Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Dom mojego wuja jest nawiedzony, wpadnijcie pooglądamy horrory

Dobra powieść grozy zaczyna się zawsze tak samo: tajemniczym zgonem, który ma wpływ na życie głównego bohatera. W tym przypadku jest to Marcin, którego rodzice właśnie odziedziczyli dużą posiadłość oraz winnice połączoną z siecią sklepów w całej Polsce. Dziwny zgon wuja postawił Marcina na nowej drodze życia, a właściwie w starym domu ze skrzypiącą podłogą. Rodzice Marcina  muszą wyjechać na weekend  i chłopakowi nie uśmiecha się zostać w tak ogromnej posiadłości samemu. Postanawia więc urządzić imprezę ze znajomymi. Piątkowy wieczór to idealny czas na spotkanie. Tym bardziej, jeśli ma się do dyspozycji wolną chatę. Co z tego, że jest pośrodku lasu, na kompletnym odludziu, a długie pogrążone w mroku korytarze i przytłaczająca ilość pomieszczeń sprawiają, że łatwo popuścić wodze fantazji. Na ratunek strachliwemu Marcinowi przybywa Adam ze swoją dziewczyną Majką oraz Tymek, który przyprowadza tajemniczą nieznajomą o imieniu Nadia. Są więc piękne dziewczyny, zielsko i wódka. Nie ma co, szykuje się niezła zabawa. Jest tylko jedna zasada: nie wchodzimy do biblioteki, proste prawda? Nie mija jednak kilka godzin, gdy w domu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Czyżby ktoś wszedł jednak do biblioteki? No to kiepsko. Nieświadomi niczego bohaterowie zostaną wystawieni na działanie potężnych sił, które podstępnie zacierają granice miedzy rzeczywistością, a iluzją…

wardziak-1

GDYBY ASH MIESZKAŁ W POLSCE

Niesamowita, klimatyczna rezydencja jaką odziedziczył Marcin, to miejsce niezwykłe: „Imponująca budowla znajdowała się w centralnej Polsce, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Serocka. Powstała na początku dwudziestego wieku, zaprojektowana przez dawno już zapomnianego architekta. Przypominała stare posiadłości rodowe, skrywające niezliczone tajemnice i pamiętające czasy, w których ludzie potrafili radzić sobie bez Internetu, co teraz zdaje się graniczyć niemalże z cudem. Wysokie, gładkie kolumny otaczały główne wejście, do którego można było dojść, tylko wspinając się po pięcie szerokich, kamiennych stopniach. Do wysokości prawie czterech metrów dom składał się z czerwonej cegły, co ładnie komponowało się z czerwienią ostrych krawędzi i krzywizn dachu. Nad cegłą rozciągał się szeroki pas białej, teraz już wyblakłej farby. Wąskie, prostokątne okna podkreślały secesyjny styl, jaki nadali mu budowniczowie. Z salonu znajdującego się w północnej części można było wyjść na elegancki taras, otoczony żelazną, stylową barierką, a potem skierować kroki kamienną ścieżką do niewielkiego jeziora, będącego teraz tylko na wyłączność państwa Lipińskich.”  Od początku utworu czuje się, że coś jest z tym domem nie tak. Autor powoli zaszczepia strach w umysłach swoich bohaterów, a ten z kolei udziela się czytelnikowi. Zło zawsze próbuje najpierw pozbawić człowieka wiary w rzeczywistość, szepcząc coś na granicy świadomości i podświadomości.

Marcin, Nadia, Majka, Tymek – postacie, jakie stworzył pisarz mają określone role i zachowują się w określony sposób. Niczym się specjalnie nie wyróżniają i myślę, że nie muszą, bo nie taka jest ich rola. Autor stosuje rodzaj zoomu, skupia czytelnika na bohaterach i ich doświadczeniach, dzięki temu nie zastanawia się on nad logicznością wydarzeń. Ważne jest to, co dzieje się teraz. Autor uwiarygodnia również swoje postacie poprzez przełamanie schematu typowych zachowań w powieściach grozy. Oznacza to, że murzyn nie ginie pierwszy. Bohaterowie wykazują do pewnego stopnia rozsądek i logikę. Bardzo podoba mi się moment, w którym grupa milczy bo nikt nie chce wypowiedzieć na głos, że ciągnięcie za sobą śmiertelnie rannego kolegi to głupota. Jednak jak na postacie z horroru przystało, bohaterowie będą zmuszeniu zrobić kilka rzeczy, których oczywiście będą żałować: jak nocna wyprawa by popływać w jeziorze, czy seks z gabinecie zmarłego właściciela domu. Nie można jednak oczekiwać po nich zbyt wiele, są jacy są i takich trzeba ich brać.

wardziak-2

Andrzej Wardziak tworząc „Siódmą duszę”  nie zdecydował się na typową dla horrorów niższej kasy przerysowaną brutalność. W kulminacyjnym momencie dochodzi do serii drastycznych zgonów, są one jednak jak najbardziej uzasadnione i konieczne. Znamienny dla wydarzeń jest również moment samookaleczenia się, poprzez który autor zaburza równowagę świata realnego. Od tego momentu skołowanie bohaterów zamienia się w strach.

Strach nie opiera się na zagrożeniu fizycznym, ale na nieokreśloności wiszącego nad bohaterami zła. Jego natura nie zostaje w powieści ujawniona. Poznajemy przyczynę wydarzeń, ale nic poza tym. Byt, który sprowadziła śmierć pozostaje nieokreślony. „Siódmą duszę” można więc nazwać horrorem nastrojowym, bo ten stanowi szkielet całej powieści: poczucie obserwowania, osaczenia, powolna utrata kontroli nad otaczającą bohaterów rzeczywistością.  „Siódma dusza” jest opowieścią o świadomość, która zostaje zepchnięta w mroczne czeluście opętanego umysłu. Teoretycznie ciężko sobie wyobrazić, że ktoś z nas mógłby znaleźć się w podobnej jak bohaterowie sytuacji. Oni jednak właśnie to nieustannie podkreślają, że również czują się wyabstrahowani, co stanowi najsilniejszy motyw grozy w tej historii.

DOBRA POWIEŚĆ, ZŁA POWIEŚĆ

Po przeczytaniu „Siódmej duszy” pojawia się pewien dylemat. Otóż, nie jest jasno określone, czy autor stworzył historię tak na poważnie, czy może jest to pastisz? Tutaj oczywiście otwiera się pole do dyskusji, choć dla mnie sprawa jest oczywista: „Siódma dusza” to pastisz, bardzo dobry horror klasy B. Przemawiają za tym: liczne elementy humorystyczne i komediowe,  schematyczne zachowanie bohaterów oraz balansujące na granicy kiczu zakończenie. Powieść jest więc przemyślaną całością, której każdy drobny element czemuś służy. Nie jest to historia stworzona, by zaimponować złożonością, przekraczaniem granic brutalności, czy niezwykle skomplikowaną tajemnicą. To powieść nastawiona na rozrywkę i dobrą zabawę. Czytając ją miałam wrażenie jakby autor wyciągnął najlepsze elementy z „Krzyku”, „Evil dead” oraz „Manos: The hands of fate”. Wielbiciele horrorów odnajdą  w niej o wiele więcej takich klasycznych smaczków oraz odwołań do innych popularnych obrazów (w tym X-manów i „Matrixa”). Andrzej Wardziak wybrał więc schemat poznawczy oraz konwencję całosci w sposób świadomy i przemyślany, jednocześnie traktując niektóre jej elementy z przymrużeniem oka.

„Siódma dusza” nie jest powieścią grozy, gdzie eksploruje się tajemnicze miejsca, ale horrorem, w którym dominuje akcja.  Ta rozwidla się na dwa tory czasowe. Właściwa toczy się na komisariacie, gdzie jedna z osób, które przeżyły fatalną noc, opowiada co się wydarzyło. Druga, to rekonstrukcja wydarzeń. Autor rezygnuje z barwnych opisów świata zewnętrznego skupiając całą uwagę na bohaterach i dialogach jakie między sobą prowadzą. Dynamika akcji jest wymuszona również przez ograniczenie czasu, w jakim toczy się fabuła. Cała historia rozgrywa się podczas jednej nocy, a biorąc pod uwagę również przesłuchanie, podczas jednej doby. Im te dwie linie czasowe (rekonstrukcja i teraźniejszość) bardziej się do siebie zbliżają, tym intensywniej wyczekuje się kulminacyjnego momentu ich połączenia.

wardziak-3

Największym atutem powieści jest atmosfera grozy oparta na elementach okultystycznych. Te jednak służą jedynie do stworzenia klimatu. Autor nie daje możliwości wejścia głębiej w poruszony przez siebie temat. Nie jest to jednak zarzut, bo jak wspomniałam w „Siódmej duszy” nie ma czasu na studiowanie tajemnic ezoterycznych, tylko na akcję i narastającą grozę. Wszystkie elementy tła temu właśnie mają służyć. Powiem więcej, w powieści nie ma czasu na wchodzenie w głąb czegokolwiek, dlatego ani nie mamy możliwości zbytnio eksplorować świata zewnętrznego, ani wejść w głąb psychiki bohaterów, a co najlepsze, nawet poznać antagonistę. Ten bowiem ukryty jest pod grubą narzutą tajemnicy spod której nie jest się w stanie wygrzebać. W (dobrym) horrorze relacja antagonisty i protagonisty ma decydujące znaczenie. Tutaj autor zrównuje antagonistę z elementami tła. Najczęściej takie rozwiązanie zwiastuje katastrofę, jak w Don’t blink”. Wardziakowi udało się jednak wybrnąć z tego ślepego zaułka właśnie w zakończeniu powieści, które siłą rzeczy musiało wszystko brutalnie zdemaskować pozbawiając historię cienia subtelności.

Zakończenie powieści to chwila, który zawsze budzi wiele emocji i najczęściej to właśnie o zakończeniach dyskutuje się najwięcej. Wiele osób uznało zakończenie „Siódmej duszy” za słabe, kiczowate i odzierające całą powieść z otoczki tajemnicy. W pewnym sensie mają one racje. Jednak jako analogię przywołam tutaj film „House of horror”, który nie tylko schematycznie jest bardzo podobny do powieści, ale również jego zakończenie ma taki sam wydźwięk. Nie oszukujmy się, i w jednym i drugim przypadku kończy się to w sposób przewidywalny i kiczowaty. Pytanie: czy to źle?

Pastisz jest formą bardzo wygodną, bo potrafi zatuszować wiele niedociągnięć. Gdyby przyjrzeć się powieści z pewną literacką dociekliwością, wszelkie błędy widać jak na dłoni: niepotrzebna narracja, przerysowani bohaterowie, ich nielogiczne zachowanie, kiepskie didaskalia i rozczarowujące zakończenie. W tym momencie wracamy jednak do punktu wyjścia, czyli tego, w jaki sposób patrzymy na tą powieść. Przejaskrawienie i nachalność to nieodłączne elementy horrorów tego typu i nie powinno to stanowić zarzutu. Ocena powieści jest więc uzależniona od tego na ile poważnie się do niej podejdzie i na ile będzie się chciało dobrze bawić. „Siódma dusza” jest ewidentnie historią dla lubiących niezobowiązującą rozrywkę, dla tych którzy są w stanie schować w kieszeń logikę, głębię i wszystko co ma sens, a zamiast to wyluzować i dać się ponieść fabule, bez zastanowienia biorąc dokładnie to, co autor dla nas przygotował.

wardziak-autor

CHYBA COŚ WPADŁO MI DO OKA

Okładka powieści autorstwa Darka Kocurka to prawdziwe misterium grozy. Rzadko się zdarza tak krwawa i mroczna grafika na naszym rodzimym rynku. Nie dziwi więc, że pod jej adresem pada tyle zachwytów. Ja mogę dodać jedynie swój: okładka jest piękna, pełna grozy i brutalności. Jeśli ktoś ma ochotę, może ją polizać, a wtedy poczuje strach, krew i ból jakiego doznali bohaterowie. Jako obietnica dobrego horroru spełnia się w stu procentach. Dostajemy piękny nawiedzony dom, dwa kawałki szkła (aka lustra) w oczach i mroczne zło, przed którym nie da się uciec. Jedyne, co mi się w okładce nie podoba, to napis „powieść grozy”. Ten malutki napis na okładce, potraktuję jako żart ze strony wydawnictwa, chyba, że to przejaw strachu przed nazwaniem rzeczy po imieniu.

„Siódma dusza” jest pozycją dla wielbicieli horrorów klasy B. Oferuje niezobowiązującą rozrywkę na jedną noc: wciągającą, pełną akcji, dynamicznych dialogów i miejsc do których nie powinno się wchodzić samemu. Jest powieścią lekką o znakomicie rozłożonych akcentach grozy, która gęstnieje niczym mgła nad zimną taflą jeziora. Sceneria i klasyczna scenografia sprawiają estetyczną przyjemność. Żałuję tylko trochę, że autor nie zdecydował się na jakąś pikantną scenę. Gdybym miała do czegoś porównać „7 duszę” Wardziaka, powiedziałabym, że sprawiła mi tyle przyjemności co „13 duchów”  Becka.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie Atramentowym Królikiem.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com