Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Więzy krwi i klątwa bagiennego potwora

„Aż nagle w niecierpliwej zapragnął żałobie
Zwiedzić duchem na przełaj zieleń samą w sobie.
Wówczas demon zieleni wszechleśnym powiewem
Ogarnął go, gdy w drodze przystanął pod drzewem, (…)
I czarował zniszczotą wonnych niedowcieleń,
I kusił coraz głębiej – w tę zieleń, w tę zieleń!”

/Bolesław Leśmian, „Topielec”/

Chciałam przeczytać Posiadłość z dwóch powodów. Pierwszy jest dosyć powierzchowny i ma wiele wspólnego z określeniem „okładkowa sroka”. Ta konkretna zadziałała na mnie hipnotyzująco: zgniłość, plątanina gałęzistych rąk, niezrozumiałe cierpienie, malujące się na twarzy pochłoniętego przez spotworzałą naturę (?) człowieka. Drugi ma związek z moją nieuporządkowaną relacją z bagnami. Z jednej strony niebywale pociąga mnie ich duszna statyczność, zapychająca pory wilgoć i towarzyszący jej, namacalny wręcz, odór rozkładu i stęchlizny. A z drugiej, w jednym z często nawiedzających mnie koszmarów, to właśnie grzęzawisko staje się potworem, który mnie pożera. Zupełnie bierna, daję się pochłonąć – trwa to zbyt długo, zbyt długo muszę mierzyć się ze świadomością nieuniknionego. Nerwowo łapię więc krótkie oddechy, licząc się z tym, że każdy może być tym ostatnim. A bagno nieubłaganie wypełnia moje nozdrza, gardło i zamyka mnie w śmiertelnym uścisku. Zazwyczaj budzę się w momencie, gdy szarpie mną bolesny skurcz i nie mogę już oddychać. Muszę przyznać, że Posiadłość przypomniała mi ów koszmarny sen. Przywołała skomplikowane emocje i wywołujący ucisk w żołądku strach.

Według sennika moczary symbolizują beznadzieję, sytuację bez wyjścia i lęk przed opanowującymi nas namiętnościami. Gdy w nich toniemy, to ostrzeżenie, że powinniśmy zrobić wszystko, by uniknąć czyhającemu na nas niebezpieczeństwu. Co zaskakujące, taka interpretacja doskonale współgra z treścią komiksu. Bohaterowie Posiadłości muszą bowiem stawić czoła swoim demonom: dosłownie i w przenośni. Jest to jednak niebywale trudne zadanie. Nie da się bowiem uciec przed wszystkim: bo jak umknąć przed przeszłością, więzami krwi, dorastaniem i stratą? Ostatecznie więc, napisany przez Tima Daniela i Michaela Moreci’ego scenariusz klątwy, zderza nas z tym, co najbardziej przerażające i abstrakcyjne. Mimo pozornej prostoty mamy w tej historii ukryte drugie dno. Może niezbyt zaskakujące i odkrywcze, ale jednak.

Historia przedstawiona w Posiadłości zaczyna się dosyć dramatycznie. Szwagier i szwagierka Chase’a Blaine’a, zostają brutalnie zamordowani (rozszarpani wręcz) przez kreaturę przypominającą Potwora z bagien. Wtedy on – wewnętrznie nieuporządkowany, niestabilny emocjonalnie i topiący swój niepokój w alkoholu – zostaje pełnoprawnym opiekunem nastoletniej McKenzie i nie mówiącego Zacha. Dla nich postanawia się zmienić, przestać uciekać. W trójkę wprowadzają się do zrujnowanej dwustuletniej, gotyckiej rezydencji, czyli domu rodzinnego Blaine’ów, znajdującego się w Cape Augusta (w stanie Maine – przypadek?). Posiadłość otaczają moczary, w których zamieszkuje coś strasznego i nadprzyrodzonego. Coś co jest ucieleśnieniem klątwy ciążącej nad rodziną, a do której klucz zawiera się w słowach: „aby dostać, najpierw trzeba dać”. Żeby przerwać owo błędne – naznaczone śmiercią – koło, trzeba zrozumieć istotę owego, krążącego wokół Chase’a i dzieciaków, zła. To ono ustala bowiem zasady toczącej się w Cape Augusta gry. Czy dotyczy ona jednak zemsty, paktu, złamanego przymierza? Jakie są motywacje bagiennej kreatury? Co i komu trzeba dać? Dlaczego Blaine’owie źle kończą? Możemy się – póki co – tylko domyślać. Pierwszy tom zostawia nas bowiem z wieloma pytaniami i jak na złość kończy się w takim momencie, że wyrywa nas to z butów…

Na Posiadłość składają się rekwizyty sprawdzone w horrorowych bojach: BAGNA, nawiedzony – koniecznie stary i na uboczu – dom, nieczytelne wskazówki zza grobu, rodzina z problemami, negatywnie nastawiona do bohaterów lokalna społeczność, choroba psychiczna i/lub fatum. Czy taka mieszanka nie stanowi obietnicy dobrego, klimatycznego horroru? W tym wypadku, co należy podkreślić, obietnicy którą twórcom udało się spełnić.

Oczywiście można marudzić, że zderzamy się w tym komiksie ze zbyt dużymi skrótami myślowymi, że akcja skacze, że zbyt wiele trzeba sobie dopowiadać (no ale umówmy się: nie każdy lubi dostawać wszystko na tacy), że za wcześnie pojawia się potwór (i w ogóle za często), że motyw trupa w piwnicy jest do bólu ograny i że bohaterowie wykazują się typowym brakiem instynktu samozachowawczego, bo gdy ktoś zabroni im zaglądać na strych, to co zrobią? Oczywiście tam pójdą. Dla mnie wszystkie te zarzuty stanowią jednak kolejne atuty, ponieważ, każdy ze wspomnianych elementów złożył się na spójną i wciągającą historię. Nawet to, że bohaterowie wybierają się na ten nieszczęsny strych jest w pełni uzasadnione.

Posiadłość urzekła mnie także gęstym, ponurym klimatem oraz poczuciem zagubienia, potęgowanym przez niepokojące, paranoiczne wizje. Pęknięcie rzeczywistości, z którym niewątpliwie mamy tutaj do czynienia, świetnie zwizualizowały szorstkie, nie zawsze wyraziste, ilustracje. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że to głównie ich twórca, Joshua Hixson, zbudował mroczny, niepokojący charakter opowieści. Uznanie należy się również Jordanowi Boydowi, który dopełnił jego rysunki brudnymi, mętnymi i przygaszonymi barwami. Całość daje świetny efekt i jest bardzo sugestywna, o czym świadczy chociażby to, że wystarczy rzut oka, by nie mieć wątpliwości, że mamy tutaj do czynienia z latami siedemdziesiątymi.

Jestem bardzo ciekawa, jak się to dalej rozwinie. Z niecierpliwością wypatruję więc drugiego tomu.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

 

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com