Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Co się wydarzyło w Black Spring?

Kilka miesięcy temu z każdego zakamarka mediów społecznościowych wyzierał Hex. Kilkukrotnie „przejechałam” się już na tak intensywnie promowanych książkach, dlatego podchodziłam do tego tytułu ze sporym dystansem i wciąż odkładałam lekturę w czasie. W końcu jednak nadszedł dzień, w  którym podjęłam męską decyzję i uzbrojona w powieść poszłam się poopalać. Tak góra na godzinkę, bo majowe upały już zdążyły dać mi się we znaki. Oczywiście jak to zazwyczaj bywa: plany swoje, życie swoje, na godzince się nie skończyło i przypaliłam się na słońcu. Świat Black Spring wciągnął mnie od pierwszych stron, przepadłam w nim i zupełnie straciłam poczucie czasu.

Owo Black Spring to urocza miejscowość położona niedaleko rzeki Hudson, której mieszkańcy za wszelką cenę pragną zachować pozory normalności: uczą się, pracują, zakładają rodziny, spotykają się znajomymi. Niestety, bez względu na to jak bardzo się starają, nie mogą uciec przed prawdą. Społeczność ta nieustannie żyje w cieniu wydarzeń sprzed 350 lat, o których wciąż przypomina im krążący niestrudzenie po okolicy wyrzut sumienia w postaci Katherine von Wyler, a raczej tego co z niej pozostało. W 1664 roku oskarżono ją o czary, następnie torturowano i zabito. Wtedy w ramach zemsty przeklęła mieszkańców osady. Przez lata klątwa nie straciła mocy. Chociaż mamy już 2012 rok nadal nikt nie może wyjechać na dłużej poza granice miasta. Nadal nie należy także dotykać ani zaczepiać wiedźmy, a już na pewno pod żadnym pozorem nie wolno rozciąć nici, którymi zaszyto jej usta i oczy. Chronią one mieszkańców przed „złym okiem” i szeptanymi na okrętkę zaklęciami. O nietypowej atrakcji Black Spring nie może dowiedzieć się nikt z zewnątrz, co w dobie Internetu wcale nie jest łatwe. W tym celu powołano Hex, organizację, która nie tylko nadzoruje obecne miejsce pobytu czarownicy, ale także reaguje w sytuacjach kryzysowych, gdy trzeba ukryć jej istnienie przed turystami lub zniechęcić kogoś do wprowadzenia się do miasteczka. Uzbrojeni w system kamer i specjalną aplikację w telefonach, dzięki której dowiadują się gdzie obecnie przebywa Katherine, mieszkańcy nie czują się wcale bezpiecznie. Tak naprawdę żyją w nieustannym lęku przed tym, co może się wydarzyć, bo co do tego, że COŚ złego musi się wydarzyć, nikt nie ma wątpliwości. Niewiele trzeba żeby taka beczka prochu wybuchła i by przepadła z trudem zachowywana równowaga. Iskrę w tym przypadku stanowi młodość. Kilku nastolatków buntuje się przeciwko zastanemu porządkowi i postanawia znaleźć sposób na uwolnienie siebie i swoich bliskich od klątwy. W tym celu zaczynają więc prowadzić pewne eksperymenty, które niestety wymykają się spod kontroli.

Co ciekawe autor niespecjalnie ukrywa przed nami główną atrakcję „turystyczną” miasteczka. Już na samym początku powieści wrzuca czytelnika na głęboką wodę. O istnieniu wiedźmy dowiadujemy się praktycznie od razu, gdyż towarzyszy ona podczas posiłku rodzinie Grantów. Oczywiście nie jest pożądanym gościem ani nie zasiada z nimi przy stole. Po prostu stoi obok nich, spętana łańcuchami i mamrocząca swoje przekleństwa. Żeby na nią nie patrzeć pani domu przykrywa ją pierwszą lepszą ścierką. Ten groteskowy i ocierający się o karykaturę początek, wprowadza nas w lekką konsternację. Tajemnica dziwnej kobiety zostaje jednak dosyć szybko wyjaśniona. Szybciutko odkrywamy także, że chociaż mieszkańcy przywykli do jej obecności i wciąż traktują ją jak dodatkowy mebel i zakrywają prześcieradłami, szmatami i ścierkami, to w rzeczywistości wcale nie oswoili lęku, który w nich wzbudza. Początkowa śmieszność, ze strony na stronę przekształca się więc w mroczną i smutną w swoim wydźwięku opowieść. W obliczu zagrożenia pozornie zjednoczona i solidarna społeczność zaczyna się rozpadać, każdy walczy tylko o własne przetrwanie i dba o własną skórę. Eskalacja przemocy sprawia, że opadają maski za którymi ukrywają się mieszkańcy Black Spring. Pozwalając czytelnikowi obserwować ulegających pierwotnym instynktom bohaterów, Thomas Olde Heuvelt bezlitośnie obnaża prawdę o ludzkiej naturze. Niestety najstraszliwsze na świecie nadal jest tkwiące w ludziach zło i pod tym względem nic się od wieków nie zmieniło.

W Hex, wbrew temu, czego moglibyśmy się spodziewać, historia Katherine von Wyler nie wysuwa się na pierwszy plan. Jej cicha obecność stanowi tylko pretekst do tego, by w niewątpliwie ciekawy sposób wydobyć z mieszkańców miasteczka, to co w nich „najlepsze”. Pierwsza część książki, w której pisarz wyjaśnia nam o co z klątwą chodzi, stanowi głównie socjologiczną obserwację. Druga buzuje od emocji, w niej staczamy się już wraz ze zdesperowanymi i przerażonymi bohaterami na samo dno piekła. Stajemy się świadkami efektów nieracjonalnych decyzji i bezsensownego okrucieństwa. I chociaż chcielibyśmy odwrócić wzrok i udawać, że drastyczne wydarzenia nie mają miejsca, autor nam na to nie pozwala. Każe nam patrzeć na to, ile jest warta demokracja i rozsądek w kryzysowej sytuacji. Kontrast, który Heuvelt uzyskał zestawiając ze sobą współczesność i mentalność rodem ze średniowiecza, przyprawia o ciarki, zwłaszcza, gdy uświadomimy sobie, że nawet dziś niewiele trzeba by ludziach obudziły się pierwotne instynkty. I niestety żadna technologia nie jest w stanie nas przed tym uchronić.

Historii takich jak ta powstało wiele. Miasteczko odcięte przez mroczne siły od reszty świata. Kara za złamanie zasad i czające się za każdym rogiem złowrogie siły. Co więc jest takiego w Hex, że mnie urzekł? Co sprawia, że zbudowana na wyświechtanym motywie powieść stanowi powiew świeżości?  Po pierwsze, nie epatuje bezsensowną przemocą i skupia się na budowaniu napięcia i mrocznego, ciężkiego klimatu, tworząc w ten sposób doskonale skrojony nastrojowy horror. Po drugie, skrupulatne, pobudzające wyobraźnię i zmuszające do myślenia opisy. Po trzecie, atut stanowi także wspominane już zestawienie teraźniejszości z przeszłością. W XXI wieku, za sprawą internetu i postępu wszystko jest na wyciągniecie ręki, prawie przed każdym świat stoi otworem. Tym bardziej tkwienie w swoistym więzieniu ze spacerującą po ulicach wiedźmą jest uciążliwe. Szczególnie dla młodych ludzi, którzy zgodnie z wiekiem zaczynają się buntować. Dzięki nietuzinkowemu podejściu do tematu „zamkniętych społeczności” i ukazaniu go z kilku punktów widzenia, autor stworzył powieść, która mimo iż opisuje dobrze znany nam lęk, pozostaje intrygująca i ciekawa. Oby więcej takich książek!

Żeby nie było za różowo, muszę się jednak do czegoś przyczepić. W związku z tym, że odnoszącą spory sukces książkę Holendra, miała zostać wydana także W Stanach Zjednoczonych, postanowił on zmienić w niej m.in. miejsce akcji i nazwiska bohaterów, z tej okazji napisał od nowa także zakończenie. Nie miałam możliwości porównania obu tekstów więc muszę zaufać autorowi, który uważa, że jego zamerykanizowany Hex 2.0 jest wersją lepszą, bardziej dopracowaną i ciekawszą. Mimo to żałuję, że nie pozostawił on akcji w Europie. Co jest niby lepszego i takiego wspaniałego w Ameryce?

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com