Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Wieczór z rekinem #75 Czy to duch, czy to rekin? Myślę, że to duch rekin!

Omawiając filmy Raiders of the Lost Shark i Jurassic Shark pisałam, że obok produkcji niskobudżetowych (nazywamy je sobie kinem klasy Z) istnieją także bezbudżetowce (na te zabrakło literek w alfabecie). I warto sobie tę wiedzę odświeżyć zanim się zacznie oglądać Ouija Shark (2020). W przeciwnym razie, co wrażliwszy estetycznie widz, może podczas seansu próbować wydłubać sobie w samoobronie oczy. W ramach ostrzeżenia napiszę jeszcze tylko, że budżet jest tutaj do tego stopnia mikroskopijny, że używane w filmie karty tarota zostały wydrukowane na zwykłych karteczkach, a tytułową planszę wykonano na tandetnej sklejce…

Żeby nie było niedomówień, za każdy ze wspomnianych wyżej filmów odpowiedzialny jest ten sam człowiek. Wszystkie wyreżyserował Brett Kelly, ale – i tutaj ciekawostka – pod niektórymi podpisał się jako Scott Patrick. Niestety nie dotarłam do informacji dlaczego czasami używa pseudonimu, możliwe, że nabiera to dopiero sensu, gdy prześledzi się całą jego wesołą twórczość. Biorąc jednak pod uwagę poziom artystyczny, jaki reprezentuje, póki co nie jestem psychicznie gotowa na podjęcie się takiego wyzwania. Może kiedyś. Albo w innym życiu.

Ouija Shark, wpisuje się w rozwijający się powolutku „nurt” filmów o rekinach duchach (pamiętacie Rekina widmo i Lawinowe rekiny?). Tym razem spragniony ludzkiego mięsa, drapieżny duch zostaje wywołany podczas zabawy z demoniczną planszą. Pomysł, sami przyznajcie, jest nietuzinkowy. Tym bardziej szkoda, że wykonanie aż tak bardzo kuleje. Największym problemem filmu, który przy odrobinie chęci można było wyeliminować, jest brak fabularnej spójności  – większość scen została po prostu fatalnie zaimprowizowana i później posklejana na chybił trafił. Co gorsza nikt nie starał się tutaj nawet udawać, że wypadałoby zbudować jakiś klimat: nawet seans spirytystyczny odbywa się w środku dnia na trawniku. Tak jakby się nagle wszystkim przypomniało, że to nie jest film o trwającym wieczność myciu samochodu, pływaniu w basenie ani jedzeniu hot-dogów, więc trzeba by szarpaninę z kawałkiem drewna odfajkować i pchnąć akcję do przodu.

Jak się pewnie już domyśliliście trochę się tu wszystko wlecze. Już samo wprowadzenie może nieźle znudzić, gdy przez pierwsze dziesięć minut podziwiamy Jill (Steph Goodwin), która wkurzona czeka w niewłaściwym miejscu na koleżanki. Z nudów spaceruje po lesie i trafia nad jeziorko, w którym postanawia się chwilkę popluskać. W wodzie, ku jej przerażeniu, coś ją trąca. Jako, że to film o rekinie, to myślałam, że zaraz skończy jako przekąska, ale – tutaj zaskoczenie – nic z tych rzeczy. W wodzie bezczelnie trącała ją plansza Ouija. Dziewczyna oczywiście postanowiła zabrać ją ze sobą i, gdy w końcu trafiła we właściwie miejsce, pokazała koleżankom. Rozbawione dziewczyny, nie zwracając w ogóle uwagi na dziwne sygnały i nietypowe sytuacje, uwolniły widmowego rekina, który zaczął szaleć  (głównie) w lesie (!) ZNIKAJĄC kolejne ofiary (jakby je zasysał do innego wymiaru). Beznadziejną sytuację spróbuje ratować, wyjęty niczym królik z kapelusza, okultysta, który całkowicie przypadkowo jest ojcem Jill. I to jest właściwie element, który dodaje całej akcji pieprzyku, bo okazuje się, że ta oglądana przez nas bezsensowna bieganina po lesie – podczas której bohaterowie potykają się o własne nogi, w najlepszym wypadku o patyki – ma głębszy cel i sens, a we wszystko zaangażowane są najwyższe głowy w państwowe.

Chociaż nikt w Ouija Sharku nie potrafi grać i nie wie nic o prawdziwym aktorstwie, to z podziwem patrzyłam na występujące tutaj osoby – i to nie tylko dlatego, że z pełną powagą potrafili wygłaszać totalne kretyńskie kwestie. Mężczyźni, których oglądamy na ekranie do najatrakcyjniejszych nie należą, a dziewczęta również dalekie są od ideałów urody promowanych w Hollywood. Nie przeszkadza to tutaj jednak nikomu czuć się seksownym  i np. paradować w dwuczęściowym stroju kąpielowym (produkcja bardzo ciało pozytywna). Co do rekina…jaki jest każdy widzi: to mało ruchawe, świecące i warczące, unoszące się w powietrzu CGI. Mimo to, jak na tego typu produkcję, wyszedł całkiem nieźle – bestia nawet czasami otwiera paszczę. Tym bardziej szkoda, że wycięto z filmu sceny śmierci. Nawet gdyby były najtandetniejsze w historii rekiniego kina, ich obecność byłaby mniej żenująca niż ich całkowity brak.

Jeśli lubicie pozbawione budżetu, świadomie złe filmy, które nieudolnie nabijają się same z siebie, to uznacie Ouija Sharka za produkcję tragicznie niezgrabną, ale mimo wszystko uroczą. Jeśli uważacie, że takie tytuły jak SuperShark, Dwugłowy rekin, Więźniarki kontra superrekiny itp. to dno, muł i wodorosty, po Ouija Shark lepiej nie sięgajcie, bo was to wypchnie daleko poza skalę tego, co do tej pory uważaliście za słabe kino.

To film dla każdego, kto:

– też uważa, że duch rekina przywoływany przez planszę Ouija, może być tajną, rządową bronią;
– dał radę zobaczyć Snow Shark, Raiders of the Lost Shark, Jurassic Shark i nie stracił żadnego ze zmysłów;
– woli naturalność i niedoskonałości od plastikowych panienek rodem z Hollywood;
– nie będzie się zastanawiał dlaczego rekin-duch nie potrafi wejść do domku, tylko zagląda przez okno;
– chce zobaczyć najmniej seksowną w historii kina, trwającą wieczność, scenę mycia samochodu;
– nie zdziwi się próbą naćpania się latającym rekinem widmo;
– lubi gdy „aktorzy” i reżyser improwizują.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com