Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Wieczór z rekinem #95 Klątwa Boga Rekina

Jeśli już dawno nie padał deszcz a ciebie prześladuje pech, powód może być tylko jeden: Bóg Rekin, czyli Omoo Omoo, przestał czuwać nad okolicą, bo ktoś ukradł mu oczy. Na szczęście, żeby naprawić pogodę i obłaskawić potężnego idola, nie trzeba składać rekinom dziewicy w ofierze, jak to miało miejsce w She Gods of Shark Reef (1958). Tym razem wystarczy po prostu oddać, to co się zabrało. Proste, prawda? No cóż, tylko się takie wydaje, bo pech chce, że owymi skradzionymi oczami są dwie, wyjątkowo dorodne, czarne perły, a ludzka chciwość – widomo – nie zna granic.

Chciałabym móc zachwycać się każdym wiekowym filmem, który udaje mi się zobaczyć, ale wyreżyserowany przez Leona Leonarda Omoo Omoo (The Shark God) z 1949 roku w porównaniu z Tabu (1931) i Tiger Shark (1932) wypada naprawdę słabo. To produkcja typowo studyjna, w której za główną atrakcję robi ośmiornica zamknięta w akwarium z mureną i tygrys, zapewne, na łańcuchu. Z żalem muszę przyznać, że tym razem nawet fabuła pozbawiona jest większej głębi. Omoo to bowiem dosyć banalna opowieść o klątwie rekina dotykającej śmiałka, który zbezcześcił święte miejsce i ośmielił się naruszyć posąg boga.

To co najbardziej mnie od samego początku filmu dziwiło, to fakt, że kapitan Roger Guy, który zakpił z tubylców i ukradł ich bogu oczy, nie zabrał ich ze sobą, tylko ukrył je – co za szok – dokładnie pod posagiem, z którego je wyłupił… Kierowany chciwością i chorobliwym pragnieniem, musi oczywiście po nie wrócić. Naszych bohaterów poznajemy więc w trakcie powtórnej wyprawy na wyspę. W skład przeklętej załogi wchodzi m.in. dwóch złodziei (Chips i Mate), córka kapitana Julie i zakochany w niej jedyny sprawiedliwy Jeff (Ron Ranell). Co znamienne podczas rejsu Roger z powodu klątwy wciąż niedomaga i popada w coraz większe szaleństwo. Gdy podróżnicy docierają na wyspę dochodzi do nieuniknionego: kapitan umiera. Wraz z jego śmiercią klątwa nie znika, zamiast tego przechodzi na jego córkę. Przemiła dziewczyna zaczyna zachowywać się jak obłąkana, wciąż słyszy w głowie dźwięk bębnów i odtrąca nawet ukochanego. Podobnie jak jej ojca, nic nie jest w stanie skłonić jej do oddania pereł, klątwa sprawia bowiem, że traktuje je tak samo, jak Gollum swój pierścień. Na szczęście „ten dobry” w porę interweniuje, udaje się zwrócić bogu, to co do niego należy i ocalić nieszczęśnicę.

Film trwa tylko 58 minut, ale niestety i tak się dłuży.  Co gorsza parę scen wydaje się w nim zupełnie zbędnych. Najgorzej wypada przydługawa sekwencja przyrodniczo-dokumentalna, w której dwójka bohaterów stoi na statku, patrząc niby w morze (a w rzeczywistości na wspomniane już akwarium) i jedno z nich opowiada nam dokładnie, co się w nim dzieje. Omoo Omoo, jest filmem niskobudżetowym, więc w sumie nie powinno dziwić, że materiał został kiepsko zmontowany, ale tak jak wspominałam, filmy o prawie dwie dekady starsze, zostały wykonane o wiele staranniej, z większym wyczuciem, wdziękiem i pomysłem. A to trochę kłuje w, nomen omen, oczy.

Omoo omoo, to niby thriller, a przede wszystkim wątła historia miłosna – bo jakaś najwyraźniej musiała być – niezdarne sceny walki, dramatyczna muzyka, fałszywi anglojęzyczni tubylcy, infantylna fabuła, nic nie robiący bożek i kiepskie aktorstwo. Na tle całej obsady najlepiej wypada Devery Burton. Chociaż gra dosyć teatralne, jest naprawdę w swojej roli przekonująca. Muszę przyznać, że sceny  z nią, to chyba jedyne, które miały tutaj jakikolwiek charakter. Aktorka nie zrobiła niestety kariery, The Shark God to jeden z dwóch filmów w których zagrała.

Jako ciekawostkę zdradzę wam, że reżyser Leon Leonard, bardzo luźno, inspirował się książką Omoo, A Narrative of Adventures in the South Seas napisaną przez Hermana Melville’a (Nowy Jork, 1847). Najwyraźniej był fanem twórczości pisarza, bo można by się nawet pokusić o doszukiwanie się w jego filmie, dalekich bo dalekich ale jednak, nawiązań do Moby Dicka – wszak i w powieści i w filmie pojawia się postać szalonego kapitana, który za czymś goni.

Film dla każdego kto:

– zna na wylot motyw: biali ludzie udają się do obcej krainy, nie szanują odmiennej kultury, kradną od miejscowych i uwalniają klątwę;
– od czasu do czasu ogląda zapomniane ramotki w ramach ciekawostki;
– dawno już nie widział filmu nagrywanego po taniości w studio;
– nie będzie mu przeszkadzać, że potężny bóg rekin robi w tym filmie wielkie nic;
– jest ciekawy ładniejszej wersji Golluma;
– jest fanem twórczości Hermana Melville’a.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com