Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Romans z demonem w przedsionku piekła, czyli typowy wieczór kawalerski

Wieczory kawalerskie mają to do siebie, że zawsze dzieje się na nich coś niespodziewanego: ktoś zgubi telefon, pomyli drogę do domu, wytatuuje sobie coś nieodpowiedniego w niewłaściwym miejscu, zostanie aresztowany albo odbędzie stosunek z transwestytą. Wydaje się, że imprezującym mężczyznom nie może przydarzyć się nic gorszego niż powszechnie znanym z Kac Vegas bohaterom, którzy naćpani uprowadzi tygrysa Mika Taysona. Świat kina lubi zaskakiwać, więc okazuje się, że jednak może być gorzej: grupa przyjaciół wybierających się na ostatni „wolny” wypad, których losy oglądamy w produkcji SiREN (2016), wylądowali bowiem w przedsionku piekła…

Tytułowa Siren, która stanie się główną atrakcją imprezy, to syrena (istnieją dwa różne wyobrażenia tej samej istoty), która zamiast płetwy ma skrzydła. W mitologii przedstawicielki „powietrznej” odmiany syren były przedstawiane jako ptaki z głowami i piersiami pięknych kobiet, które – tak jak ich „wodne” koleżanki – śpiewając kusiły nieszczęśników. Ci zasłuchani, zapominali o bożym świecie i zwabieni szli na zgubę. Pechowo dla homo sapiens – nie lubiły ludzi.  Twórcy filmu postanowili dodać głównej postaci nieco pikanterii i nadali jej także cechy Lilith. Jak wiadomo była to pierwsza żona Adama, która nie chciała być posłuszna mężczyźnie i – o zgrozo!! – miała fantazje seksualne. Lubiła dominować, i decydować sama o sobie, a wiadomo w patriarchalnym świecie taka postawa jest niedopuszczalna. Nie mogąc w tej kwestii porozumieć się ze swoim mężem, odeszła z raju i spełniła się, jako rozwiązła matka demonów. Jakby na to nie patrzeć nasi bohaterowie mieli naprawdę koszmarnego pecha trafić na prawdziwą femme fatale: skrzyżowanie skrzydlatej syreny i Lilith.

Fabułę filmu zbudowano na prostym schemacie. Bohaterowie nudzą się na podrzędnej imprezie, więc skuszeni obietnicą niezapomnianych wrażeń, lekkomyślnie podążają za nieznajomym do tajemniczego miejsca – które oczywiście znajduje się na odludziu. Rozochoceni, spodziewają się tam morza alkoholu i mnóstwa ponętnych, nagich kobiecych ciał. Początkowo, gdy ich oczekiwania zostają zaspokojone, miejsce wydaje im się istnym rajem. Ochoczo więc (lampki alarmowe w ich głowach mają najwyraźniej fajrant) płacą za specjalną atrakcję dla przyszłego pana młodego wspomnieniami o własnych matkach. Dzięki temu może on spędzić czas sam na sam z tajemniczą pięknością. A wygląda to mniej więcej tak: ona śpiewa, a on patrzy na nią zza grubej szyby. Jak się zapewne domyślacie, uwięziona dziewczyna to syrenka. Wrażliwy Jonah postanawia ją uwolnić, nie wiedząc, że w ten sposób sprowadzi na swoich przyjaciół i innych gości lokalu zgubę, a sam stanie się obiektem pożądania skrzydlatej panny. Od tego momentu film stanie się zlepkiem obrazów prezentujących widzowi szaleńczą ucieczką, w której tradycyjnie bohaterowie się rozdzielą i wrzeszczą. Akcja pędzi bez opamiętania do momentu kulminacyjnego, w którym źli zostają pokonani a dobrzy w bardzo okrojonym składzie wracają do domu. Nie na długo jednak…Nie zawsze zasada co się dzieje w na wieczorze kawalerskim zostaje na wieczorze kawalerskim działa. Niestety tym razem, zechce to o sobie przypomnieć.

Film powstał na podstawie jednego z segmentów wchodzącego w skład głośnego V/H/S. I niestety z przykrością muszę stwierdzić, że short wypadł zdecydowanie lepiej niż jego pełnometrażowa wersja. Oczywiście pojawiło się tutaj kilka drobnych smaczków: zauważcie, że przyszła żona Jonaha ma na imię Eva, mamy nietypową formę zapłaty w postaci wspomnień (tylko o co w tym chodziło się nie dowiemy) i drinki z pijawkami. Niestety intrygujące elementy nie zostały sprawnie wkomponowane w fabułę i dlatego produkcja, która miała potencjał nagle staje się nijaka. Oglądamy po prostu film o czwórce facetów marzących o tym, by się „zabawić”. W momencie, gdy uwalniają zło, na ekranie zaczyna dziać się zbyt wiele. Twórcy najwyraźniej nie mogli się zdecydować, w którą stronę z całym tym majdanem skręcić. I przedobrzyli. Mamy więc klaustrofobiczny lokal przypominający labirynt, niepokojące migawki z tajemniczych pomieszczeń, syrenę, meduzę (w nieco innej odsłonie), las, bagno, pana demonów, urywki z pościgów, dzikich ucieczek i strać ze stworem. Na dokładkę szczegóły mordów dokonywanych przez istotę uparcie unikały oka kamery.

Gdyby utrzymać akcję w dziwacznym przybytku i bardziej wyeksponować, to co tam się dzieje, a zagrożenie uczynić bardziej tajemniczym i mniej dosłownym, film mimo niedużego budżetu wypadłby bardzo dobrze. Zamiast tego klaustrofobiczny klimat i tajemnica, pękają jak bańki mydlane. Zaciekawienie mija i w zasadzie zostaje nam już tylko śmiech. A kiedy widz śmieje się z tortur i połykania pijawek, to już dobrze nie jest. Sytuację nieco ratuje zakończenie, które chociaż oryginalne nie jest, zgrabnie zamyka niezgrabny film.

Hannah Fireman wcielająca się syrenę Lily nie miała się za bardzo jak w swojej roli wykazać, więc trudno ocenić jak wypadła jej gra aktorska. Mogę tylko napisać, że ma naprawdę zjawiskowe, hipnotyzujące oczy. Zdecydowanie najlepiej pośród aktorów wypadł Justin Walborn kreując przerysowaną postać właściciela podziemnego przybytku uciech. Reszta obsady to mięso, którego twarzy ani imion, mimo starań, nie zapamiętałam. Ogólnie mówiąc tragedii nie ma: pomysł był ciekawy a antagonistka oryginalna. Reżyser, Gregg Bishop, przeszarżował po prostu z wykonaniem, a trzech scenarzystów miało nadmiar niepodkańczanych pomysłów na urozmaicenie historii jednego wieczoru.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com