Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle

Chociaż z potencjałem, Hotel zła 2 (Fritt vilt 2, Cold Pray 2) to film zdecydowanie gorszy od poprzednika. Zabrakło w nim surowej wiarygodności, która urzekła mnie w części pierwszej. Najwyraźniej komuś zależało na wykorzystaniu sukcesu reżysera Roara Uthauga i zbiciu na szybko łatwej kasy. Hotel zła mimo wtórności był dobrą produkcją, oddziałującą na wyobraźnię misternie zbudowanym klimatem, po którym w kolejnej części pozostało tylko wspomnienie. Hotel zła 2 obfituje za to w idiotyzmy i nielogiczności. Poza tym wszystko to, co nam tutaj zaserwowano, już widzieliśmy. Rozumiem brak oryginalności – nie każdego na nią stać – ale to co nam wciśnięto, było najgorszego typu pójściem na łatwiznę. Wyobraźcie sobie bowiem, że jesteśmy świadkami bezpośredniej kontynuacji (tuż po finałowej scenie), a oprawca uznany za martwego nagle zaczyna szaleć w szpitalu – czyli wypisz wymaluj Michael Myers i druga część Halloween. Zresztą także opętany morderca Jacob Goodnight z See no evil 2 (czyli Hotelu śmierci 2) zaliczył podobną przygodę. Jednym słowem, reżyser Mats Stenberg i jego ekipa nie wysilili się.

Pisząc o pierwszej części nie chciałam spoilerować, nie zajęknęłam się więc nawet słowem, że ktokolwiek przeżył hotelową rzeź. Otóż Jannicke, jedna z bohaterek, nie dość, że przetrwała starcie z potworem w ludzkiej skórze, to jeszcze spuściła mu łomot, w wyniku którego ten powinien wyzionąć ducha. Zdeterminowana niewiasta potraktowała go bowiem kilofem (?) i zepchnęła w lodową rozpadlinę. Powstała jednak część druga, oczywiście w tym wypadku oznacza to, że oprawca nie mógł zginąć. I w tym momencie już zaczynamy mieć wątpliwości co do fabuły, ale zakładamy, że scenarzysta (Thomas Moledastad) potrafił dobrze zaistniałą sytuację uzasadnić i nas pozytywnie zaskoczy. Tymczasem nasza dzielna bohaterka trafia do szpitala, gdzie opowiada policjantom o tym, co przytrafiło się jej przyjaciołom. Ci zbytnio nie dowierzając w jej wersję zdarzeń, sprawdzają okolice hotelu i odkrywają lodowe cmentarzysko wypełnione zwłokami wielu wycieczkowiczów. Niestety do tego samego szpitala, w którym znajduje się Jannicke przywożą wydobyte z rozpadliny ciało mordercy. Gdy okazuje się, że ten nie jest całkiem martwy (i tutaj pada wyjaśnienie tego stanu rzeczy, którego po prostu nie da się skomentować), etyka lekarska nakazuje pracownikom służby zdrowia ratować pacjenta za wszelką cenę. Jak się to kończy nie trzeba się zastanawiać –  raczej nie takiej wdzięczności za ocalenie oczekiwali.

Jannicke, gdy trafia do szpitala jest wrakiem. Po wygranej potyczce, gdy zeszła adrenalina, przychodzi czas na szok, otępienie i lęk. Szybko jednak musi dojść do siebie, przeleżenie kilku godzin z ranami w lodowym grobie, nie odbiera bowiem animuszu jej wrogowi. Widać dla człowieka, który żyje w takich warunkach, hipotermia jest jak katar – trochę dokuczliwa, ale w sumie nic strasznego. Wstaje więc i robi dalej swoje. Jego brak reakcji na pozostałe obrażenia (wcześniejsze i późniejsze) niestety jest jedną z przyczyn dla których film się nie udał. Kolejna to sposób działania mordercy. Rozumiem, że na terenie hotelu, który znał jak własną kieszeń, zagania ofiary jak zwierzynę do pułapki, kluczy, myli i zawsze pojawia się tam gdzie powinien. Rozmieszczenia pomieszczeń w szpitalu raczej nie powinien znać, nawet gdyby kiedykolwiek w nim był. Jego wyrafinowane polowanie i zastawianie pułapek w pięć minut, jest więc niewiarygodne i naciągane. W takim zestawieniu nie pomaga standardowo żenująca głupota bohaterów.

Podsumowując: mamy hipermegasupernieśmiertelnego wręcz agresora i stado owieczek, które nie grzeszą instynktem samozachowawczym. W małej, norweskiej mieścinie szpital jest wyludniony. Feralnego dnia pracuje w nim aż jeden lekarz i dwie pielęgniarki. Pacjentów zresztą także jak na lekarstwo: jedna staruszka, jeden mały chłopiec i nasza bohaterka. W sumie więcej osób znajduje się w kostnicy. Bohaterowie zaaferowani swoimi sprawami na szczęście są w miarę sympatyczni i nawet jesteśmy w stanie przeżyć to, że to im poświęcono pierwszą połowę filmu. Potem – zapewne tak było w planie – miało nastąpić mocne uderzenie. Próbuje się więc widza ożywić serwując mu: gasnące światła, krzyki i spacerującego spokojnie psychola. Gdy to nie pomaga przyjeżdżają nawet dzielni policjanci. Po ich próbie spacyfikowania mordercy, pozostałe na placu boju kobiety – przewracając oczami nad nieudolnością służb mundurowych – są zmuszone wziąć sprawy w swoje ręce. No cóż „śnieżny potwór” zadarł z niewłaściwymi babkami. Końcówka filmu, przynajmniej mnie, mocno rozczarowała.

Liczyłam na więcej, ukazujących nieugięty majestat gór, plenerów. Niestety twórcy poskąpili nam widoków (i pięknej aczkolwiek śmiertelnej pułapki), poza tym nie pozwolili nam również nacieszyć się śniegiem – zresztą podobnie jak i obecna zima. Żeby nie było, że tylko strasznie wybrzydzam – niezły efekt wywołały klaustrofobiczne, ciemne, szpitalne korytarze. One zawsze jednak świetnie się bronią jako miejsce akcji, więc to nie zasługa twórców. Szkoda, że hotel zamieniony na szpital, pozostaje cieniem samego siebie… Na  Hotel zła 2 można rzucić okiem jako na ciekawostkę. Powinien głównie spodobać się bezkrytycznym fanom slasherów i kina norweskiego.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com