Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Strzeż się kartonowych pudeł i różowych rurek!

Pamiętajcie! Gdy zwolnią was niespodziewanie z pracy i postanowicie to odreagować w knajpie, to nad ranem zionąc jeszcze oparami poprzedniego wieczoru, nie włamujcie się do firmy po swoje rzeczy. Bez kubka i paru długopisów naprawdę da się przeżyć, a co się przypadkowo zobaczy, to jak powszechnie wiadomo, już się „nieodzobaczy”. Możecie mieć pecha, tak jak Karolina i zabłądzić w miejsca w których jeszcze nigdy nie byliście, a tam znaleźć pudło z niepokojącą zawartością. A mianowicie: pudło z upchniętymi w nim zwłokami… I nawet jeśli zapomnicie powiadomić o tym fakcie policję, to na pewno ktoś zorientuje się, że tam byliście. A wolelibyście z tym „kimś” nie zadzierać…

Mniej więcej w taki właśnie sposób – od incydentu z kartonami – rozpoczyna się pierwszy dzień nowego życia Karoliny Kwiecień. O ile zwolnienie z pracy przyjęła z pewna ulgą – nienawidziła robić tego co robiła – to przeczuwała, że piwniczne odkrycie zwali na nią lawiną mniejszych i większych kłopotów. I niestety miała rację – zupełnie niechcący wplątała się bowiem w poważną aferę. Okazało się, że nie wszystkie interesy, które prowadziła jej firma były czyste. I jakby tego było mało – brała udział w niecnym procederze i polują na nią przestępcy – to przeprowadziła się jeszcze w ramach oszczędności do cioci, która zaczęła tracić pamięć, postanowiła zaopiekować się bezdomnym psem i przygarnęła kilkuletniego chłopca, którego znalazła koło śmietnika (!).  O tym, że wpadła w poważne tarapaty dostrzega dopiero w momencie, gdy bez wieści znika jej przyjaciółka Ela, a znalezisko, którego dokonuje w wannie swojego dawnego mieszkania jeży jej włosy na głowie. Musicie przyznać, że Karolina jako osoba bezrobotna nie może narzekać na bark wrażeń.

pudlaiinnenieszczescia (1)

Nie dość, że to wszystko dzieje się na raz i jest totalnie zamotane, to jeszcze zza każdego rogu wychodzą kolejne postacie. Nic dziwnego, że w tym tłumie, naszej bohaterce trudno ocenić, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Zresztą tak samo jak czytelnik, podejrzewa po kolei wszystkich: przypadkowego kochanka, któremu wynajęła mieszkanie, stałego, aczkolwiek antypatycznego i toksycznego partnera, tajemniczego sąsiada, przyjaciela sąsiadki Lutki i samą Lutkę, poprzednich pracodawców, dawnych kolegów ze szkoły… Autorce bardzo zależało na tym byśmy nikogo zbyt dobrze nie poznali, bo dzięki temu nie mieliśmy szans, żeby rozwikłać zagadkę zbyt wcześnie. Niestety zastosowany przez Zawadzką chwyt: „na końcu nikt nie okaże się tym kim się wydawał i nie robił tego o co się go podejrzewa” stał się w pewnym momencie aż nadto czytelny, z góry można było więc założyć, że będzie „na opak”. Pisarka oparła się także pokusie, by przełamać pewien utraty na miliardy sposobów schemat, co sprawiło, że wątek z Emilem nie mógł nikogo zaskoczyć.

Gdzieś przeczytałam, że bohaterka to typowa trzydziestolatka, i wiecie co? Poczułam się urażona. Tak jak z początku polubiłam Karolinę za jej błyskotliwość, nieodparty urok i wdzięk z którym pakuje się w tarapaty,  tak z biegiem akcji systematycznie traciła ona moją sympatię. Rozumiem, że znalazła się w sytuacji stresowej itd., ale w pewnym momencie pani inżynier zachowywała się po prostu niedorzecznie. Nie docierały do niej najprostsze fakty, nie zastanowiła się nawet pół sekundy nad konsekwencjami swoich działań, stawała się też coraz bardziej bierna. W pewnym momencie zachowywała się wręcz jakby miała mentalność infantylnej nastolatki. Rozumiem, że chodziło o osiągnięcie pewnego efektu komediowego, ale przekroczono tutaj cienką granicę i bohaterka stawała się momentami karykaturą samej siebie. Może innym taka konstrukcja postaci odpowiada – mnie nieszczególnie przypadła do gustu. Aby oddać sprawiedliwość trzeba przyznać, że pod koniec powieści dziewczyna odzyskuje twarz, jednak niesmak mimo wszystko pozostaje.pudla-2

Odniosłam wrażenie, że autorka nie potrafiła zrezygnować z żadnego motywu,  żadnego wątku, który tylko przyszedł jej do głowy. Wraz z wartką akcją i zakręconą jak świński ogonek intrygą, tworzą one prawdziwy kocioł zdarzeń. Na dokładkę tempo powieści nie zwalnia nawet na chwilę. Z jednej strony jest to nie lada wyczynem, z drugiej niestety powoduje chaos i przytłacza. Doprowadzało to do sytuacji w której bardzo chciałabym czytać dalej, bo ciekawił mnie rozwój akcji, ale byłam zmęczona nadmiarem wszystkiego i przerywałam lekturę. Możliwe, że wprowadzenie do fabuły Lutki, kolejnej bohaterki (co nastąpiło zaskakująco trzeba późno), miało nieco przystopować akcję, zaprzątnąć nasze myśli w inny sposób. Nie jestem przekonana, czy efekt został osiągnięty, gdyż Lutka (bohaterka poprzedniej książki Zawadzkiej) ma także swój bagaż doświadczeń, którym się z nami dzieli. Chociaż zabieg ten nie wprowadził rozluźnienia fabularnego, to pomógł uporać się z innym „problemem”: dzięki dodatkowemu obserwatorowi autorka poradziła sobie z nadmiarem wydarzeń, których z pomocą samej Karoliny nie dałaby rady „ogarnąć”. Zakończenia nie potrafiłam przełknąć. Nie mam na myśli tego w którym poznajemy odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania, bo to poszło dosyć gładko, ale rewelację z ostatniej strony. Mocno naciągane, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę fakt, w jakim przybytku Karolina spędziła sporo czasu, po tym, gdy wyratowano ją z rąk porywaczy.

Jako, że jest to komedia z elementami kryminału – nie kryminał z elementami komedii – nie powinny nas dziwić wszystkie szczęśliwe zrządzenia losu i nadchodzący w ostatnim momencie ratunek znikąd. Zresztą wszyscy potrzebni mieszkają na „kupie”, znają się i są skorzy do pomocy – jakbyśmy się przenieśli co najmniej Na Wspólną. Potrzebny lekarz – na miejscu, policja – obecna, weterynarz – proszę bardzo itd. itp. Deus ex machina całkiem dobrze komponuje się więc z taką skonstruowaną całością. W tekście zdecydowanie zabrakło za to chwili na oddech oraz wyważenia kolejnych wątków pobocznych, z których – tak na marginesie – część po prostu się urywa. Sprawiło to, że lektura okazała się w takim samym stopniu męcząca, jak intrygująca. Na pewno więc nie jest to książka, którą można by określić słowem „nudna” lub „nijaka”. Jeśli ktoś lubi niezobowiązujące, śmieszne, rozrywkowe czytadełka, to powinien być z Pudła i innych nieszczęść zadowolony.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com