Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Wieczór z rekinem #43 My Little Shark, czyli historia rekina jednorożca

O dziwności świata, tym razem film „klasy Z” dał nam lekcję biologii! I to taką prawdziwą, a nie naciąganą jak te wszystkie wyssane z palca historie i banialuki o latających szczękach albo prehistorycznych rekinach żyjących w piasku (Rekiny z plaży). Tym razem bowiem, obok odtwórczyni głównej roli, czyli znanej nam z serialu Nikita Pety Wilson, występują na dużym ekranie REKINY-CHOCHLIKI (goblin shark).

Bez względu na to jak zabawne wam się wydadzą – one istnieją naprawdę. Gobliny są przedstawicielami słabo poznanego gatunku rekina głębinowego, o słodziaśnym różowawym odcieniu. Co ciekawsze, cechą charakterystyczną chochlików jest to, że każdy osobnik jest „uzbrojony” w róg (w tego typu filmach, to nie jest oczywiste więc uściślę: wyrasta z głowy). Wyobraźcie to sobie: RÓŻOWAWE REKINY-JEDNOROŻCE – czy może istnieć coś fantastyczniejszego? Uroku dodaje im jeszcze to, że w środowisku naturalnym są zupełnie niegroźne dla człowieka! Co sugeruje jednak sam tytuł filmu, reżyser postanowił, że rekiny, które wystąpią w jego produkcji milusie nie będą. I znajduje na to całkiem zgrabne (i oklepane) wyjaśnienie. Nie będziemy mieli przyjemności spędzić czasu z goblinami-Hippisami, czyli rekinami, które na drodze ewolucji zrezygnowały z przemocy. Poznamy ich „skostniałą” pra wersję. Te siedziały uwięzione miliony lat w podwodnej pułapce i ewidentnie przez ten czas zgłodniały. Logiczne prawda? Uwalniające je trzęsienie ziemi okazało więc dla nich prawdziwym wybawieniem. Oczywiście do czasu.

Może się zastanawiacie jakie trzęsienie? Otóż wybrzeże Kalifornii to najwyraźniej pechowe miejsce. Najpierw nawiedza je bowiem wspomniane trzęsienie ziemi, potem nadchodzi jeszcze tsunami – oczywiście jedno z największych w historii, a na koniec przypływają prehistoryczne chochliki. Wydawałoby, że po takiej obfitości kataklizmów, nie będzie już czego w okolicy zbierać, ale bez obaw –  chatka ratowników na plaży pozostała nienaruszona. Ta tsunamiodporna drewniana konstrukcja, w której znajdzie schronienie grupka naszych bohaterów, to istny cud architektoniczny. Niestety, chociaż przetrwała trzęsienie i wielką falę, to nie została przygotowana na najgorsze, czyli atak rekinów z rogami, które kombinują jak dostać się do środka i skorzystać z darmowego bufetu. W efekcie więc ocaleli bohaterowie będą musieli się z takim wściekle głodnym monstrum, robiącym dziury w podłodze, przepychać starą szafką. Chociaż wydaje się, że położenie ocaleńców jest beznadziejne, to jednak los się do nich uśmiecha: jeden ratowników, to były komandos (!), który heroicznie zanurkuje po broń. Z odsieczą postanowi przybyć także były chłopak Pety Wilson (łódeczką, w której brakuje benzyny – przemilczymy to jednak, liczą się chęci). Żeby nie było nudno, w tej pasjonującej i pełnej napięcia produkcji, wystąpi także na wpół zatopiony samochód, do którego rekiny niezaproszone grzecznie nie wsiadają (w ogóle kulturalne bestie – do budki też pukały), i wodoodporna piła łańcuchowa. Ta ostatnia, wprowadzi trochę ożywienia i dzięki niej film momentami zamieni się w MALIBAŃSKĄ MASAKRĘ PIŁĄ MECHANICZNĄ.

Oczywiście Malibu – atak rekinów (2009) ma kilka, bo jakże mogłoby być inaczej, zapaści logicznych. Zastanawiało mnie trochę dlaczego bohaterowie chowają się za zasłoniętymi żaluzjami przed rekinami, które są ślepe. Ale doszłam do wniosku, że te żaluzje najwyraźniej zatrzymują wodę. Budka ratowników zatopiona jest bowiem do połowy okien, a w środku i tak jest względnie sucho. Jedna z rannych bohaterek nie krwawi zbyt obficie, ale w obawie przed tym by się nie wykrwawiła, nie wiadomo po co, reszta decyduje się zszyć rankę tym, co mają pod ręką. A potem, kompletnie od czapy, pada na nich blady strach, że chyba wdało się jej zakażenie… No heloł!

Aktorsko, no cóż, jak zwykle w takich produkcjach jest skrajnie śmieszne. Bohaterowie zachowują się jakby mieli zbiorową amnezję lub co najmniej pięć sekund temu uratowali planetę, na dokładkę gadają od rzeczy. Razi także drewniana gra pamiętnej Nikity. Lepiej od niej wypadł bezrobotny teatrolog. Z racji wykształcenia wiedział, jak stworzyć napięcie i dramatyzm wokół własnej osoby. Mamy też piszczącą blondynkę Jenny (Chelan Simmons), która wydaje z siebie takie decybele, że rekiny powinny dla własnego dobra uciec z powrotem w głębiny. W pewnym momencie zaczęłam przypuszczać, że są nie tylko ślepe ale i głuche. Poza tym owe bestie okazały się całkiem bystre, chociaż taktykę miały słabą.

Nielogiczności, słabe aktorstwo i wszechobecna tandeta, to norma w takich produkcjach. Nawet pomijając te kwestie, rewelacji nie ma: fabuła jest kiepska i nudnawa, zabrakło w niej humoru. Malibu – atak rekinów stracił również sporo przez kiepskie zakończenie. Oczekiwałam mocnego finału, np. goblina giganta wyskakującego z głębin by pożreć helikopter. A wyszło, co wyszło… Przeżyło zbyt wiele osób (i nawijają jak potrzaskani), następuje jakaś dziwna i niepotrzebna, rehabilitacja niektórych postaci, co trąci nagłym skrętem w kierunku kina familijnego. Reżyser, David Lister, najwyraźniej nie potrafił zrezygnować z takich motywów. Do tej pory na swoim koncie ma m.in. Ostatniego krasnoludka (1998), Wróżkę (1999), Ucznia czarodzieja (2002), Piękną i bestię (2009). Przynajmniej wiadomo skąd wzięło się jego zainteresowanie chochlikami, goblinami itd.

Świadomość tego, że takie słodkie kreaturki, jak rekiny-gobliny, żyją na naszej planecie, to właściwie najlepsza rzecz jaką wyniesiemy z seansu. Nie warto jednak definitywnie spuszczać na resztę kurtyny milczenia. Znajdzie się tutaj bowiem jeszcze parę malutkich plusików, np. oczy ucieszą na pewno barwne, ręczne metody eksterminacji rekinów.

P.S. Pojawiają się drobne ukłony w stronę męskiej części publiczności, ale nie oczekujcie zbyt wielu takich atrakcji (no i golizny brak).

To film dla każdego kto:

– namiętnie oglądał serial „Nikita” z Petą Wilson (pamiętacie?);
– chce zobaczyć jak się buduje z kilku desek tsunamiodporną konstrukcję;
– chce zobaczyć malibańską masakrę piłą mechaniczną;
– szuka form edukacji, które urozmaicą zdalne nauczanie z zakresu biologii;
– wierzy w jednorożce;
– chce zobaczyć do czego doprowadziła niedawna dyskusja z „Kilka zdań o”…i pisarzem Andrzejem Konefałem? Bo chłopaki znalazłam! Rekiny-jednorożce istnieją!
– jest fanem filmów o rekinach i zobaczy każdy, bez względu na koszty i czas.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com