Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Mroki. Mroczny czas

Nie wiem czy pamiętacie, jak zachwycałam się pierwszą częścią „Mroków”. Tuż po lekturze pisałam, że powieść Kasi podziałała na mnie lepiej niż którakolwiek z wymyślnych kuracji odmładzających. Rozpływałam się nad sielskim klimatem wsi wieków średnich, nad rozpełzającą się pod skórą trwogą, nad rozmachem i gawędziarskim stylem. A teraz jestem zmuszona wam powiedzieć, że nic to! Nic to, w porównaniu z tym, w jaki świat Kasia porwała mnie w drugiej części. Tutaj to dopiero pokazała na co ją stać. Dosłownie zmiotła mnie z powierzchni, i to na długie godziny, bo niezłe z tej powieści tomiszcze – wręcz gargantuiczne. Skoro więc przekroczymy już bramy wykreowanego przez nią świata, to rozgaszczamy się tam na dobre.

Zanim zdradzę wam co nieco o treści, zacznę od tego, że na upartego, pierwszy i drugi tom, można czytać w dowolnej kolejności. Są to bowiem dwie osobne historie, toczące się wokół innych postaci, które zazębią się dopiero w ostatnim, trzecim tomie. Co za tym idzie, jeśli czytaliście już pierwszą część, nie spodziewajcie się, że w drugiej dowiecie się, co porabia Leto, czyli intrygujący elf skrytobójca ani dokąd dotarła niepokorna, chcąca zostać wojowniczką, Nora. Tym razem bowiem poznacie losy zadziornej i nad wyraz utalentowanej mag o imieniu Lilian.

A dziewczyna nie ma lekko. Baronowa nie znosi magów, więc robi wszystko, by żaden nie wymknął się spod jej kontroli. Gdy ktoś donosi więc odpowiednim władzom, że w jakieś zapadłej wsi, rudowłose dziecko ożywia martwe zwierzątka, to los dziewczynki jest od razu przesądzony: zostaje odebrana zrozpaczonej matce i zamknięta w szkole dla magów  (a instytucja ta jest w pewnym sensie więzieniem). Nasza bohaterka, w której przez długie lata, z dnia na dzień, narasta wewnętrzny bunt przeciwko niesprawiedliwości w jakiej musi funkcjonować, postanawia w końcu uciec. Kierując się odruchem serca – po prostu chce wrócić do matki, z którą od wielu wiosen nie ma kontaktu – nie zdaje sobie sprawy, jaką burzę wywoła swoim nieposłuszeństwem, w jaki szał wpadnie Baronowa i jak bezwzględni ludzie podążą za nią w pogoń…

Nie wiem, kto powiedział Kasi, że „Mroki”, to romans dla nastolatek. Owszem to powieść plasująca się gdzieś pomiędzy Young Adult a New Adult, ale nie romans. To, że pojawia się w nim wiadomy wątek o niczym jeszcze nie świadczy. Zwłaszcza, że autorka koniec końców rozprawia się z nim w nieromansowonastolatowy sposób. Nie spodziewajcie się więc ckliwych wyznań, przegadanych uniesień ani łzawej teen dramy z happy endem. Nie jest to świat Disneya, gdzie, gdy dobre i śliczne dziewczątko, odnajdzie swojego „księcia” żyje długo i szczęśliwie. Nie jest to świat, w którym wyjątkowość może przed czymkolwiek uchronić. Tutaj, jak w prawdziwym życiu, wygrywa silniejszy i to on zawsze bierze, to czego chce – a reszta bezradnie patrzy na to, co mogą uprzywilejowani. Poza tym, tak jak w poprzedniej części, i w tej, Kasia bez mrugnięcia okiem zabija postacie, do których jesteśmy przywiązani. Jednym bezceremonialnym szturchnięciem wypycha nas ze strefy komfortu i sprawia, że drżymy o kolejnych bohaterów.

Nie zgadzam się również ze zbytnio upraszczającym podsumowaniem Lilian, jako naiwnej. Jeśli już, to nie jest to głupiutka naiwność, ale poczucie sprawczości i krnąbrność, które biorą się z buńczuczności charakterystycznej dla młodości. I tego cudownego, aczkolwiek niebezpiecznego poczucia niezniszczalności, które nosi w sobie każdy młody człowiek. A to, że jej się sporo udaje? No halo, przecież po pierwsze zna się trochę na magii, a po drugie jest główną bohaterką przygodowego fantasy. W fabule musi się dziać!

Ta część wydaje mi się warsztatowo i konstrukcyjnie dojrzalsza. Zamiast sielskiej wsi, mamy zapyziałe miasto, w którym relacje międzyludzkie są bardziej szczątkowe i trudniej komuś zaufać. Tym bardziej trzeba doceniać więc tych, który okazują się tego godni. Ale co za tym idzie cierpi się bardziej, gdy los okazuje się mieć ich głęboko w poważaniu i majta nimi jak szmacianymi laleczkami. Trzeba umiejętności, by wszystko to oddać na kartach powieści w taki sposób, by wywołały w czytelniku emocje. Jak dla mnie, to w „Mrokach” zagrało: i atmosfera, i postacie, i historia. Poza tym podoba mi się rozmach powieści, jej nietuzinkowy język, żarty, nawet te rubaszne (no mnie bawiły) i rewelacyjne kreacje. Musicie wiedzieć, że gdy Kasia opowiada nam o jakimś przedmiocie, to czujemy wręcz jego fakturę pod palcami, a gdy opisuje ciasto z malinami to aż cieknie ślinka.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com