Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


A ty kogo widzisz, gdy patrzysz w lustro?

No właśnie, kogo?

Tak jak Anne, dziewczynę, której nie znasz, ale którą chciałabyś być? Jak Hanna, kogoś kto tak dalece uległ presji społecznej i oczekiwaniom innych, że nie ma swojego ja? A może jak Anny, istotę pozbawioną twarzy, wewnętrznie rozbitą na setki kawałków?

Na Kobietę w lustrze Erica-Emmanuela Schmitta składają się opowieści o wspomnianych powyżej, trzech kobietach. Autor przedstawia nam losy mistyczki z Brugii, która w dniu ślubu porzuca narzeczonego i ucieka do lasu, doznającej gwałtownego przebudzenia, zafascynowanej psychoanalizą, arystokratki oraz popadającej regularnie w tarapaty gwiazdy Hollywoodu. Chociaż pozornie dzieli je wszystko – od epoki w której żyją, przez status społeczny, po relacje z mężczyznami – to mierzą się z tymi samymi problemami: wewnętrzną pustką, potrzebą odnalezienia swojej własnej drogi i stania się w końcu SOBĄ.

Kiedy je poznajemy, są „martwymi punktami”, niewidocznymi i pozbawionymi własnego głosu. W życiu każdej z nich nadchodzi jednak moment, gdy odkrywają swoje odbicia (jak u Lacana stają się osobnymi bytami), co budzi w nich pragnienie zrozumienia siebie i wyrwania się z narzuconej im roli społecznej. Lustro, to bardzo pojemny symbol i właściwie jakiekolwiek jego znaczenie byśmy wybrali, będzie tutaj pasowało. Nie dajmy się jednak zwieść, zwierciadło które pokazuje nam Schmitt to tylko rekwizyt–klucz otwierający drogę do zbiorowej świadomości, pretekst skłaniający nas do głębszych rozważań. Nasze bohaterki uczą się bowiem przede wszystkim przeglądać w innych kobietach, odkrywać wspólne dla płci doświadczenia i własną siłę.  Co ciekawe przeglądają się również w sobie nawzajem. A to co zobaczą, owo odbicie, może je zatruć lub wyzwolić.

Konstrukcja powieści – nie trzy osobne lecz przeplatające się, tworzące całość opowiadania – oraz mało zróżnicowane imiona bohaterek uwypuklają jeszcze jedną kwestię: ich indywidualizm to iluzja. Podczas lektury mamy wręcz wrażenie, że czytamy jeden monolog rozpisany na trzy ciała, co zresztą znajduje poniekąd potwierdzenie w zakończeniu. Można w tym miejscu pokusić się nawet o próbę interpretacji z wykorzystaniem motywu reinkarnacji lub „everywoman”.

O czym jeszcze warto wspomnieć – obok rozważań nad sensem życia, docenianiu inności, sławą, małżeństwem – na kartach powieści bardzo mocno zaakcentowana jest afirmacja natury uwolnionej spod jarzma definicji. Schmitt nawet na chwilkę nie pozwala nam zapomnieć o tym, że to człowiek tworzy pojęcia i definicje, podporządkowując świat wymyślonym przez siebie zasadom. Nie bez znaczenia pozostaje więc fakt, że mistyczka znajduje wspólny język z wilkiem. Na pewnym etapie wewnętrznej metamorfozy każda z bohaterek bowiem, rezygnuje z bycia owcą w stadzie i staje się samotnym, niezależnym i silnym wilkiem. Łamie zasady, schematy i zadaje kłam zastanym prawidłom. Schmitt stworzył dla tej trójki nawet coś na kształt „miejsca mocy” pod lipą (wątpię by czytał Kochanowskiego, ale skojarzenie nieuniknione). A to, że wybrał akurat ten gatunek drzewa nie jest przypadkiem, lipa symbolizuje bowiem żeński pierwiastek, witalność, życie i jest drzewem bóstw miłości.

Żeby to było jasne: nie jest to książka wybitna. Chociaż otwiera pole do dyskusji, Chociaż otwiera pole do dyskusji, to trzeba mieć świadomość, że Kobieta w lustrze utrzymuje się raczej na powierzchni problemu zamiast go zgłębiać. To mi jednak nie przeszkadzało, ponieważ zależnie od tego na jakim etapie „zaprzyjaźnienia” z literaturą traktującą o tożsamości kobiet jesteśmy, tekst będzie dla kogoś odkrywczy lub nie. Uwierało mnie w tej książce coś zupełnie innego. Chociaż Schmitt porusza w niej ważne kwestie i ubiera je w zgrabnie skonstruowaną historię, to sposób jej podania mi nie odpowiadał. Po pierwsze czułam się przytłoczona nadmiarem ckliwości wylewającej się z opowieści. Po drugie, irytowało mnie, wyjaśnianie spraw oczywistych, tak jakby autor nie ufał, że czytelnik sam dotrze do ciekawych wniosków. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że niezwykle trudno jest opisywać stare, wciąż aktualne, prawdy tak by uniknąć ocierania się o banał, jednak w tym wypadku momentami mi to przeszkadzało. Tak jakby nadmiar „mądrości”, od których tekst aż kipi, zamieniały coś istotnego we frazesy. Co za tym idzie: tekst wydawał mi się miejscami strasznie naiwny.

Gdy szukałam przyczyny swojego zniechęcenia doszłam do wniosku, że po prostu wolę Schmitta w krótkich formach: gdzie emocje są skondensowane, ubrane w ciekawy koncept i gdzie podejmuje on z czytelnikiem mniej oczywistą grę.

Słowem podsumowania: kobiecie, która rozpoznaje w swoim odbiciu siebie, zawsze bliżej do złej królowej niż gloryfikowanego Kopciuszka.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com