Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Rozmowa z Arturem Grzelakiem w ramach projektu „Żertwa”

„Brnąc przez kosodrzewinę”, to opowieść o dzielnych wojach, którzy wyruszają w podróż przez góry, by wezwać pomoc do walki z barbarzyńcami. To z czym przyjdzie im się zmierzyć podczas wędrówki zdaje się gorsze od hordy wrogów. Skąd pomysł na tę historię?

A.G. Pomysł na „Brnąc przez kosodrzewinę” zrodził się z wielu różnych czynników, jednak najważniejszym z nich był mój wyjazd w Tatry kilka lat temu. Spotkanie z majestatem gór, kilka dni wędrówek po szlakach zrodziły pasję, która trwa do dziś. A pasję ową przekułem właśnie w opowiadanie, które znalazło się w antologii „Żertwa”. W górach łatwo zauważyć jak potężna jest natura, a jak mały jest człowiek. I o tym właśnie jest ta historia. Motyw górski na pewno jeszcze powróci w mojej twórczości, ponieważ mam jeszcze kilka pomysłów na opowiadanie dziejące się w górach.

Podczas wędrówki przydarzyło ci się coś niepokojącego? A może spotkałeś kogoś niezwykłego?

A.G. Na szlakach spotkałem wielu ludzi, ale nie miałem żadnych niepokojących wydarzeń. Najbardziej niepokojąca była moja kondycja, która powodowała, że w wyższych partiach często musiałem przystawać i chwilę odpocząć, aby wyrównać oddech. Ale to właśnie te momenty pokazywały mi jak niewielki jest człowiek wobec monumentalności gór. No i oczywiście kiedy odpoczywa się siedząc na kamieniu, chłonąc niesamowite widoki, zmęczenie staje się sprawą drugorzędną.

Wykorzystałeś w swoim opowiadaniu motyw niekończącej się wędrówki i czasu igrającego z bohaterem. Co wydaje ci się bardziej przerażające: szaleństwo wyrosłe z samotności i zmęczenia czy bycie zabawką w rękach potężniejszych od człowieka sił?

A.G. Zarówno szaleństwo wyrosłe z samotności i zmęczenia jak i bycie zabawką w rękach potężniejszych od człowieka sił jest niepokojące. Jednak chyba o wiele gorsze jest to kiedy przestajemy mieć wpływ na swój los. Zmęczenie i samotność mogą sprawdzać hart ducha, jednak kiedy coś nadprzyrodzonego wkracza w życie, a człowiek traci kontrolę nad swym zachowaniem i wyborami zdaje mi się rzeczą, której wolałbym uniknąć.

Wspomniałeś o jeszcze kilku pomysłach na wykorzystanie motywu gór w swojej twórczości. Będą w jakiś sposób powiązane z słowińskim horrorem?

A.G. Jednym z nich jest wykorzystanie legendy o widmie Brockenu. Zjawisku optycznym które czasem widuje się w górach. Wśród taterników istnieje przesąd mówiący, że człowiek, który zobaczył widmo Brockenu, umrze w górach. Akurat to zjawisko pochodzi z gór Harz, położonych na terenach dzisiejszych Niemiec, więc jest dość odległe od słowiańskości. Myślę, jednak, że w innych tekstach motyw słowiańskości może się pojawić.

Jaką rolę w twojej twórczości w ogóle odgrywa szeroko rozumiana słowiańskość?

A.G. Już dwukrotnie gościłem jako autor na łamach antologii słowiańskiego horroru. Po raz pierwszy z opowiadaniem „Poźóg” w zbiorze „Słowiański horror” pod redakcją Macieja Szymczaka. I tu powrócę do pytania o mitologię, ponieważ tworząc tą historię nie skorzystałem z żadnej z licznych postaci ze słowiańskiego bestiariusza, lecz stworzyłem autorską istotę. Tytułowego Pożoga, utkanego z płomienie demona, mszczącego się za doznane przed śmiercią krzywdy. Po raz drugi byłem oczywiście na łamach „Żertwy”. Myślę, że szeroka rozumiana słowiańskość to temat tak obszerny, niezbadany i noszący w sobie wręcz bezkresne pole manewru, że jeszcze niejednokrotnie wykorzystam go w swojej twórczości.

Czy jakaś mitologiczna postać albo historia, szczególnie cię przyciąga?

A.G. Jeśli chodzi o mitologię to nie mam jakiejś swojej ulubionej postaci ani wydarzenia. Znam zarówno mitologię grecką jak i nordycką. Ostatnimi laty zgłębiałem również słowiańską. Jednak jest to tak bogaty i złożony temat, że ciężko wybrać jedną postać lub wydarzenie.

Dziękuję za rozmowę.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com