Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Halloween w zakładzie pogrzebowym

Film tak kiczowaty i tandetny, jak kiczowate i tandetne potrafiły być tylko filmy klasy B kręcone w latach osiemdziesiątych. I jak większość filmów z tego okresu ogląda się go niepokojąco dobrze mimo wszelkich dziur, potknięć i niedoskonałości.

Fabuła tego dzieła jest prosta jak konstrukcja cepa i właściwe trudno się na jej temat specjalnie rozpisywać. Rozpuszczona młodzież na miejsce halloweenowej imprezy wybiera  opuszczony i otoczony solidnym murem dom pogrzebowy. Mur przebiega wzdłuż żył wodnych, które według legendy utrzymują zło w jednym miejscu. Demony nie mogą wydostać się z „nieczystej ziemi”, gdyż nie są wstanie przekroczyć wodnej granicy. Siedzą więc sobie samotne i uśpione w zapomnianych ruinach Hull House. Sytuacja zmienia się, gdy ktoś sam wpadnie do nich w odwiedziny i to jeszcze w czasie, gdy mają największą moc – czyli ostatnią noc października. Nasi młodzi bohaterowie nie wierzą w zasłyszane opowieści i ignorują ostrzeżenia – oczywiście przyjdzie im za to słono zapłacić. Widać w każdej legendzie o przeklętej ziemi tkwi ziarenko prawdy.

Początkowo niewiele się na ekranie dzieje. Przychodzi nam poznawać kolejne – przerysowane i stereotypowe – postacie, które na nasze nieszczęście otwierają usta i wypowiadają głupkowate teksty. Wygląda to co najmniej komicznie, gdyż w licealistów wcielają się trzydziestolatkowie (cóż począć, takie były czasy). W sumie, trudno to, co uskuteczniają na naszych oczach nazwać z czystym sumieniem grą. To co robią jest nie tylko nadmiernie ekspresyjne i teatralne – to jest tak sztuczne, że zakrawa na karykaturę! Nie mogłam się zdecydować co gorsze: słuchanie durnych kwestii, oglądanie sposobu, w jaki są wygłaszane czy to, że seans sprawia mi frajdę? W każdym razie jedno stało się jasne: od razu nabierałam do filmu dystansu i oglądałam go ze świadomością, że raczej stracha mi tutaj nic nie napędzi. Gdy nasze gwiazdy w końcu trafiają na miejsce i zaczynają się „bawić” z ekranu nadal wieje nudą. Bohaterowie tradycyjnie postanawiają się rozdzielić: parki chcą pobyć trochę razem, a inni postawiają zwiedzić pasjonujące miejsce. Na szczęście w międzyczasie budzą się uśpieni mieszkańcy dworu, by przyjrzeć się głośnym i wulgarnym gościom. Mają dosyć czasu, by spokojnie opętać kolejne osoby zamieniając je w coś na kształt zombie. Nie ma się w sumie co dziwić, demony też chcą się zabawić. Swoją drogą wyglądają tak żałośnie (seria wizyt w gabinetach estetycznych przydałaby się jak nic), że aż szkoda im tej rozrywki odmawiać. Wraz z ich nadejściem atmosfera staje się wyraźnie mroczniejsza i cięższa. Jednak o jakimkolwiek napięciu nie może być mowy. Ewentualnie możemy podziwiać elementy z których usilnie budowano klimat: noc, stary drewniany dwór odcięty od  świata, opustoszałe i zakurzone korytarze, które przemierza przerażona, główna bohaterka Judy (Cathy Podewell), tak dla kontrastu przebrana za Alicję z Krainy Czarów.

Twórcy, na szczęście, darowali sobie tłumaczenie nam do kogo należy smoczo-diabelska głowa demona, „dlaczego lustro” i „czemu w taki sposób” – nie bawią się w bajdurzenie o przyczyno- i skutkologii zdarzeń. Dzięki temu możemy skupić się na uproszczonej do bólu akcji i z niedowierzaniem obserwować zagrania bohaterów – suto okraszone nonsensem. Na otarcie łez, na ekranie pojawia się i pierś i nóżka, a nawet zgrabne cztery litery. W umilaniu panom seansu przoduje znana m.in. z Powrotu żywych trupów, Koszmaru z ulicy Wiązów 4, Linnea Quigley. Jednak nawet takie widoki, nie są w stanie zatrzeć przykrego wrażenia, jakie robi zakończenie filmu – najgorsze jakie do tej pory widziałam. Bo co to niby miało być? Puszczenie oczka do widza? Po takim, to pozostaje tylko wydłubać sobie patrzały widelcem…

Noc demonów, to przykład typowego horroru rozrywkowego dla młodzieży i warto rzucić na niego okiem, jako na ciekawostkę. Myślę, że fani kiczu, absurdu, tandety i charakterystycznych elektronicznych brzmień rodem z lat osiemdziesiątych, powinni być zadowoleni. Zwróćcie uwagę, że w polskim tłumaczeniu ani razu nie pada słowo „Halloween”, za to lektora uparcie twierdzi, że bohaterowie świętują „wigilię Wszystkich Świętych”.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com