Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Rozczarowania trzeba uciszyć. Na zawsze

Rokrocznie powstaje mnóstwo przeciętnych filmów, które mimo wszystko ogląda się z przyjemnością. Powstaje również cala masa takich przeciętniaków, które ogląda się z narastającym rozdrażnieniem. Pokój rozczarowań należy do tej drugiej grupy i – trzeba to powiedzieć wprost – rozczarowuje. Owszem to dosyć banalny komentarz, niestety w takim samym stopniu banalny jak i prawdziwy. To co bowiem zafundował widzowi Caruso jest w moim odczuciu bezbarwne, drętwe i suche.

Początek filmu był nawet obiecujący. Zapowiadał bowiem klasyczne, nastrojowe ghost story. Rodzina po bliżej nieokreślonych przejściach wprowadza się do starego wiejskiego domu. Obowiązkowo wszędzie stąd daleko, a stan nowej siedziby pozostawia wiele do życzenia. Dana na szczęście jest architektką i postanawia samodzielnie wyremontować tę uroczą ruinę. Nowe otoczenie i pochłaniające myśli zajęcie mają pomóc jej uporać się z depresją. Niestety kobieta odkrywa na poddaszu tajemniczy pokój i pod wpływem różnych wizji zaczyna wierzyć, że wydarzyła się tutaj jakaś tragedia z udziałem dziecka. Jej przekonanie zdają się potwierdzać nasilające się dziwne wydarzenia, jakby COŚ w domu było poddenerwowane jej dociekliwością. Ze względu na to, że leczy się z traumy, widz ma mieć wątpliwości czy to czego Dana doświadcza jest realne, czy to tylko majaki – stajemy się więc świadkami dosyć klasycznej rozgrywki. Pomijając ciekawy motyw pokoju, który zamiast zostać przewodnim, posłużył tylko jako urozmaicający dodatek, fabuła skupia się na kobiecie która bierze/odstawia psychotropy. Zaprawiony w bojach widz, doskonale wie, że leki to tylko mydlenie oczu i po raz kolejny na ten sam chwyt nie da się nabrać. Zwłaszcza, że coś co miało (i zazwyczaj działa) zdezorientować zostało uczynione bardzo nieudolnie, o wiele gorzej niż w innych tego typu filmach.  Widz zamiast oglądać więc produkcję z ciekawością, ścigał się z Morfeuszem. A szkoda.

Jak już ustaliliśmy dominanta Pokoju rozczarowań została oparta na niepewności i niejednoznaczności. Zamiast rozwinąć motyw pokojów rozczarowań (które faktycznie istniały i w których zamykano niepełnosprawnych potomków, by świat nigdy nie widział hańby rodziny) zaoferowano nam więc snującą się po nowym domu nieprzekonującą bohaterkę. Właściwie przy sporej dozie dobrej woli taka koncepcja mogłaby się nawet obronić. Od początku bowiem Caruso puszcza do nas oczko, chociażby wrzucając nam co jakiś czas w kadr czarnego psa lub w scenie, w której obrócony do nas plecami syn Dany zdaje się rozmawiać z wymyślonym przyjacielem (lub duchem bo takie jest pierwsze skojarzenie). Taki motyw pojawia się najczęściej w horrorach o opętaniu, gdzie dziecko, które wprowadza się do nowego domu nawiązuje kontakt z mieszkającym w nim duchem (chociaż raczej to duch się kontaktuje udając początkowo, że ma dobre zamiary). W Pokoju rozczarowań ku naszemu zaskoczeniu Lucas rozmawia z kotem… W późniejszym czasie coraz intensywniej sugeruje nam, że tak naprawdę wszystko w domu i okolicy jest normalne, że to z bohaterką jest coś grubo nie tak. W takim kontekście dlaczego by nie uznać, że historia domu i pokojów rozczarowań nie jest ważna i że nie ma co drążyć tematu, skoro o grę z psychiką Dany tylko chodzi? Do tego bym ten pomysł kupiła i zachwyciła się jego przewrotnością (?) wiele jednak zabrakło: klimatu, napięcia, rozbudzonej ciekawości, intrygującej postaci itd.

Gwoździem do trumny okazała się tutaj Kate Baeckinshale. Aktorki tak fatalnie niedopasowanej do roli nie widziałam już dawno. Wykreowana przez nią bohaterka zachowuje się, jak kawałek drewna, nie mający pojęcia jakie zachowanie i jaki wyraz twarzy pasuje do danej sytuacji – na wszelki wypadek wciąż wybiera więc taki sam zestaw. Jej jedynym atutem jest to, że ładna z niej babka i miło się na nią patrzy. Dana w jej wykonaniu – mimo całej tragedii – w ogóle mojej empatii nie rozbudziła. Świadczy to tylko o tym, że była dla mnie całkowicie nieautentyczna ani w spokoju, ani w obłędzie, ani co gorsza w relacji z synem czy mężem. Zresztą  obaj „panowie” nie byli niczym więcej niż niewyróżniającym się tłem dla jej paranoi.

Największym mankamentem tego filmu jest nieudolna realizacja nie najgorszego pomysłu, co powoduje, że w efekcie nie robi on żadnego wrażenia. Zabrakło mocniejszego akcentu, który wyrwał by widza z odrętwienia lub chociaż wywołał dreszcze zaciekawiania. Wszystko owszem zostało zrealizowane poprawnie – stopniowanie tajemnicy, konsekwentne trzymanie się nieoczywistości, mroczny dom – ale poprawnie to za mało, by zachwycić, a już na pewno za mało, by w ogóle zapaść w pamięć.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com