Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Wieczór z rekinem #44 SH-SH-SHH-SHHHA-SHAAAAA AAAARK!!!!!

Pod tym względem w Hollywood niewiele się zmieniło od lat. Jeśli jakiś film robi furorę i staje się kasowym hitem, to prędzej czy później, na pewno ktoś nakręci jego kontynuację: jedną, drugą, dziesiątą, czyli aż do zarżnięcia tematu. Właściwie, gdyby się nad tym bardziej zastanowić, to aż dziwne, że za Szczęki brano się TYLKO trzy razy i na czwartej części dano im spokój. Zaskakuje również to, że na przestrzeni ostatnich +/- 5 lat nikt nie wpadł na „genialny” pomysł, żeby nakręcić remake, prequel albo inne typowe filmowe „dojarki”. Czyżby to dopiero przed nami?

Fabularnie Szczęki 2 (1978) są w stosunku do oryginału mocno wtórne. Film zaczyna się od ataków rekina na przypadkowe osoby, ale włodarze miasta przedkładają finanse nad niebezpieczeństwo ludzi i udają, że nic się nie dzieje. W sumie trudno im się dziwić, bo przecież jednoznacznych dowodów na to, że w okolicy grasuje rekin ludożerca, nie ma. Jedyną osobą, która przeczuwa, że koło wyspy kręci się wredny drapieżnik jest szeryf Brody, który niestety tym razem zachowuje się co najmniej dziwnie. Paranoicznych ostrzeżeń i wrzasków trudno się słucha, więc burmistrz i jego ekipa postanawiają go zwolnić. Sytuacja zmienia się dopiero w momencie, w którym pojawia się dowód ostateczny: czyli roztrzęsiona dziewczyna na dryfującej łodzi, która histerycznie wykrzykuje pamiętne: SH-SH-SHH-SHHHA-SHAAAAA AAAARK!!!!! Od tego momentu nie tylko widzowie, ale już wszyscy wiedzą, że szeryf miał rację. Pech chce, że akurat na wycieczkę wybrała się grupa młodzieży, w tym synowie Brody’ego. Młodych trzeba ratować, bo rekin pływającego bufetu z apetycznym, świeżym mięsem na pewno nie przegapi. Szczęki 2, tak jak i poprzednie, kończą się więc epicką bitwą na morzu. Tylko, że tym razem dzielny stróż prawa walczy z bestią sam, uzbrojony tylko w kabel pod napięciem. Zwycięstwo człowieka nad bestią przypieczętowują finałowe fajerwerki i można już odtrąbić szczęśliwe zakończenie (no nie dla wszystkich).

Mimo, że kontynuacja nigdy jedynce nie dorówna, to – co trzeba wyraźnie podkreślić – w przypadku Szczęk 2 wcale nie jest tak tragicznie, jak niektórzy twierdzą. Owszem nie ma już elementu zaskoczenia, początek nie jest tak miażdżący i dopracowany, jak poprzednio, rekin wygląda sztuczniej, a reżyser Jeannot Szwarc ewidentnie nie ma takiego drygu do budowania napięcia jak Spielberg – ale z drugiej strony, mamy przecież nadal świetnego Scheidera w roli Brody’ego, rewelacyjną muzykę, ciekawą końcową sekwencję z łódkami i dobrze oddany klimat nadmorskiego miasteczka. Szwarc zrobił też coś, co nie skusiło Spielberga, i pokazał nam kilka apetycznych tyłków na plaży. W 1978 roku to musiało być COŚ. Znalazła się także wisienka na torcie, która usatysfakcjonuje każdego fana filmów o rekinach: bestia zatapia helikopter. Co prawda nie strąca go podczas lotu, jak to czynią rekiny po 2000 roku, ale progres już widać.

W wielkim skrócie więc: każdy film o rekinach przy Szczękach wypadnie blado, nie oznacza to jednak, że każdy jest słaby. I wierzcie mi, że byłoby cudownie, gdyby większość filmowych kontynuacji okazywała się tak dobra jak Szczęki 2.

Co sprawia, że jedynka jest genialna, a dwójka „tylko” dobra? Dlaczego, jak na dłoni widać, że nie kręcił jej Spielberg? Wystarczy zwrócić uwagę na trzy sprawy i wszystko staje się jasne. Mianowicie:

1 Reżyser Jeannot Szwarc uznał, że i tak wszyscy już wiedzą, czego spodziewać się po filmie o rekinie, więc będzie go pokazywał ile się da. Spielberg, jak wiemy, stawiał na zagrożenie, którego nie widać. Pokazał nam rekina dopiero po ponad godzinie.

2 W dwójce potykamy się o sceny, które zostały napisane tylko po to by popchnąć fabułę w takim kierunku w jakim chciał scenarzysta. Sztandarowym tego przykładem są wydarzenia na plaży. Moment w którym szeryf z obłędem w oczach wbiega z rewolwerem w spanikowany tłum i zaczyna strzelać w ciemną plamę w wodzie, to nieszczególnie ambitna i nazbyt czytelna zagrywka. Ta sytuacja miała oczywiście ośmieszyć Brody’ego po to, by później mógł się zrehabilitować i wbić wszystkim niedowiarkom szpile. Zażenowanie i współczucie, które odczuwamy są co prawda bardzo realne, jednak cała akcja już nie. Scena „plażowa” w jedynce była naturalniejsza, bo Spielberg miał po prostu lepsze wyczucie chwili i słuchał intuicji.

3 Zauważamy także, że bohaterowie są tym razem płascy. Tam gdzie w jedynce, obgryzając paznokcie, obserwowaliśmy zmagania trzech, genialnie zagranych, bohaterów (z którymi jesteśmy mocno emocjonalnie związani), tutaj mamy grupkę dzieciaków, które wrzeszczą, panikują, są bezradne, nijakie i nie angażują widza w swoją historię. Są bo są. Najwyraźniej tylko po to, żeby rekin miał co robić w oczekiwaniu na szeryfa, który przypłynie go zatłuc. I nie chodzi o to, że nie potrafią grać, tylko o to, że nie mają niczego sensownego do zagrania. Za każdym razem, gdy oglądam zmagania na wodzie, towarzyszy mi uczucie przesytu. Nastolatków jest tutaj za dużo – trudno się do którejkolwiek postaci przywiązać. Na dokładkę związane z nimi, otwarte na początku filmu wątki w ogóle się nie rozwijają. Nawet Brody jest tym razem statyczny i drepcze w miejscu. Scenarzyści – Carl Gottlieb, Howard Sackler – uznali  chyba, że pod koniec seansu widz skupi się na rekinie i nie zauważymy urwanych motywów (z synem szeryfa, nerdem, pracą, dziewczynami itd.). Efekt jest taki, że po śmierci kapitana w Szczękach Spielberga nie mogłam spać, bo analizowałam sytuację, wierząc, że mógł się uratować. W dwójce zaczęłam kibicować rekinowi, żeby dopadł, któregoś z irytujących bohaterów (bo ile razy można wpadać „przypadkiem” do wody?).

Na zakończenie garść ciekawostek:

I tym razem należy współczuć statystom i aktorom, gdyż musieli udawać, że jest upalne lato, a film kręcono na przełomie jesieni i zimy. Dlatego też musieli ssać kostki lodu, by nie leciała im para z ust.

Gdy drzewa straciły liście zastąpiono je sztucznymi.

Scenę z helikopterem kręcono 4 dni, ale i tak wyrzucono z niej fragment, w którym pilot jest atakowany pod wodą przez rekina.

W finałowej scenie, gdy rekin zostaje rażony prądem, „przypalił się” jeden z operatorów kamery.

Podobno podczas kręcenia jednej ze scen do aktorów „przyczepił się” rekin młot. Spanikowani krzyczeli do członków ekipy by ich ratowali. Ale ci nieświadomi zagrożenia założyli, że aktorzy dają z siebie wszystko i pokazywali im „okejki” z zadowolenia.

Jeden z bohaterów czyta powieść Petera Benchleya, na podstawie, której nakręcono pierwszą część.

To film dla każdego, kto:

– kocha Szczęki miłością bezwarunkową, ale jest świadom tego, że ich kunszt jest nie do podrobienia;
– lubi motyw z zatapianiem helikoptera;
– nie reaguje rozdrażnieniem na rozhisteryzowanych nastolatków;
– nie czuje się zrażony barkiem „biologicznej prawdy” na temat zachowań morskich drapieżników;
– chce zobaczyć calutką serię filmów, które stworzyły zadziwiająco trwałe nastawienie kulturowe  do rekinów;
– lubi kino retro.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com