Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Gdzie zaczyna się prawda?

Mędrzec w sobie odkrywa przyczynę swoich przywar. Głupiec oskarża o nie innych.

Są książki mające setki stron i treści w sobie tyle, co kot napłakał. Do takich należy np. czytana przeze mnie niedawno ostatnia część serii o Alicji w krainie zombi. Ktoś mógłby stwierdzić, że bezpodstawnie się czepiam, gdyż literatura rozrywkowa rządzi się swoimi prawami. Czy jednak rozrywka musi równać się kompletnej bezmyślności i tandecie umysłowej? Nie jest to jednak miejsce i czas na takie rozważania. By za bardzo nie odbiegać już od tematu, napiszę w skrócie: skoro powstają potężne księgi ziejące wewnętrzną lichością, powstają też na szczęście i takie, które mimo skondensowanej treści niosą w sobie bogactwo, i to na wielu poziomach. Do takich książek należy Tajemnica pani Ming, dzięki której Schmitt rehabilituje się znacznie (lecz nie całkowicie) w moich oczach.

Głównym bohaterem tej rozbudowanej przypowieści jest francuski handlowiec, załatwiający interesy w Chinach – kraju tajemnic. W celu podszlifowania swoich umiejętności językowych, wdaje się on a pogawędkę z hotelową babcią klozetową. I chociaż burzy się na jej słowa i nie daje im wiary, to dziwne uczucie pokory, oszołomienia i ciekawości powoduje, że pragnie z dnia na dzień coraz bardziej poznać jej historię. Ta niepozorna staruszka staje się cesarzową męskiej toalety, do której niecierpliwie wraca, jak na kolejne audiencje. Zawiązuje się między nimi nić przyjaźni i wzajemnego zrozumienia. Pani Ming opowiada mu o każdym ze swoich dziesięciorga dzieci. Każde z nich jest na swój sposób wyjątkowe. I co o w tym dziwnego? – moglibyśmy się zastanowić. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w Chinach przepisy regulują liczbę dzieci i wolno mieć tylko jedno – nasz punkt widzenia od razu się zmienia, a podejrzenia głównego bohatera udzielają. Tak jak on pragniemy rozwikłać tajemnicę kobiety.

Pani Ming jest postacią niesamowitą. Czujemy to od momentu, gdy pierwszy raz pojawia się na kartach książki. Bohater przyrównuje ją do przejrzałego, ale nadal zdrowego jabłka i giętkiej gałęzi. W ten symboliczny sposób – mimo że, pozornie ocenia jej wygląd – daje nam do zrozumienia, że kobieta ta jest połączeniem żywej inteligencji i ciepłej mądrości. Nie dała się stłamsić okolicznościom, nie pozwoliła na to, by zajęcie jakie wykonuje ją zdefiniowało. Siła pani Ming przywraca wręcz godność wykonywanej przez nią profesji. Przy niej, w miejscu którym zarządza, największe rekiny finansjery, najbogatsi ludzie przekonują się, jak niewiele mogą, gdy wzywa ich natura. Nam Europejczykom trudno jest zrozumieć jej pokorę wobec rzeczywistości. W bolesny sposób uświadamiamy sobie, że jesteśmy uczeni  tylko jednego punktu widzenia – uzyskujemy tylko jedną perspektywę, przez co jesteśmy nieznośnie ograniczeni. A żeby ZROZUMIEĆ, trzeba POZNAĆ inne spojrzenie na życie. Oświecenie przychodzi najczęściej wtedy, gdy się go nie spodziewamy – nawet w postaci babci klozetowej, gdzieś na końcu świata. I dziwimy się wtedy, że nie dostrzegaliśmy oczywistości pewnych spraw. Nietuzinkowa pani Ming, wkomponowana w kafelkowy krajobraz, naucza o mocy wyobraźni, dobra, miłości i szczęściu, jakie daje odkrycie sensu życia – nawet jeśli jest tylko wytworem wyobraźni, wiarą w cud, lub zaakceptowaniem cudzego poświęcenia.

W swojej książce Schmitt poruszył temat związany z rodzicielstwem. Jeśli ktoś zastanawia się jak mądrze wspierać swoje dzieci i jak wychować je na szczęśliwych ludzi – wywnioskuje to ze słów pani Ming. Jeśli naszej pociesze nadepnął słoń na ucho lub nie lubi grać i śpiewać, muzykiem raczej nie zostanie. Na pewno ma jednak inny talent i inne marzenia. Trzeba pomóc mu w odnalezieniu jego własnej drogi. Przy okazji otrzymujemy również lekcję tego, jak powinniśmy się sami sobą opiekować. Każdy z nas otrzymał od losu jakieś umiejętności. Zamiast skupiać się na tym czego nie potrafimy i co nam nie wychodzi, trzeba dostrzec i pielęgnować w odpowiedni sposób, to co otrzymaliśmy od losu. Wspomniałam już o tym, że Tajemnica pani Ming to przypowieść. Zauważyliście, że dzieci naszej bohaterki, są ucieleśnieniem elementów ludzkiej osobowości? To m.in.: intuicja, pamięć, talent, gniew, słabość, wyobraźnia. Każdy z nas je posiada – rozwinięte w różnym stopniu. Najważniejsze, to odkryć, która z nich jest dominująca i na niej się skupić (lub ją utemperować). Nie można zaniedbywać jednak innych, o każdą cząstkę siebie trzeba dbać tak samo, by osiągnąć pełnię i zbudować swoją tożsamość. Poprzez odnalezienie dominującej cechy – każde z przedstawionych dzieci mogło rozwijać się zgodnie ze swoim typem inteligencji, lub jak kto woli – powołaniem. Wysłuchując kolejnych opowieści, nasz francuski biznesmen, odkrywa na nowo siebie: poprzez odnajdywanie tych elementów w różnych warstwach swojej osobowości.

Kwintesencją tej krótkiej treści jest pojęcie nieustającej metamorfozy, zobrazowane zderzeniem się kultur. Ludzie zachodu kurczowo trzymają się materii i z przerażeniem patrzą, jak ta kruszeje. Boją się zmian, pragnąc stałości. Pozostają więc ślepi na to, co nieuniknione. Próbują też nadać prawdzie jeden kształt, zapominając, że każdy może postrzegać ją inaczej. Kultura wschodu nie hołduje zabytkom, skamielinom przeszłości. Skupia się na duchu, który trwa nieprzerwanie zmieniając tylko formę. Kolejne czego Francuz uczy się od Chinki, to otwarcie się na taką zmianę. Nasz biznesmen do tej pory, bał się żyć. Zgubił się w pędzącym świecie. Dzięki rozmowom z babcią klozetową odzyskał równowagę, zaczął rozmyślać i dotarł do swoich nieuświadomionych dotąd problemów:

–   Wśród kobiet, które poznałem nie znalazłem matki dla swoich dzieci.

–    Niech pan lepiej powie, że kobiety, które pan poznał, nigdy nie zobaczyły w panu ojca.

I niestety te wewnętrzne odkrycia głównego bohatera, są najsłabszą częścią opowieści. Zarzuca nas on niezbyt oryginalnymi stwierdzeniami np. o tym, że wszyscy ludzie są tacy sami, nawet w poczuciu własnej wyjątkowości. Mądrości zawarte w historii – tekst aż od nich kipi – powodują, że całość wydaje się banalna. Szkoda, że pani Ming nie mówi własnymi słowami lecz sentencjami i cytatami z Konfucjusza. Nie jest wiarygodna dla czytelnika i co za tym idzie: tekst staje się miejscami strasznie naiwny. Na szczęście Schmitt to nie Coelho, mimo iż jego teksty są naszpikowane mądrościami rodem z magnesików na lodówkę, to fabuły w które je wplata potrafią taką mądrość obronić. W Tajemnicy pani Ming po raz kolejny się to udało. To z czym ma nadal problem to te jego literackie zakończenia….I tym razem nie udało się domknąć fabuły tak, by nie wymuszać na czytelniku emocjonalnych drgawek. I albo się to u Schmitta lubi, albo nie.

Pani Ming zostaje dla nas do końca tajemnicą. Rozwiązanie jej zagadki nie jest tak naprawdę istotne. Na pozostawione bez odpowiedzi pytania autora, pojawi się bowiem tyle reakcji, ilu książka będzie miała czytelników. Dla mnie najważniejsza w zafundowanym nam przez pisarza przekazie, jest pewność, że marzenie (urojenie?), wiedza, niewiedza – cokolwiek – jeśli nie czyni nikomu krzywdy, może stać się treścią naszego życia.

Długich dni i zaczytanych nocy!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com