Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Rozmowa z Jakubem Bielawskim w ramach projektu „Żertwa”

Muszę przyznać, że nieco naszukałam się znaczenia tytułu twojego opowiadania. Odkąd je przeczytałam, sformułowanie „na zażar”, weszło już na stałe do mojego słownika. Skąd „przyszło” do ciebie, a może znałeś je „od zawsze”?

J. B. Łał! Bardzo mi miło. Gdybym tylko sam je wymyślił to może mógłbym się tym fleksować. Niestety to nie moje wyrażenie, choć popularyzacja gwar i tradycji lokalnych zawsze na propsie. Sam tytuł, wyrażenie, jak i przyśpiewka przyszły do mnie dzięki pracom Bohdana Baranowskiego. Na studiach zetknąłem się z nimi po raz pierwszy, a po raz drugi kiedy wydawnictwo Replika zaczęło je wskrzeszać w swojej popularnej mitologiczno-etnograficznej serii. Kiedy Maciek zaproponował mi udział w antologii sam mi się ten zażar wrzucił na warsztat.

Zażar i tobie coś kiedyś przyniósł? Doświadczyłeś jego szczególnej mocy?

J. B. Uderzył tuż obok mnie piorun, to pasuje? Widziałem ludzi, którzy wlewali w siebie morze wódki i żyją do dziś. Nie wiem czy to się nadaje, ale zdecydowanie uznaję to za szczególną moc. Zwłaszcza kumpla z liceum, który umiał pić wódkę przez oko.

W Twoim opowiadaniu młody nauczyciel z wiejskiej szkoły, zostaje poproszony o pomoc w rozwikłaniu zagadki śmierci jednego ze swoich uczniów. Chociaż początkowo nie wierzy w opowieści i sugestie ojca chłopaka –  traktując, to jako zabobon – to z czasem, wszystko czego istnieniu zaprzeczał,  wypierał, zaczyna do niego coraz bardziej przemawiać. Na niecałych trzydziestu stronach, doskonale pokazałeś, jak zadziwiająco łatwo wciąż wprawić w ruch, tkwiący w nas głęboko, mechanizm. W twoim wykonaniu, wyjątkowo wyraziste stały się też zmagania myśli pozytywistycznej z romantyczną. Która z nich jest ci bliższa? Która budzi tęsknotę?

J. B. Kojarzysz ,,Z archiwum X”, ten serial? Na pewno kojarzysz. Tam jest taki agent Fox Mulder, on zaś ma powiedzenie – I want to belive. Ja też chciałbym uwierzyć, ale kurczę, jakoś mi nie idzie. Jestem jałowy duchowo, mistycznie i paranormalnie. Bardzo chciałbym, ale no… W tym kontekście bliżej mi do pozytywistów. Bliżej mi do nich na niwie przekonań społecznych, kultury pracy i kilku innych spraw. Co z tego jednak skoro to romantyczna literatura stoi u zarania moich inspiracji, to dzięki romantykom piszę to co piszę i jaram się tym czym jaram. Wnioski pozostawiam Tobie.

Jako dziecię wczesnych lat osiemdziesiątych znam. Czyli z ciebie taka Skully. Kto oglądał, ten wie.

J. B.  Tak, kto oglądał ten wie i pozdro dla kumatych.

 „Na zażar”, chociaż tematycznie od tego odbiega, przypomniał mi w jakim byłam szoku, gdy wykładowca socjologii opowiadał – akurat mówił wtedy o Polsce – o tym , że nadal zdarzają się pozwy o czary. Nijak mi to wtedy nie pasowało do świata, w którym funkcjonowałam. Z czasem zrozumiałam, że jeśli się wyjdzie poza pewną bańkę, ludzie potrafią zaskoczyć. Twoja historia jest tak żywa i mięsista, że trudno uwierzyć, że to tylko literacka kreacja. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że sportretowałeś realia, które poznałeś od podszewki, wydarzenia, które jeśli nie miały, to mogły mieć miejsce. Przerażające.

J. B. Nie no, pochodzę ze wsi, ale jest to jednak wieś dolnośląska, wieś wyrwana z korzeniami i przesadzona. Taka wieś, która to jednak jest nieco dalej od swoich tradycji i historii niż, dajmy na to wieś małopolska, podlaska czy mazowiecka. Nie bez kozery wspomniany wcześniej Baranowski prowadził swoje badania terenowe między innymi na Lubelszczyźnie właśnie. W tej mojej wsi, przynajmniej za mojego życia, to było pod tym względem nudno. Żadnego nadprzyrodzonego horroru. Choć, w ramach ciekawostki, mogę powiedzieć, że w niemowlęctwie wzywano do mnie jakąś ,,babkę”, która coś tam nade mną mruczała i odczyniała, bo podobno strasznie się darła. No i moja prababka podobno dobrze wróżyła-wiedźmiła. Także może mam to w genach, he he.

Jak to mawiają „genów nie oszukasz”. Może właśnie dlatego twój tekst pojawił się w antologii poświęcanej słowiańskiemu horrorowi. Zastanawiałeś się nad tym czym jest dla ciebie słowiańskość?

J. B. Chciałbym Ci napisać elaborat o mojej słowiańskości, ale im dłużej o tym myślę, a nad swoją słowiańskością dumam już od kilku dobrych lat, tym mniej mam do powiedzenia. Serio, nie znajduję żądnych mądrych, tożsamościowych słów, którymi mógłbym zabłysnąć. W głowie mam mieszankę stereotypów, myślenia życzeniowego i niedorobionych opowieści z mchu i paproci. Moja słowiańskość to najgorsza obelga i najlepszy komplement, to coś co w sobie (prawie nic) i moich współplemieńca kocham, i to czego w nas nie cierpię. To moja słowiańskość, zadowolona z odpowiedzi?

A czym jest dla ciebie horror?

J. B. A horror? Czym jest dla mnie horror? Sposobem na dorobienie, wieczorną lekturą, gatunkiem literackim, który podskórnie czuję. Nie wiem czym jest dla mnie horror, bo za dużo go w moim życiu, w zbyt wielu płaszczyznach się w mojej głowie rozgościł. Idąc tym tokiem rozumowania to horror jest częścią mojego życia. Czy to dobrze świadczy o moim życiu?

To chyba kwestia pryzmatów i definicji. Nie sądzę by istniało życie/świat bez horroru. Można go tylko nie zauważać.

J. B. Bo życie to horror, życie to koszmar istnienia, a jednak, stoimy tu gdzie stoimy i rozmawiamy ze sobą.

Ano stoimy i rozmawiamy, także o tych jaśniejszych stronach. Jesteś zarazem psiarzem i kociarzem?

J. B. Jestem pisarzem i jestem kociarzem. Koty 4 life! Zdecydowanie wolę towarzystwo kotów, zdecydowanie wolę koty od ludzi, a trochę mniej od psów i innych zwierzaków. Można więc powiedzieć, że jestem zwierzęciarzem z kocim zacięciem. Choć te koty są w moim życiu raczej świeże, nowe, w kontekście mojego dzieciństwa i okresu pacholęcego zwłaszcza. Całe życie bowiem przeszło mi z psami, koty kręciły się gdzieś po obejściu, a później po osiedlu. Gdybyś dziesięć lat temu zadała mi to pytanie to powiedziałbym, że psiarzem, że nie ma innej opcji. A później pożegnałem swojego pieseła Frodka, a w moim życiu pojawiła się Strzyga – piwniczna kotka przygarnięta z domu tymczasowego. No i przepadłem. Teraz mam dwa koty, bo do Strzygi dołączył Leszy i dopiero się rozkręcam.

Tak, bo koty są jak chipsy. Ty jednak, jako „zwierzęciarz” nie stoisz twardo po jednej stronie barykady.

J. B. Nie no, psy cały czas są obecne w moim życiu, ludzie niestety też. Ludźmi, a w zasadzie dziećmi i młodzieżą, zajmuję się zawodowo. Psami prywatnie, teściowa ma psa, którym czasem się opiekuję.

Skoro masz kocie zacięcie, to muszę zapytać. Nie tak dawno, John N. Gray napisał książkę pt. „Kocia filozofia. Koty i sens życia”, w której szuka odpowiedzi na pytanie: jakim filozofem byłby kot? Analogicznie zapytam, jakim według ciebie pisarzem byłby kot? ?

J. B. Turbo leniwym i hiperaktywnym w porywach. Kot byłby więc takim pisarzem jak ja. Nie dotrzymywałby terminów, gapił się przez okno, a potem zarywał nocki i darł się w pustkę swojego jestestwa.

Wyobraziłam to sobie.

J. B. Ha! To musi być spektakularne.

Dziękuję za ciekawą rozmowę i nowe wyobrażenie turbo leniwego kota.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com