2. Groza dla dzieci i młodzieży. Szponiarz widzi, Szponiarz wie
Podczas lektury Szponiarza przypomniało mi się, że pośród podwórkowych opowiastek mojego dzieciństwa, bardzo popularna była taka o ŻÓŁTYCH OCZACH. Niestety nie pamiętam, co takiego robiły i skąd się wzięły, ale wystarczyło o nich wspomnieć, by napędzić komuś pietra. Zwłaszcza, gdy robiło się to po zmroku lub w piwnicach, do których – chociaż oczywiście nie było wolno – często się zapuszczaliśmy. ŻÓŁTE OCZY były po prostu złe i tylko czekały na to, by kogoś sobie upatrzyć i…i tutaj możecie wstawić cokolwiek przyjdzie wam do głowy, byle tylko było okropne. Ich bezwzględność, która najmocniej wryła mi się w pamięć, odróżniała je od omawianego Szponiarza.
W przeciwieństwie do ŻÓŁTYCH OCZU, monstrum opisane przez Johnsona nie jest potworem, który wybiera ofiary na oślep. I chociaż jego serce to tylko kupka pyłu, nie jest on na wskroś zły. Szponiarz powstał z popiołów człowieka, który został spalony przez własne, chciwe dzieci. Spotkało go więc niewyobrażalne okrucieństwo i to z rąk najbliższych. Nic dziwnego, że jego dusza nie potrafiła zaznać spokoju i nieszczęśnik wciąż mści się na złych ludziach. Jeśli więc nie ma się niczego na sumieniu można spać spokojnie. Poza tym nie zatracił on swojego człowieczeństwa: jest czuły na krzywdę innych i tęskni za swoim psem.
Nie wiem, czy Johnsonowi naprawdę zależało na tym, by Szponiarz kogokolwiek wystraszył. Źle wyważył elementy budujące fabułę i zepchnął go na boczny tor, eksponując nadmiernie problemy Lucy. Główna bohaterka książki, wbrew swojej woli, znalazła się w „przyjacielskim trójkącie”. Nie będę was zamęczać szczegółami tego klasycznego dramatu, w skrócie wygląda to tak: Amy coraz więcej czasu spędza z Natalii, której Lucy szczerze nie znosi. W wyniku nieporozumienia, nasza bohaterka, daje w końcu upust nagromadzonej w sobie złości i rani Amy mówiąc coś czego nie powinna. Oczywiście dziewczynka żałuje swoich słów, męczą ją wyrzuty sumienia, potęgowane na dokładkę gorączką i chorobą, ale mleko już się rozlało, czasu nie da się cofnąć. Tytułowy Szponiarz przydarza się dziewczynce zupełnie „przy okazji”, ponieważ akurat w pechowym dla siebie momencie kupiła kasetę o/z nim w antykwariacie i jest Halloween. Z początku bierzemy go tylko za omamy dziewczynki, która i bez gorączki ma nad wyraz bujną wyobraźnię, ale z czasem okazuje się, że zagrożenie jest realne. Wszystko oczywiście kończy się dobrze, bo zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji, trzeba tylko chcieć je dostrzec, nawet jeśli jest ono niekonwencjonalne.
Szponiarz to zapis miejskiej legendy – jakich wiele – w wersji soft dla młodziutkiego czytelnika. W moim odczuciu została ona potraktowana przez Johnsona po macoszemu i wykorzystana tylko jako tło dla przekazania treści bardziej dydaktycznych. Głównie bowiem czytamy tutaj o zazdrości, przyjaźni (prawdziwy przyjaciel akceptuje nas takimi jakimi jesteśmy i potrafi wybaczyć), a także o tym, że w złości i pod wpływem emocji bardzo łatwo można kogoś zranić. Jeśli zdecydujecie się na tę lekturę, myślę, że zwłaszcza o tym ostatnim warto porozmawiać z dzieckiem, które panowania nad emocjami dopiero się uczy i może mieć problem z zaakceptowaniem tego, że sobie z nimi nie radzi. Jeśli chodzi o kłopot Lucy, to może wydać się wam wyolbrzymiony i po prostu irytujący, ale jako dorośli nie mamy prawa jej oceniać. Problemy dzieci, nawet jeśli wydają się nam śmieszne, dla nich są przecież jak najbardziej poważne. A poza tym, z racji doświadczenia mamy przecież zupełnie inną perspektywę.
Książeczka ta, chociaż porusza kwestie bliskie każdemu dziecku, niestety się już dezaktualizowała. Dla obecnego 10-12 latka może okazać się niewystarczająco straszna, a wręcz zbyt infantylna. Dla młodszych dzieci znowuż, do samodzielnego czytania, jest po prostu za długa. Jeśli mimo wszystko zdecydujecie się na wspólną z pociechą lekturę, zdobądźcie gdzieś kasetę magnetofonową, by móc wytłumaczyć dziecku o czym w tekście mowa (i czym są kaseta i magnetofon). Zagrożenie opisane w książeczce pochodzi bowiem z czasów, gdy potwory mogły gnieździć się we wszelkiego rodzaju taśmach. A Szponiarz „mieszka” akurat w magnetofonowej.
Jeśli gdzieś macie jeszcze sprzęt zdolny do odtworzenia kasety, może pokusicie się o nagranie własnej historii? To mogłaby być świetna zabawa z dzieckiem, a i lektura nie poszłaby wtedy na marne. Wątpię bowiem byście ją zapamiętali i w ogóle do niej kiedyś wrócili. Z jednej strony za mało w niej Szponiarza, z drugiej wałkowany w kółko problem Lucy nuży, jak mało co. W tej opowiastce wyraźnie czegoś literacko zabrakło (i nie chodzi mi tylko o kiepski warsztat), chociażby minimalnego napięcia fabularnego, które wzbudziłoby w czytelniku poczucie zagrożenia.
Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!
Wartości edukacyjne | Po lekturze można podumać trochę o przyjaźni, zazdrości, wybaczeniu, przepraszaniu, kłamstwie, złości i emocjach. | |
Koszmarkowatość | Szponiarz nie jest na wskroś zły i chociaż ma straszyć, to niestety autorowi nie udało się osiągnąć tego efektu. | |
Estetyka | Na okładce CHYBA jest dziewczynka. Tytuł za to przekonująco sugeruje (ach ten marketing), że to będzie lektura pełna grozy. | |
Pomysłowość
|
Miejska legenda wykorzystana jako tło do rozważań nad przyjaźnią itd. Zmarnowany motyw. | |
Inne walory | Przypomniała mi o istnieniu kaset magnetofonowych. Miałam też frajdę z „rozbebeszania” jednej do zdjęcia. Można to potraktować, jako małą lekcję historii sprzętu i pokazać dziecku, jak to kiedyś było. | |
Przystosowanie do wieku | Za długa dla młodszych dzieci, a zbyt infantylna dla 10-12 latków. |