoją pracę. Jamie Lee Curtis bardzo wiarygodnie – nawet lepiej niż w pierwszej części – „buduje” postać Laurie. W pamięć zapada zwłaszcza moment, gdy ta drobna kobieta musi stawić czoła nieobliczalnemu psychopacie, którego wręcz nie imają się kule. Donald Pleasence wciąż przekonująco wciela się w Sama Loomisa, który jako jedyny wie, jak straszliwe zło wydostało się na wolność. Teraz już nikt nie podważa jego słów, wszyscy wierzą, że Michael to psychopata i morderca – po jego wizycie w miasteczku pozostało bowiem zbyt wiele ofiar. Żeby jednak Loomis nie poczuł się za dobrze, znów mamy do czynienia z czymś, w co nikt mu nie wierzy, otóż każdy powątpiewa, że trafił Myersa sześć razy…. Doktor ewidentnie ma pecha.


Film jest dobrze zrealizowany, nie wywołuje już jednak takiej ekscytacji jak poprzednik. Zresztą nie można się było tego po nim spodziewać. Halloween z 1978 wysoko zawiesiło poprzeczkę. Halloween
 2 należy do tych filmów, które zyskują po czasie. Mimo że nie ma już tutaj tej samej tajemniczej i złowieszczej atmosfery, nie ma także zaskoczenia – przecież wiemy już do czego Myers jest zdolny – to ogląda się go całkiem dobrze. Współcześnie mamy tę przewagę, że możemy obie części oglądać jedną po drugiej – jako jedną historię. Mamy więc możliwość przyjrzenia się spójnemu widowisku. Nie musimy czekać trzech lat, by przekonać się, że sequel nie wywołuje już takiego trzęsienia ziemi, jak pierwowzór i nie wnosi do kinematografii niczego nowego.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2023 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com