Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Owsiaka podróże, małe i duże

Z wyprawy nad morze pamiętam głównie jedno ognisko podczas którego okazało się, że zamiast posolić flądry, szczerze potraktowałam je cukrem. Moje ryby w karmelu, nigdy nie przejawiałam talentów kulinarnych, trzeba było oczywiście zapijać tequilą. A z wymarzonej wyprawy do bajkowego zamku Neuschwanstein, zostało mi w głowie alpejskie jezioro, w którym pływaliśmy zmywając z siebie kurz całodniowej wędrówki. W każdej chwili mogę przywołać z pamięci obraz sierpniowego słońca, odbijającego się leniwie w tafli wody i jej głęboką barwę, ale z tego co kryło się w zamkowych komnatach niewiele zapamiętałam. I tak to jest z wyprawami: nazwy umykają, kształty większości podziwianych zabytków odpływają gdzieś z nurtem czasu i jedyne co zostaje to odciskające w nas swoje piętno emocje i wywołujące je wydarzenia. Dlatego też wyraźnie pamiętam tę maleńką ryjówkę, którą tak bardzo chciałam uratować, ale w ogóle dziś nie kojarzę w jakiej byłam wtedy miejscowości i ku zwiedzaniu czego zmierzałam…

Owsiak aż takich problemów nie ma. Jego wyprawy, głównie te związane z programami telewizyjnymi, są dobrze udokumentowane, więc chcąc nie chcąc wie, gdzie kiedy był. Mimo to, jego Obgadywanie świata, w którym opowiada o swoich licznych podróżach, nie przypomina typowej książki podróżniczej. I chociaż podczas lektury poznajemy Jurka bliżej, sporym nadużyciem byłoby również nazwanie tej pozycji autobiografią. To z czym mamy tutaj głównie do czynienia, to wspomnienia, przebłyski i momenty, które mimo szczerych chęci, nie dają się wcale łatwo uporządkować. Nachodzą na siebie, uzupełniają się, zazębiają. Owsiak pisząc oddał w nasze ręce te z nich, które sprawiły, że dany czas w jego życiu był wyjątkowy i stał się wart zapamiętania. Zresztą jak sam napisał: Jeżeli z moich opowieści ma wynikać jakaś ogólna myśl, to jest ona taka: szanujmy wspomnienia, budujmy je sobie, a nawet jak dodamy do nich troszkę ognia, wigoru i fantazji, to pozwolą nam one spędzić miło czas z przyjaciółmi na globusowych opowieściach.

Przypuszczam, że snute w książce opowieści mają dla niego przede wszystkim wymiar sentymentalnej podróży. Oprócz przeżyć związanych z dalekimi wojażami, poznajemy także kilka historii związanych z jego dzieciństwem i młodością. Wyziera z nich tęsknota za tym co było, za pełnym siermiężnego uroku krajem, którego już niestety nie ma i nigdy już nie będzie. W którym kożuch był na wagę złota, dzieci jeśli bileter pozwolił mogły podjechać do szkoły na gapę, gdzie za witraże płaciło się świniami i zbierało się kilometry w książce autostopowicza. Wiele razy powraca temat naszej historii i tego, co nas Polaków ukształtowało. Na szczęście autor stroni od polityki. Bo muszę przyznać, że trochę obawiałam się tego, że w książce natknę się na nieco dosadnych odniesień do bieżącej sytuacji politycznej, ale na szczęście Owsiak podążył inną drogą. Czego by niektórzy o nim nie mówili, to przecież mądry człowiek.

Z jego książki zapamiętam głównie momenty, te które w jakiś sposób i dla mnie stały się ważne, rozbawiły mnie i, które chętnie będę opowiadała innym. Spektakularne skutki jedzenia „białego” w Indiach, błoto Woodstocku w Stanach, przemycanie alkoholu w Tajlandii, produkowane na masową skalę w Jomsom gile z nosów, skarby znajdowane podczas szorowania wagonów, teledysk dla U2 na tle telewizorów i najstarsza knajpa w Australii, w której to robi się nowo przybyłym psikusy. Co ciekawe owa knajpka funkcjonuje od 1867 roku i trochę żal, że i u nas nie ma takich atrakcji. Ale wiadomo, nasza historia potoczyła się inaczej…

Jak już wspominałam to nie jest ani typowa autobiografia, ani typowa książka podróżnicza, tym bardziej nie jest to reportaż. Ale i sam Jurek Owsiak przecież nie jest „typowy”, więc trudno było oczekiwać, że coś co napisze będzie łatwo zamknąć w ramach. Styl w jakim Obgadywanie świata zostało napisane również jest bardzo Jurkowy i to do tego stopnia, że podczas lektury wciąż słyszałam go w głowie. W zasadzie to mój mózg czytał tę książkę jego głosem(!), pewnie dlatego, że Owsiak pisze w taki sam sposób jak mówi: prosto, zrozumiale i bez moralizatorskiego nadęcia. Oczywiście nie jest to książka, która przewróci wasze życie do góry nogami i do której będziecie wracać, ale na pewno spędzicie z nią miłe chwile, zastanawiając się czy czasem nie warto po prostu spakować plecaka, zapomnieć o problemach i wyjechać w cholerę.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com