Miłość i sterta samotnych dusz
Zakochałam się w człowieku ze Światła. Wszystko wybuchło, zostawiając po sobie zgliszcza. Taka jest miłość: pożoga i sterta samotnych ciał. W czwartym tomie serii ziemia zadrżała i Krakowem wstrząsnęła fala wybuchów, jeden z nich uderzył również w czytelników śmiercią Lidii (zabolało). „Stan strachu” pod wieloma względami uważam za tom wyjątkowy. Dzieją się tu rzeczy, które sporo wyjaśniają, a jeszcze więcej okrywają tajemnicą. Rafał Szłapa podjął w nim wiele decyzji, których skutki widać właśnie w „Człowieku ze światła”. Największym szokiem, a jednocześnie zagadką staje się właśnie śmierć Lidii. Autor ją zabił, jednak postać ta odcisnęła na głównym bohaterze niezapomniane piętno i wciąż pozostaje postacią zagadkową. Pewne luki w ciągłości akcji wskazują, że za jej postępowaniem kryje się jakaś nieopowiedziana historia. Jeśli ktoś myśli, że po „Stanie strachu” Bler go nie zaskoczy, to się myli.
Jestem wielką fanką serii i zawsze wspieram Blera. Cieszy mnie, że Rafał Szłapa nadal go rysuje i stara się regularnie wydawać. Świat, który stworzył jest jak narkotyk: gdy raz wejdzie się w enigmatyczną strukturę jego atomów, wciąż będzie chciało się powracać, a im dłużej się w nim siedzi, tym bardziej uzależnia. Nie bez powodu mówi się, że na temat Blera każdy ma swoją teorię. To racja i w tym kryje się cała zabawa – na dochodzeniu do prawdy. W świecie Szłapy prawdę okrywa się na drodze poszukiwań, zadawania pytań i analizowania odpowiedzi. Czy to nie zbyt skomplikowane jak na opowieść o superbohaterze? Owszem, ale Bler nie jest zwykłym superbohaterem, jest Człowiekiem ze Światła.
ZMIANA TORU
„Człowiek ze światła” rozpoczyna się dokładnie w tym miejscu, gdzie urywa się akcja poprzedniego tomu. Bler doprowadza do ośmieszenia premiera, ludzie zdobywają się na bunt wobec narzuconej władzy. Takich rzeczy się nie wybacza. Za Blerem rusza pościg oraz super-żołnierz, który ostatecznie ma go pokonać. Bler opuszcza bezpieczną strefę wraz z Igą i wyrusza na poszukiwania jej córki… I tu się zatrzymajmy, bo chciałabym wrócić do czegoś, co już w poprzednim tomie mocno mnie zastanowiło. W „Człowieku ze światła” nie pojawia się postać, która sprawiła, że Bler jest tu gdzie jest. Mówię o Pani Komisarz, która pokazuje mu prawdę o otaczających go ludziach. Dzięki jej odkryciu Bler zmienia „stronę”. Wydawałoby się więc, że to doskonała partnerka na dalsze przygody naszego superbohatera. Tak się jednak nie stało. Pani Komisarz znika, a właściwie najprawdopodobniej zostaje w strefie. Bler za to zabiera ze sobą w drogę inną kobietę. Nazwijmy to pewnego rodzaju nieoczekiwanym zwrotem akcji. Autor opowieści takim zabiegiem zmienia diametralnie jej tor: z dynamicznego, pełnego akcji, postaci i wydarzeń „Stanu strachu”, na melancholijną, introwertyczną i grząską fabularnie post-apokalipsę. Pani Komisarz mogła zabrać Blera dalej ku historii o superbohaterze ratującym ludzkość dzięki swoim zdolnościom, który w świetle reflektorów przejmuje władzę. Iga, to kobieta, która nie ma nic do stracenia, dlatego zabiera Blera w podróż do wnętrza siebie samego. Czy nowy cel jest kolejną ucieczką przed odpowiedzialnością, przejawem egoizmu, czy może czystą bezsilnością? Dokąd właściwie zmierza Bler?
SEN O SUPERBOHATERZE
„Człowiek ze światła” składa się z trzech płaszczyzn fabularnych: wędrówki Blera w poszukiwaniu dziewczynki, wydarzeń odbywających się poza jego wiedzą oraz metaforyczną wędrówkę głównego bohatera do wnętrza samego siebie. Bler przemierza ruiny Krakowa pokrytego radioaktywnym pyłem, pustego i zimnego. Post-apokalipsa jako tło wydarzeń jest dość popularna. Współczesny czytelnik napatrzył się i naczytał o niej w przeróżnych wariantach. Szłapa pokazuje inną post-apokalipsę, pozbawioną patosu, nieemanującą przemocą, kameralną, naszą, a przez to niesamowicie przerażającą. Już pierwsze kadry „Człowieka ze światła” wprowadzają w wyjątkowy nastrój tego tomu. Przekształcenie istniejących elementów rzeczywistości wywołuje w czytelniku niepokój. A co jeśli alternatywa stanie się rzeczywistością? Śledząc wędrówkę Blera przez pogrążony w ruinie Kraków czułam smutek i narastający niepokój potęgowany przez ogarniający wszystko chłód oraz gęstniejące radioaktywne powietrze. Szłapa postawił również na wewnętrzne monologi bohatera, które zwalniały akcję, niejednokrotnie zatrzymując ją w czasie. Momentami miałam wrażenie jakbym była we śnie, który jest nieprzyjemny, ale z którego nie chcę się obudzić mimo dyskomfortu, bo muszę znać jego zakończenie. To naiwne z mojej strony, bo sny nie mają swoich zakończeń, tylko my przestajemy je śnić nie poznając idei całości.
IDEA NIE UMIERA NIGDY
Obraz miasta, jaki nakreślił autor jest naprawdę sugestywny i przygnębiający. Oto mamy naszą małą apokalipsę. Jednak jak w każdej ewangelii bywa, to właśnie w ruinach powstaje nowe życie. Gdzieżby indziej Bler miałby spotkać ponownie Idee, jak nie tutaj. Owszem, to spore zaskoczenie, bo w końcu Lidia stwierdziła, że zniszczyła Idee, a jednak tak się nie stało. Czyżby Szłapa stawiał nieśmiało znak zapytania również pod samym zgonem rudowłosej piękności. Nie powiem, trzymam za nią kciuki. W końcu prawdziwa Idea nie umiera nigdy.
Umierają za to ludzie, nawet jeśli uważają się za niezwyciężonych żołnierzy. Blerowi w końcu przychodzi zmierzyć się z tytułowym „Człowiekiem ze światła” będącym połączeniem nowoczesnych technologii z możliwościami ludzkiego ciała. Jest to ktoś, kto pretenduje do bycia ponad wszystkimi. Odbywa się więc pojedynek tytanów. Nie jest on jednak ani spektakularny, ani wyjątkowy, jak to w opowieściach o superbohaterach bywa. Zanim dochodzi do takich starć, fabularnie mijają eony wydarzeń, które niezwykle komplikują owe starcie, a w tym przypadku Bler nawet nie wie do końca kim jest jego przeciwnik. Jest i trzeba z nim walczyć, tyle. Ktoś wygrywa, ktoś przegrywa. Raz zaszczepiona Idea, wije się i rośnie we wnętrzu człowieka, jest wieczna i przechodzi z jednego umysłu, do kolejnego. Idea nie umiera, jednak by rosnąć potrzebuje ofiar, nie ważne po której stronie stoją. Mimo wszystko, Idea musi zostać nakarmiona.
MATKI, ŻONY I KOCHANKI
Bler od początku jest rozdarty między normalnością, a niezwykłością. Wędrówka przez zniszczone miasto to obraz jego zrujnowanej duszy, pewnej pustki i radioaktywności jaką w sobie nosi. Bohater przechodzi jednak przemianę. Warto zwrócić uwagę, że już pod koniec „Stanu strachu” Szłapa pokazuje Blera jako człowieka, a nie superbohatera. Człowieka pragnącego zwyczajnej rodziny i spokojnego życia. Jednocześnie pomoc innym nadal stanowi dla niego sens życia, nie potrafi więc być normalny. To dość paradoksalne. Normalność, której pragnie pozbawia go sensu istnienia. Bycie superbohaterem pozbawia go normalności, której pragnie. Mam wrażenie, że wewnętrzne rozdarcie Blera jest wynikiem tego, że on po prostu sam nie wie czego chce, bo gdyby wiedział, podjąłby decyzje.
Zawarty w „Stanie strachu” dodatek pokazuje, że Bler jest wyjątkowy, ale nie ze względu na swoje moce. Tą niezwykłość odkryła w nim Lidia, która była dla niego matką (zaszczepiła w nim Idee, czyli dała mu nowe życie) oraz kochanką (pasją, jakiej pragnął, uosobieniem niezwykłego życia). Posunę się nawet w swoich interpretacjach dalej. Bler wciąż opowiada o innej niż Lidia kobiecie, z którą chciałby mieć rodzinę i dzieci, spokojne życie (czy jednak takiej nie było?!). Mamy więc dwie kobiety niezwykłą i zwykłą, jak dwa życia między którymi wciąż miota się Bler. Bardzo męski problem – między kochającą i czuła żoną, a namiętną i nieprzewidywalną kochanką. Jako zwyczajna kobieta, muszę powiedzieć, że Bler jest niezwykle niedojrzały chcąc trzymać dwie sroki za ogon. Jako niezwykła Alicya mam ochotę pochwycić go w swoje szpony i zatopić się w jego ustach. Tu muszę się zgodzić z Lidią, rozdarci superbohaterowie dają kobiecie ogromne pole do manewru, po prostu pragnie się ich mieć. „Człowiek ze światła” wprowadza do mojej interpretacji nowy element, pytanie: dlaczego Bler chce zapomnieć o tym, że kiedyś miał rodzinę? Wyznanie, jakiego dokonuje przed swoją towarzyszką podróży cofa nas do genezy całej historii. Albo czegoś nie wiemy o Blerze, albo całość jest bardziej prozaiczna niż można przypuszczać.
CZŁOWIEK ZE ŚWIATŁA
Zakończenie nowego „Blera” zawiera w sobie kolejną porcję tajemnicy do rozszyfrowania. Czy superbohater utracił swoje moce? Kim jest rudowłosa dziewczynka? Dlaczego Idea nadal istnieje? Co się stało po wyjeździe Blera? Zasadniczym pytaniem jest jednak: co dalej zrobi Bler? Tu pomocny może być sam tytuł tomu: „Człowiek ze światła”. Czy to Bler, który przeszedł mroczną wędrówkę w głąb siebie i teraz może powrócić? Czy pojedynek z człowiekiem, który świeci sztucznym światłem pokazuje, kto jest nosicielem tego prawdziwego?
NIE BĄDŹMY TACY POST-APOKALIPTYCZNIE POWAŻNI
„Człowiek za światła” wrzuca nas do brudnego i bezwzględnego świata post-apokalipsy, pełnego smutku, zimna, przytłaczającego pustką. W takiej scenerii jednocześnie odbywa się prozaiczny ludzki dramat oraz hollywoodzkie starcie tytanów. Zasadniczą zmianą, jaka następuje w tym tomie, jest przesunięcie środka ciężkości. Szłapa w końcu skupił się na postaci Blera, która zaczęła stawać się pełnowymiarowa. Uważam, że „Człowiek ze światła” to pierwszy tom, w którym Bler jest bohaterem własnej opowieści. Nie da się ukryć, że w poprzednich odsłonach jego postać była często przesłaniana przez inne silniejsze i ciekawsze osobowości. Mało tego, po raz pierwszy Bler w pełni zasługuje na to, by mu poświecić taką uwagę, w końcu ma coś do powiedzenia.
Choć nie bądźmy aż tak śmiertelnie poważni, prawda? Szłapa ma bardzo dziwne podejście do „Blera”. Czasem historia jest niezwykle poważna, w innych momentach autor wyśmiewa konwencję, którą sam podjął. To jednak dobrze, że dystans i poczucie humoru go nie opuszczają. W końcu, kto podchodzi do opowieści o superbohaterach w stu procentach serio.
KONIEC I POCZĄTEK
Szłapa przyzwyczaił czytelników do nieustannych zmian, jakie wprowadza w serii, od graficznych, po fabularne. Nie powiem, ja na ten element nowości czekam za każdym razem. Takie zmiany pokazują, że historia którą opowiada nam autor jest dla niego ważna, że wciąż ją udoskonala. W nowej odsłonie zaszło kilka zmian, choć nie tak wielkich, jak graficzny przeskok z „Ostatniego wyczynu” do „Stanu strachu”. W warstwie wizualnej niewiele się zmieniło. Szłapa nadal trzyma się artystycznej konwencji z tomu poprzedniego, mimo to widać o wiele większą dbałość o szczegóły. Świat Blera nabrał jeszcze większej głębi i realności, jednocześnie nie tracąc swojej efemerycznej woalki snu. Wiele kadrów jest prawdziwą ucztą dla oka, choć zabrakło dużych plansz z widokiem po horyzont, które tak uwielbiam. Szkoda, że komiksu nie otwiera taki właśnie widok. Mimo to, kompozycyjnie „Człowiek ze światła” jest najbardziej przemyślaną częścią serii. Fabularnie autor postawił na Blera, który w końcu zajął swoje miejsce bohatera pierwszoplanowego. Niestety na tym zabiegu ucierpiały inne pojawiające się w historii postacie. Na szczęście nie zmienił się sposób w jaki Szłapa gmatwa różne interpretacje w głowach swoich czytelników zarzucając ich drobnymi ziarenkami idei, które kiełkują w ich głowach. „Bler” nie jest czystą rozrywką, bywa że prowadzi nas tam, dokąd nie chcemy iść, gdzie jest zimno i będzie nam smutno, a może nawet wstyd. Podążanie za nim zawsze pozostawia niedosyt, ale taki, który sprawia, że chce się więcej. O Blerze wiem, że nic nie wiem. Jednego jednak jestem pewna: Bler żyje już własnym życiem, wokół którego rośnie grono wiernych fanów. To zaszczyt i niezwykła przyjemność towarzyszyć mu w jego przygodzie.
Szłapie udało się w serii „Bler” połączyć dwa elementy, które zazwyczaj występują osobno: schemat typowych opowieści o superbohaterach (z charakterystyczną akcją i rozwiązaniami fabularnymi) ze współczesnym komentarzem do rzeczywistości. I tak, czasem odpływamy z Blerem w odmęty wyobraźni, a czasem bohater podchodzi do nas blisko, uderza w twarz i mówi: „Spójrz na świat w którym żyjesz!”. Autor wszystko to ubrał w tajemniczą, pełną interpretacji historię, która jest przesiąknięta osobowością jego samego. I to ostatnie stanowi największy atut „Blera”. Oglądając każdą planszę czuć obecność tego, kto go stworzył. „Bler” to nie komiks, który się przeczyta i odłoży na półkę. Postać stworzona przez Szłapę (proszona lub nie) wchodzi w nasze życie i znajduje w nim swojej miejsce. Żyje pośród nas jednocześnie nie będąc z tego świata.
Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem.