Rozmowa z Grzegorzem Kopcem w ramach projektu „Słowiańskie strachy”
1.Początkowo podczas lektury „Dziennika praktyk” miałam wrażenie , że do napisania opowiadania zainspirował cię w pewnym stopniu film M. Night Shyamalana pt. „Zdarzenie”, pod koniec już nie byłam tego taka pewna. A szczerze mówiąc, już mocno w to powątpiewałam. Mimo to muszę zapytać czy się nim inspirowałeś? Chociaż troszeczkę.
G.K. Tytuł kojarzę, a fabuły w ogóle. Jeśli oglądałem, to lata temu, lecz z pewnością nie on stanowił inspirację do napisania „Dziennika praktyk”, niemniej jednak przyczyniło się do tego kilka czynników. Przede wszystkim zawsze chciałem napisać historię będącą jakąś formą pamiętnika, odkrywaną przez czytelnika opowieścią, którą małymi fragmentami odsłania przed nim pierwszoosobowy narrator. Ponadto od jakiegoś czasu siedział mi w głowie Leszy, a na domiar złego dużo mówiło się w naszej okolicy o nowej drodze S11, na potrzeby której planowano przeprowadzić poważne wycinki. Kiedy więc odezwał się do mnie Maciek Szymczak, abym dołożył swoją cegiełkę do powstającej antologii, koncentrującej się na słowiańskiej grozie, okazało się, że historię mam już w głowie. Tak powstał „Dziennik praktyk”.
2.W wielkim skrócie, to film o nietypowym działaniu roślin na ludzki instynkt samozachowawczy. Dlaczego Leszy? To twoja ulubiona postać z całego panteonu?
G.K. W moim życiu zawsze obecny był las. Mój tata pracował przez lata jako drwal, a ja nieraz towarzyszyłem mu w różnorakich pracach czy to związanych z wycinką tak zwanych „suszek”, czy zalesianiu wykarczowanych wcześniej terenów. W tamtych latach kultura słowiańska była mi jeszcze obca, ale kiedy już na dobre zatraciłem się w literackim horrorze, to i moje zainteresowania skoncentrowały się na demonie, który patronował temu, co było najbliższe mojemu sercu.
3.Ktoś jeszcze za tobą chodzi i chce zostać napisany?
G.K. Póki co nie, a przynajmniej nie spośród panteonu demonów słowiańskich, ale mam otwarty umysł. Jednakże zapewne z uwagi na to, że aktualnie piszę kolejną powieść, a przy tym trwa redakcja książki, która ukaże się tej jesieni, istnieje duże prawdopodobieństwo, że po prostu nie mają siły przebicia.
4.Na twoją twórczą wrażliwość spory wpływ mają życiowe doświadczenia. Do napisania „Czasu pokuty” zainspirowała cię wizyta na izbie przyjęć, do napisania „Eksperymentu” nieodżałowany Kfason (i strach się bać co jeszcze). Czy tak jest i z kolejnymi książkami? Zdradzisz nam o nich co nieco? Może chociaż rąbek tajemniczych inspiracji?
Powiadają: „Pisz o tym, co znasz”. A ja grzecznie stosuję się do tej zasady. Ponadto przekłada się to również na tempo pisania. Piszę raczej z „partyzanta”, spontanicznie i często bez planu, przez co nieraz muszę się odrywać, by sprawdzić jedną czy drugą rzecz. Opierając fragmenty historii na własnych doświadczenia, mocniej siedzę w opowieści i do tego oszczędzam czas. W książce, która niebawem się ukaże, oczywiście także zastosowałem się do tej zasady, tym razem czerpiąc garściami z tacierzyństwa. „Plon” bowiem przybliża nam losy sześcioosobowej rodziny, która nieoczekiwanie staje się ofiarą serii tragicznych nieszczęść. Niedawno z kolei zacząłem pisać powieść, w której czerpię ze swych doświadczeń pisarskich, bowiem jednym z głównych bohaterów jest właśnie pisarz horrorów. Póki co zdradzę, że od pierwszych stron dzieją się tam rzeczy bardziej szalone niż w finale „Eksperymentu”, więc jego fanom powinno się szczególnie spodobać. Ja nieskromnie muszę przyznać, że fascynuje mnie ta historia, tym bardziej, że nie mam bladego pojęcia, dokąd mnie prowadzi.
5.W dzieciństwie mieszkałeś w dosyć specyficznym miejscu (na pewno pobudzającym wyobraźnię, każdego, kto o tym usłyszy), myślałeś o tym, żeby kiedyś wyeksponować ów motyw w swojej twórczości?
Haha, no dobrze, powiedzmy to i nie trzymajmy Czytelników w niepewności, bo zapewne nie każdy o tym słyszał. Tak, mieszkałem na terenie szpitala psychiatrycznego, a nasz dom sąsiadował z oddziałami, gdzie leczeni byli ludzie z zaburzeniami psychicznymi. Bawiłem się tam, biegałem, rozmawiałem z tymi osobami, a z niektórymi nawet się zakolegowałem. Przemycam nieraz wątek szpitala psychiatrycznego, tak było chociażby w „Czasie pokuty”. Sporo go pojawi się też w „Plonie”.
6. Wracając do opowiadania, tekst od samego początku wciąga i hipnotyzuje, poczułam z nim swoistą więź, ze względu na podejście do nadmiernych wycinek, degradacji lasów… Czy przemyciłeś w tekście swoją opinię na temat?
G.K. Jak najbardziej. Niech zacytuję fragment opowiadania: „Jako że jestem synem drwala, siłą rzeczy wpojona została mi miłość do lasu”. To słowa głównego bohatera, ale też i moje. Dlatego – w nawiązaniu do tego, co powiedziałem wcześniej i mojego osobistego zaangażowania w życie lasu – mocno ranią mnie nadmierne wycinki, zwłaszcza te, które miały ostatnio miejsce w okolicach Lublińca.
7. Chciałoby się czasami, patrząc na bezmyślność ludzkich działań, by wydarzyło się coś takiego, co sprawi, że zechcemy być bliżej natury, nie po to by nią władać, ale współistnieć. Na chwilę obecną to mrzonka, ale czy odrodzenie wiedzy o kulturze słowiańskiej mogłoby to zmienić?
G.K. Bardzo chciałbym w to wierzyć, ale w odrodzeniu tej wiedzy sama literatura nie pomoże, zwłaszcza ta jej gałąź (fantastyka), która zgodnie z najaktualniejszymi danymi Biblioteki Narodowej dotyczącymi czytelnictwa w Polsce przechodzi w ostatnich latach kryzys. Prym wiodą za to powieści detektywistyczne, może więc połączenie obydwu gatunków – dajmy na to powieść kryminalna osadzona wśród dawnych Słowian – wyniosłoby literaturę słowiańską, a tym samym i tę kulturę na piedestał. Mówimy tu oczywiście tylko o literaturze. Gdyby znów zaimplementować ten pomysł do filmu, a do tego wiedza o kulturze byłaby szerzona także na innych obszarach kultury – muzyka, moda, sztuka – wtedy być może nie mówilibyśmy tylko o mrzonkach.
8. Z Norbertem Górą rozmawialiśmy o słowiańskim bizarro, a tutaj proszę słowiańska powieść detektywistyczna. Możliwości są nieograniczone!
G.K. A jakże! Kto wie jakie innowacyjne pomysły siedzą w głowach innych twórców. Może dowiemy się tego z kolejnych wywiadów.
9.Wspomniałeś o filmie. Wyobraziłam sobie antologie słowiańskiego horroru w formie animowanych historii w stylu „Miłość, śmierć i roboty”, albo w konwencji serialu „Czarne lustra”. Mogłoby się udać?
G.K. Nie oglądałem żadnego z tych tytułów, niestety jestem mocno „nie-serialowy”. Ale słyszałem o słowacko-ukraińskiej koprodukcji, która podobno całkiem nieźle przeciera szlaki właśnie wśród fanów seriali. Jestem pewien, że tylko idąc za ciosem można umacniać swoją pozycję, a zatem pojawienie się produkcji w formie animowanej nie tylko poprawiłoby „notowania” wiedzy o kulturze słowiańskiej, ale także pozwoliłoby dotrzeć do nowych odbiorców.
10.Pamiętasz może tytuł tej produkcji? Przypuszczam, że nie tylko ja chętnie jej poszukam.
G.K. Bodaj „Słowianie”. Jednakże z tego, co obiło mi się o uszy, to produkcja ma tyluż zwolenników, co przeciwników, z uwagi na to, że zbyt mocno wyeksponowano wątek fantastyczny.
11.Tak jest chyba ze wszystkim. Bardzo silna polaryzacja i mało co po środku.
G.K. Dlatego staram się eksperymentować z gatunkiem. Z gatunkami. Mieszam je, łączę, przez co w finalnym kształcie trudno jest jednoznacznie skategoryzować moje utwory. Ma to swoje plusy i minusy. Ale największą zaletą jest to, że dzięki temu trafiam też do czytelników nie czytających horrorów; czytelników, którzy po „Czasie pokuty” czy „Eksperymencie” dopiero zaczęli sięgać po dobrodziejstwa, jakie oferuje im polska literatury grozy.
12.Poruszyłeś właśnie bardzo ważną kwestię, w Polsce mamy wielu świetnych twórców. Spora grupa osób sięgająca po horrory nadal utożsamia jednak ten gatunek głównie ze Stephenem Kingiem. Zresztą ty sam byłeś określany jako POLSKI KING. Jak podchodzisz do tego typu porównań?
Nie mam z tym problemu. Jeśli ktoś mnie czyta i poleca innym, dokonując przy tym takiego porównania, nie robi tego w złych intencjach. Dlaczego miałbym mieć coś przeciwko. Mogą mnie wtedy nawet określać polskim Mastertonem, Koontzem, a nawet polską J.K.Rowling, jeśli tak czują. Powiem Ci, że śledząc to, co dzieje się w sieci w tej kwestii, odnoszę wrażenie, że jest to „problem”, który z niezrozumiałych dla mnie pobudek poruszają przede wszystkim niektórzy twórcy i osoby działające w środowisku grozy. Czytelnicy jakoś nie mają z tym problemu. Z autopsji znam przypadki, gdzie polecano moje książki takimi słowami: „Jeśli lubisz Kinga, to musisz sięgnąć po Kopca”. No i sięgają. To nie jest przecież moja opinia, tylko Czytelników. Nie uważam tego za krzywdzące zwłaszcza, że King jest moim mentorem, wielką inspiracją, to dzięki niemu de facto zacząłem pisać i to on stanowi solidny fundament dla mojej twórczości. Mimo wszystko wierzę, że to, co sam wokół niej zbudowałem, jest charakterystyczne tylko dla Kopca – zresztą sama podkreślałaś to przy recenzji „Eksperymentu” 🙂
13.Wiem, że trochę muzykujesz. O ile się nie mylę, to w kręgu twoich zainteresowań jest hip- hop. Istnieje coś takiego jak słowiański hip-hop? Albo horrorowy?
Istnieje, a jakże. Może nie cały nurt, ale są pojedynczy wykonawcy. Między innymi Słoń, który jest znany ze swych utworów, a nawet całych albumów, nawiązujących do słowiańskiej demonologii. Co się znów tyczy muzykowania, to owszem, jeszcze jako nastolatek byłem członkiem zespołu hip-hopowego, nagraliśmy nawet kasetę, na której znalazło się kilka utworów. Kaset też było kilka, ale wszystkie gdzieś się rozeszły, nawet mój egzemplarz przepadł Bóg wie gdzie. Jeśli więc, czyta ten wywiad ktoś, kto przed ponad dwudziestoma laty stał się właścicielem takowej, to… nie widać dobrze, ale właśnie przymilnie się do niego uśmiecham, aby dał znać – bardzo chętnie zrobiłbym sobie kopię.
Dziękuję za rewelacyjną rozmowę i przyłączam się do apelu 🙂