Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Czy ty TO jesz, czy TO zjada ciebie? 5 stycznia obchodzimy Dzień Bitej Śmietany

Wyobraź sobie taką oto sytuację:

Zimowej nocy robisz obchód na terenie swojego zakładu pracy (załóżmy, że firma zajmuje się wydobywaniem czegoś lub kopaniem itp.) i nagle pod nogami dostrzegasz białą, bulgoczącą masę. Co robisz jako normalny przedstawiciel gatunku Homo sapiens? Schylasz się, żeby się temu przyjrzeć. Brawo! A co robisz następnie? No przecież logiczne, że wtykasz w to paluchy, bo przecież koniecznie trzeba pomacać owo podejrzanie wyglądające coś. I co robisz później? To jeszcze większa oczywistość: ubrudzone leżącą na ziemi, nieznaną substancją paluchy ładujesz do ust i stwierdzasz, że jest mięciutka…

Tak zaczyna się klasyk z 1985 roku.

***

Kojarzycie film Blob, zabójca z kosmosu z 1958 roku? Substancja z 1985 go poniekąd przypomina. W obu produkcjach bowiem ludzie muszą zmierzyć się z morderczą ciapką. U Larry’ego Cohena pojawia się ona w formie przepysznego Przysmaku. Jest uzależniająco apetyczny, nie przybywa od niego kilogramów (!), a sprawnie rozkręcona kampania reklamowa pomaga mu docierać do coraz większej liczby odbiorców. Zaniepokojona jego sukcesem konkurencja lodziarska wynajmuje szpiega przemysłowego Davida ‘Mo’ Rutherforda, byłego agenta FBI, aby wykradł skład nowego, wybornego deserku. Niestety okazuje się, że w tym szczególnym wypadku nie chodzi o żaden tajny składnik. Przysmak nie jest bowiem tym czym się wydaje (to się samo rusza!!), bo pożerających go w masowych ilościach ludzi zamienia w swoich niewolników. Mo i mały, ale wielce heroiczny, chłopiec Jason postanawiają więc uratować Amerykę (a zapewne i cały świat) przed niechybną zagładą z „ręki”(?) białej, pożywnej papki. Nie sposób traktować tego filmu serio, ale nie da się zaprzeczyć temu, że jest uroczy.

Jaki jest najlepszy sposób by przejąć kontrolę nad ludzkim światem? Uzależnić konsumentów od potrzeby, o której istnieniu nie wiedzieli, dopóki nie zobaczyli reklamy produktu, który ma ją zaspokajać. Proste? Oczywiście, że tak. Zwłaszcza w toczonej przez chorobę konsumpcjonizmu rzeczywistości, w której z każdej strony atakuje nas bardzo jasny przekaz: Kup to. A następnie kup tego jeszcze więcej. Dlatego mimo swojej kiczowatości i nielogiczności Substancja (The Stuff) z 1985 roku jest nadal bardzo aktualnym filmem. W prześmiewczy sposób pokazuje nam bowiem, że staliśmy się niewolnikami, że pozwoliliśmy przedmiotom pożreć sens naszego życia i agresywnie o nie walczymy (pamiętacie słynne sceny z Lidla?), zamieniając się w wygłodniałe bezrefleksyjne zombie. Chociaż w tym filmie mowa „tylko” o przepysznym deserku, warto wnikliwiej rozważyć odpowiedź na pytanie: Czy ty TO jesz, czy TO zjada ciebie?

Mimo, że trudno traktować Substancję poważnie, satyra na konsumpcjonistyczny styl życia i uleganie modzie jest w niej bardzo wyraźnie wyeksponowana. Żeby było ciekawiej maź ucieleśnia także lęki przed najazdem obcych, którzy odbierają nam wolną wolę, siłę sprawczą i indywidualność sprawiając, że stajemy się jednomyślną masą (jak w Inwazji porywaczy ciał albo w Coś). Niektórzy dopatrywali się tej „zabawnej” wizji również zemsty NATURY, która stwierdziła, że najwyższa pora ukrócić nasze niszczycielskie zapędy, zwalczając nas naszą własną bronią. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć Larry stworzył celną i metaforyczną opowieść, pozbawioną nadęcia i pompy. Film, zgodnie z zamierzeniem, jest przede wszystkim zabawny i pełny zdrowego dystansu.

Do wytworzenia tytułowej substancji specjaliści od efektów wykorzystali lody, jogurty i piankę, co stworzyło o wiele bardziej realistyczne wrażenie, niż współczesne wszechobecne CGI. Reszta efektów – wydostająca się z poduszek pychotka, nadnaturalnie rozwierane szczęki, biały twór zamiast krwi, rozłupywane skorupy ciał itp. – sprawia raczej wrażenie tandetnych. Świetnie współgrają one jednak z nadmierną ekspresją, nieporadnością, kiczowatymi, przekoloryzowanymi reklamami deseru i towarzyszącymi im infantylnymi dżinglami. Do kompletu mamy tutaj także galerię dziwnych, przerysowanych postaci jak np. emerytowany amerykański pułkownik tropiący wszędzie komuchów oraz błazeńskie i przewrotne dialogi:

-Coś mi się wydaje, że pan nie jest taki głupi, jak się wydaje
-NIKT nie jest taki głupi jak ja się wydaję!

Jakim cudem ta cudaczna – pozornie idiotyczna – historia, pogardzający logiką wróg i, dalekie od idealnego, wykonanie zachwyciły krytyków? To kwestia talentu Cohena (na swoim koncie ma Sadystę, Telefon, trzy części A jednak żyje), który potrafił dobrze wyważyć proporcje tandety, gore i dziwności tworząc przyjemne dla podniebienia i lekkostrawne danie.

***

Dla kogo?

– jeśli lubisz wyolbrzymienie, kiczowatość, mnóstwo dziur, czyli kino klasy B lat 80;
– jeśli nie straszne ci mordercze gluty;
– też uważasz, że konsumpcjonizm zżera już własny ogon;
– jeśli rozsmakowujesz się w miszmaszach gatunkowych body horroru, sci-fi, komedii i filmu akcji

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com