Rozmowa z Radosławem Jarosińskim w ramach projektu „Żertwa”
Gdy zaczęłam czytać „Pielgrzyma”, pierwsze co mnie zaciekawiło, to czy bliższy Ci jest wspominany w tekście Kasprowicz czy opisywane z ogromnym namaszczeniem góry?
R.J. Ciekawe pytanie. Kasprowicz ujął mnie pewnego rodzaju niesamowitością, która była po trosze manierą epoki w jakiej tworzył. Góry, prawdziwe góry, Tatry zobaczyłem później. I chyba stały się bliskie wyobrażeniom, które czerpałem z jego wierszy, choć mniej dzikie. Ale jeśli chodzi o spędzanie wolnego czasu, chyba bym górskie wycieczki umieścił na pierwszym miejscu, choć niestety nie mam zbytnio okazji.
A chciałam pytać czy „Pielgrzyma” pisałeś gdzieś na szlaku…
R.J. Wyjazd do Zakopanego miał w nim swój udział. ?
A jednak! W moim odczuciu opisywane widoki miałeś przed oczami – nawet jeśli były tylko wspomnieniem.
R.J. „Pielgrzym” powstał parę lat później. Myślę że mógł być wynikiem mojej podświadomej chęci żeby tam wrócić.
Co najbardziej lubisz w górskich wyprawach, gdy już dojdą do skutku: opisywaną przez siebie dzikość, pierwotny brak granic i tandetnej celowości (którą tak zażarcie gardzi główny bohater)?
R.J. Tak, troszkę bazowałem na tym co widziałem, choć część wyobrażałem sobie z zupełnie innej perspektywy. Np. miejsca które widziałem z doliny, wyobrażałem sobie ze szczytów… Wolałem iść na szlak, najlepiej słabo uczęszczany niż upajać się piwem na Krupówkach. ?. Tam musi być blichtr, bo trafia w gusta, generuje „marketing”.
Wracając do Kasprowicza, pamiętasz utwór, który najgłębiej cię poruszył?
R.J. O Tatrach to „W Ciemnych Smreczynach”, z innych „Dies Irae”. Nie jestem fanem poezji i może dlatego niektóre wiersze jak już się przebiją przez moją niechęć działają na mnie bardziej.
Bohater twojego opowiadania zatraca się w górach, przestaje potrafić żyć z dala od nich. Za ten stan rzeczy odpowiedzialna jest bliżej nieokreślona siła. W twoim opowiadaniu słowiańskość jest jak wyrzut sumienia. Czy tak ją postrzegasz?
R.J. Nie wiem czy akurat słowiańskość. Główny bohater w jednym z wcieleń zrobił coś nagannego. Myślę, że każdej kulturze, mogło to stanowić zalążek jakiegoś ponadczasowego przekleństwa.
To tak trochę jakby nosić w genach błędy przodków?
R.J. Osobiście jestem przeciwnikiem odpowiedzialności dziedzicznej, zbiorowej. Natomiast w naszych błędach tkwi jakaś praprzyczyna, może być ona czynnikiem obciążającym, ale również usprawiedliwiającym.
Przypuszczam, że większość czytelników postrzega, to podobnie, dlatego losy tytułowego pielgrzyma – jak przystało na grozę – wzbudzają w nich uczucie dyskomfortu. Co zainspirowało cię do spisania tej właśnie historii? Jakaś opowieść? Wydarzenie? Może sen albo przeczucie?
R.J. Prawdę mówiąc powstało od końca. Wokół motywu uwięzienia w pułapce bez wyjścia. Doprowadzenie do tego momentu miało być czymś w rodzaju śledztwa opartego o reminiscencje bohatera, na którego działa nowy, a mimo to znany krajobraz. Prawdę mówiąc, cały czas miałem obawę że przedobrzę z tym motywem i czytelnik będzie ziewał. I pewnie niektórzy ziewają… ?
W twoim opowiadaniu, owszem, nie ma wartkiej akcji, ale jest za to impresja i refleksja. Ulotność wrażeń przyciąga, daje nadzieję na odkrycie czegoś nowego, ciągłe poszukiwanie – a my lubimy takie tajemnice.
R.J. Z takim zamysłem pisałem opowiadanie. Być może trochę zainspirował mnie „Nocny Ocean” Barlowa i Lovecrafta, tłumaczyłem to opowiadanie do zbioru „Wyzwanie z innego świata” i zrobiło na mnie duże wrażenie – też autorzy – w zasadzie Barlow, bo udział HPLa jest ilościowo mały, budował atmosferę wokół opisów przyrody, wspomnień i skojarzeń. Prawdziwa groza zeszła na plan dalszy.
A konkretnie nie wynikała głównie z nadnaturalnych wydarzeń.
Co sprawiło, że postanowiłeś napisać horror?
R.J. Literaturę grozy zawszę uwielbiałem, tak samo jak horror filmowy. Gromadziły mi się wprawdzie różne pomysły w głowie, ale dopiero gdy kolega dodał mnie do nieistniejącej już grupy na FB, skupiającej nie tylko czytelników ale i twórców polskiej grozy, gdzie pojawiały się różne konkursy i nabory do publikacji – chciałem koniecznie sprawdzić, czy jestem w stanie coś takiego napisać. I okazało się, że moja pisanina spotkała się z pozytywnym odbiorem – opowiadania pojawiły się w „Histerii”, „Snach Umarłych” i wreszcie jedno zwyciężyło w naborze do antologii „Licho nie Śpi”. Potraktowałem to jako świetną przygodę, która dała możliwość poznania i dyskusji z fajnymi ludźmi, choć tak naprawdę najlepiej się czuję w literaturze popularno-naukowej – i pewnie pójdę raczej tą drogą.
Jaka lektura zachwyciła cię w ostatnim czasie? Mam cichą nadzieję, że nie zamierzasz całkowicie zrezygnować z tematyki okołohorrorowej?
R.J. Ostatnio to „Wszystkie grzechy Korporacji Somnium” – Dawida Kaina. Pochłonąłem tę książkę niemal na raz, cały czas nie mogąc się nadziwić bogactwu wyobraźni autora.
Myślę że w książce, którą szykuję znajdzie się wiele tematów związanych z literaturą grozy. Będzie to pozycja o księgach, książkach i ich twórcach, oraz często niezwykłych przypadkach, które towarzyszyły powstaniu różnych dzieł i niezwykłych tematach które w nich poruszano. O czarnej magii, demonach, duchach i niezwykłych zbiegach okoliczności. Fani grozy nie powinni być zawiedzeni.
Zdradzisz ociupinkę więcej? Książka ukaże się nakładem Wydawnictwa IX?
R.J. Tak, wydawcą będzie IX. Pierwsze rozdziały opowiadają o książce jako pewnego rodzaju gadżecie – bywają trujące, przeklęte, okładane w ludzką skórę itp., nawet całkowicie wymyślone. Druga odnosi się do zawartych w nich treściach i ich twórców… Przybliżę np. temat trudnej i krótkiej przyjaźni Harry’ego Houdiniego, i Sir Arthura Conan-Doyle’a. Pierwszy, będąc doświadczonym iluzjonistą demaskował fałszywych łowców duchów i media, drugi był przekonany o prawdziwości tych przypadków i sądził, że Houdini samemu mając nadnaturalne zdolności pozbywa się w ten sposób konkurencji. Obaj pisali książki o spirytyzmie – choć oczywiście z zupełnie innej perspektywy. Ale będzie też o alchemikach, magach i nowych religiach powstałych na bazie literatury fantastycznej, bądź nawet stworzonych przez pisarzy, takich jak Ron Hubbard.
W ostatnim pytaniu wrócę do tematyki spajającej antologię: czy może jakaś postać z mitologii słowiańskiej jest ci szczególnie bliska? Jeśli tak, wyjawisz dlaczego?
R.J. Nie wiem czy można mówić że jakaś postać jest mi bliska w szczególny sposób. W mitologii słowiańskiej nie pozostały wyraźnie zarysowane postacie, w ogóle ciężko nawet mówić o mitologii. Tworzymy wszystko od nowa według swoich wyobrażeń i strzępków, zebranych przez etnologów. Stwarza to nieograniczone możliwości, zarówno dla twórców jak i… wyznawców neopogaństwa.
Dziękuję za rozmowę.