Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Wieczór z rekinem #89 A co ty byś zrobił dla 100 000 000 $?

Dziś coś dla tęskniących za normalnością. Przed Wami, wyreżyserowany przez Enzo G. Castellariego, Shark Hunter (Il Cacciatore di squali, 1979), czyli jeden z niewielu ostatnich, przyzwoitych filmów o rekinach, w którym nie ulegają one przedziwnym mutacjom, nie latają, nie wyrastają im dodatkowe głowy, nie zieją ogniem, nie plują toksynami ani nie atakują ludzi z innego wymiaru. Niestety, żeby nie było zbyt różowo, to zarazem jedna z tych produkcji, podczas powstawania których, te przepiękne zwierzęta swoje wycierpiały (i tutaj nagle i nieoczekiwanie objawia się wyższość tandetnego Ghost Sharka 2 nad Shark Hunterem). Podwodne zdjęcia, które stanowią lwią część filmu, wykonał bowiem dobrze znany nam już z „przeklętej” Tintorery (pamiętacie zapewne, że w tym filmie urządzono regularną rzeź rekinów) Ramón Bravo. Według Franco Nero (aktor wcielający się w głównego bohatera) rekiny łapano w nocy i umieszczano w klatkach pod wodą. Następnego dnia, gdy zaczynano nagrywać kolejne sceny, drapieżniki były praktycznie martwe i nie miały już siły walczyć. Dogorywały, a „prawdziwi mężczyźni” urządzali sobie z nimi udawane zapasy….

ŁOWCA REKINÓW

Główny bohater filmu, gringo Mike Di Donato (Franco Nero), mieszka sobie w malowniczej chatce na plaży i utrzymuje się ze sprzedaży rekinich zębów. Otwierająca film scena, w której urządził sobie przeciąganie liny (jak przystało na prawdziwego twardziela: bez rękawiczek) z upolowanym drapieżnikiem, pokazuje, że ów awanturnik nie cofnie się przed niczym, by zdobyć, to czego chce. Oczywiście to, że jego życie kręci się wokół polowań, bójek w barach i obdarowywaniem milczącym spojrzeniem zakochanej w nim, miejscowej ślicznotki Juanity, to tylko pozory. Nasz gringo ma bowiem tajemnicę. Jako jedyny wie, w którym miejscu na dnie morza spoczywa wrak samolotu, a w nim 100 milionów dolarów. Trzeba je tylko wyłowić. Sprawa komplikuje się, gdy okaże się, że na skarb ma chrapkę więcej, niekoniecznie postępujących uczciwie, osób. Wtedy zaczynają się niekończące się pościgi, eksplodujące łodzie i regularne mordobicia, z których oczywiście nasz twardziel za każdym razem wychodzi bez najmniejszego draśnięcia.

PRZYGODA, PRZYGODA KAŻDEJ CHWILI SZKODA

Chociaż film jest koprodukcją hiszpańsko-meksykańsko-włoską i za scenariusz odpowiada w sumie aż sześć osób, to zdecydowanie fabuła nie jest jego mocną stroną. Shark Hunter, to po prostu nieskomplikowana, ociekająca testosteronem przygodówka, w której spaleni słońcem męscy mężczyźni robią to, co męscy mężczyźni robić muszą, by być męskimi mężczyznami. Mike, jak już wspomniałam, nie potrzebuje rękawiczek by przeciągać się liną z kilkumetrowym rekinem a gdy dostanie manto od kilku wykurzonych zbirów, nie ma po tym nawet siniaka. To ten typ faceta, któremu nie drgnie nawet powieka, gdy miejscowa piękność zabiega o jego uczucia, ale bez zastanowienia chwyci za nóż i z zaciętą miną wskoczy do wody, by walczyć wręcz z rekinem. I macie rację, jeśli odnosicie wrażenie, że wygląda, to wszystko dziś nieco komicznie. Mimo to nie można tej produkcji odmówić swoistego klimatu i uroku.

Duża w tym zasługa Franco Nero (zresztą poza nim, nikt się właściwie nie liczy), który doskonale wcielał się w podobne role, nawet jeśli przyszło mu, jak w tym przypadku, paradować na planie w brudnym mopie na głowie (co oni sobie myśleli, gdy wybierali dla niego perukę?). Dobrze swoją funkcję spełniają także liczne podwodne ujęcia, którym można by przyglądać się w nieskończoność. Niestety wraz z nimi, pojawia się, wyżej wspominamy już, zgrzyt związany z rekinami. Drapieżniki, chociaż stanowią tylko pretekst do snucia opowieści o skarbie, to pojawiają się na ekranie bardzo często i jak wiemy, nie są w zbyt dobrej formie. W przeciwieństwie do tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni nie atakują ludzi – tym razem to one są atakowane. I to niestety naprawdę.

ZERKNIJCIE, BO…

Jeśli lubicie odbywać sentymentalne podróże i macie ochotę na stare, rozrywkowe kino, to jest to film jak najbardziej dla was. Na zachętę dodam jeszcze, że reżyser Castellari, jest także odpowiedzialny za Ostatniego rekina, o którym pisałam już wcześniej.

Film dla każdego kto:

– tęskni za typem bohatera: drań,bo po przejściach, ale o złotym serduszku;
– chce zobaczyć film, w którym to ludzie atakują rekiny, nie odwrotnie;
– ma ochotę na niezobowiązującą przygodówkę;
– jeszcze nie wiedział Franco Nero paradującego w brudnym mopie na głowie;
– polubił Ostatniego rekina;
-chce popatrzeć na normalne, niezmutowane rekiny.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com