Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Mroki. Mroczny czas

Żadne tam cud kuracje, kremy przeciwzmarszczkowe, wyciągi ze ślimaków, liftingi, ingerencje skalpela, żadne ujędrniacze, komory kriogeniczne, bicze wodne ani tym bardziej masaże gorącymi kamieniami. Nic tak nie odmładza jak dobrze skrojona fantastyka. Miałam więc niesamowitego farta, że trafiłam na Mroki Katarzyny Szewioł-Nagel, bo muszę się wam przyznać: zaczynałam już unikać lustra.

Jeśli lubicie sielskie klimaty „osadzonych” w wiekach średnich powieści przygodowych o elfach, magach, ożywieńcach i przeklętych księgach, przeplatanych gdzieniegdzie zakamuflowanymi prawdami o przywarach, słabościach oraz wszelkich ludzkich i nieludzkich grzeszkach, to i wam powieść powinna przypaść do gustu. Musicie jednak wiedzieć, że Kasia ma rozmach i jest urodzoną gawędziarką, to co przeczytacie, w pierwszym pięciusetstronicowym (!) tomie, chociaż stanowi pewną całość, jest tak naprawdę początkiem większej intrygi. Co równie ważne, możecie podzielić się lekturą z młodszymi pożeraczami fantastycznych przygód. Mroki zaliczają się bowiem do kategorii wiekowej 13+.

W Mrokach śledzimy losy elfa skrytobójcy, który ni stąd ni zowąd (doskwierają mu  bowiem poważne luki w pamięci) budzi się w, porzuconej gdzieś na krańcu mapy, wsi. Chociaż nasz nieludź ma naturę włóczykija, to ku swojemu zaskoczeniu godzi się pozostać tutaj jakiś czas. Z miejscem związuje go słowo dane uzdrowicielce Meran i jej mężowi Ulfrikowi. Leto niewiele myśląc, obiecuje im pomoc w walce z grasującymi w okolicy wilkami. Szybko okazuje się, że to nie głodne drapieżniki są tak naprawdę problemem. Wilki służą karmiącym się krwią iluzjonistom, czyli dzikim magom, a to wróży potężne kłopoty. Poza tym nie wszyscy mieszkańcy wioski są niewinnymi, nękanymi przez bestie chłopami. Wielu z nich ma swoje mroczne tajemnice, a nawet powiązania ze szkołą magów i królewskim dworem. Im bardziej elf wraz z uzdrowicielką (bo to oni wiodą prym w tej historii) próbują rozwikłać piętrzące się zagadki, z tym potężniejszymi siłami zadzierają i w tym większe kłopoty nieświadomie się pakują. A jak się pewnie domyślacie, nic dobrego z tego nie może wyniknąć…

Dla ścisłości: w wiosce elfa trzyma nie tylko złożona obietnica i nienawiść do złej magii, ale także marząca o tym by zostać wojowniczką, niepokorna Nora. Dziewczyna oprócz krzepy ma w sobie „coś”, obok czego elf nie potrafi przejść obojętnie. Nie spodziewajcie się tutaj jednak ckliwego romansu, gorących wyznań i przegadanych uniesień – bohaterowie wykreowani przez Kasię twardo stąpają po ziemi i są świadomi otaczającej ich rzeczywistości i ograniczeń, które im narzuca.

Czas zdaje się płynąć w wiosce własnym, spowolnionym rytmem. Nawet, gdy już wiemy z czym przyjdzie borykać się bohaterom i stajemy się świadkami brutalnych poczynań magów, wciąż mota nas wyciszające poczucie sielskości, błogość i spokój. Dopiero pod koniec opowieści następuje przełamanie: jakby idylliczna bańka, w której wszyscy dotąd trwali, pękła i dotknęło ich nieuniknione. Świadomość, że świat tak naprawdę nie zatrzymuje się nigdzie ani dla nikogo i nieuchronności zła, całkowicie zmienia panujący tu klimat. Napięcie spada przez co udziela nam się poczucie beznadziei i rezygnacji, z którą muszę mierzyć się bohaterowie zanim ich życie zacznie toczyć się dalej. Potęguje to fakt, że autorka nie wybrała dla nich typowych ścieżek. Nie liczcie więc na szczęśliwe zakończenia każdej z potyczek, które będziecie obserwować. Kasia nie upupia czytelnika wmawiając mu, że dobro zawsze zwycięża, że każdy wybór protagonistów musi być etyczny, a miłość pokonuje wszelkie przeszkody i gwarantuje szczęśliwe zakończenie.

Bohaterowie, w większości, przypadli mi do gustu. Polubiłam zaskakująco odważną Meran, prostolinijnego Urlicha, bucowatego, zamkniętego w sobie Leto (muszę się wam przyznać, że w mojej głowie wyglądał jak Legolas), a nawet namolną stalkerkę Annę. Miałam jednak problem z Norą, która trochę mnie zawiodła, bo o ile w początkowej części powieści wydawała mi się być świetną, hardą babką, tak później zrobiła się nieco mimozowata. Pewnie miałam wobec niej wygórowane oczekiwanie, ale i tak szkoda. Nieco zazgrzytała mi również postać, która pojawia się pod koniec Mroków. Właściwie, to nie sama postać, bo jako taka bardzo mnie intrygowała (i do pewnego momentu bawiła), ale rola jaką odegrała w całej historii. W moim odczuciu będąc poniekąd pierwiastkiem deus ex machina zakłóciła odrobinę płynność opowieści. Skoro już o minusach mowa, to dodam jeszcze, że czasami potykałam się o dialogi, które jak trampolinki wybijały akcję do przodu. Oczywiście to czego się czepiam, to takie drobnostki, że zastanawiałam się czy w ogóle o nich pisać, bo w ogólnym rozrachunku nie mają wpływu na odbiór powieści jako całości.

Atutem Mroków są przede wszystkim rewelacyjne opisy, budujące tę niesamowitą atmosferę, o której już pisałam, oraz fakt, że mimo iż wiele się w książce dzieje, można się podczas lektury wyciszyć (no ja tak miałam!)i psychicznie odpocząć. Jestem ciekawa czym jeszcze autorka nas zaskoczy, dlatego z przyjemnością sięgnę po kolejne części przygód Leto i dowiem się, w jakie kłopoty i gdzie (bo o wiosce możemy już zapomnieć – chyba) go wpakowała.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com