Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


I pod żadnym pozorem nie otwieraj drzwi!

Pamiętacie Lori z The Walking Dead? A Kristen z Pay the Ghost (polski tytuł Wrota zaświatów)?  Tak, w obie panie wcieliła się Sarah Wayne Callies. Pech chce, że to jedna z tych aktorek, które są w stu procentach niezawodne: skopią każdą rolę. Pod tym względem ona  i Jessica Alba (która ostatnio zaszczyciła swoją obecnością jedno z horrorowych tegorocznych nieszczęść pt. The Veil. mogą podać sobie ręce. Niestety, tę tak zwaną aktorkę, postanowili obsadzić w głównej roli producenci horroru Po tamtej stronie drzwi (The Other Side of the Door). Sarah po raz kolejny dostała więc możliwość udowodnienia, że w swojej palecie możliwości ma do wyboru tylko dwie miny i to niekoniecznie prawidłowo dobrane do sytuacji… Na szczęście dla niej film jest ogólnie tak lichy, że jej brak wyczucia jakoś niespecjalnie wyróżnia się na tle kiepskiej fabuły. Z dwojga złego bardziej poraża widza brak wyobraźni twórców.

Fabuła filmu została oparta na motywie spranym jak stare gacie i nikt nawet nie próbował tchnąć w niego życia. Nie znajdziecie tutaj żadnego świeżego pomysłu, żadnej próby innowacji. Maria i Michael są zakochani w Indiach, postanawiają więc, że to właśnie tutaj jest ich miejsce na ziemi. Ich życie jest szczęśliwe do czasu, gdy w  wypadku ginie ich syn Olivier. Maria nie potrafi pogodzić się z tym, co się stało.  Ma poczucie winy i świadomość, że poniekąd to ona skazała go na śmierć. Odsuwa się od męża i córeczki, balansuje na granicy obłędu i popada w coraz czarniejszą rozpacz. Z pomocą postanawia przyjść jej służąca Piki. Ona również straciła dziecko i wie z jakim bólem mierzy się jej chlebodawczyni. Zdradza jej więc tajemnicę starej świątyni na pustkowiu, gdzie przebiega granica między światem żywych i umarłych. Dokonując pewnego rytuału można tam prze krótką chwilę porozmawiać ze zmarłym. Wiadomo jednak, że zawsze trzeba uważać, gdy zadziera się z siłami, których się nie rozumie. Piki kilkukrotnie z uporem maniaka ostrzega Marię żeby pod żadnym pozorem nie otwierała drzwi  świątyni. Gdy padają znamienne słowa: „pod żadnym pozorem….” od razu wiadomo, że kobieta złamie zakaz. A co z tego wyniknie? Nie trzeba być jasnowidzem, żeby to odgadnąć.

Skoro szybciutko odgadujemy o czym będzie film i jak potoczy się akcja, przenosimy swoje skupienie na inne jego aspekty. Mamy nadzieję, że skoro nie sama historia jest ważna, zapewne twórcy zaprezentują nam coś innego godnego uwagi. I niestety się rozczarujemy. Indie to bogaty kulturowo i barwny kraj. Nikt jednak nie podjął próby wykorzystania tego atutu. Akcja w sumie mogłaby rozgrywać się w każdym innym miejscu. Indie zamiast zyskać samodzielny wyraz zostają sprowadzone do kilku typowych ujęć, potwierdzających stereotypowe wyobrażenie o wszechobecnej biedzie. Zdecydowanie ten egzotyczny kraj zasłużył na lepszy film.

Ze straszenia również nici. Groza skupia się na ogranych, przewidywalnych jump scenach i piszczeniu, które szybko staje się nudne. Po domu snuje się zjawa, przedmioty same się przesuwają, pies szczeka na pustkę, rośliny umierają (i co gorsze: nikogo nie dziwi ten kataklizm w ogrodzie). Do tego można dorzucić opętanie, niestraszną boginię Myrtu (która miała poruszaniem się na modłę japońskich demonów i duchów, chyba nas przerazić) i wymalowanych tajemniczych brodaczy – oni wiedzą, co trzeba zrobić, żeby ratować sytuację, ale niestety mamroczą coś tylko po swojemu i nie wiadomo, o co im chodzi. Zabrakło w tym wszystkim subtelności, niuansów, jakiejkolwiek gry z widzem.

Jedyny fragment filmu, który jest mocny i zapada w pamięć, to moment w którym matka dokonuje wyboru, którego będzie żałowała do końca życia: które dziecko ratować? Właściwie to trudno mówić tutaj o jakimkolwiek wyborze, ale i tak nie wyobrażam sobie, że można się pozbierać po czymś takim. Wspomniana scena jest bardzo emocjonalna i nawet Sarah nie daje rady jej zepsuć. Niestety później znów wraca do swojej drewnianej gry i razi nas sztucznością. Brakuje w niej autentycznej rozpaczy. Zresztą nawet, gdy wychodzi na jaw, że Marii zrobiła duszy Oliviera ogromną krzywdę, ta zamiast okazać niepokój i żal, jest po prostu naburmuszona… Michael (Jeremy Sisto) kręci się głównie na drugim planie, więc w sumie ani nas jego rola nie ziębi, ani nie grzeje.  Reszta aktorów jest jeszcze mniej znaczącym niż on tłem.

Po tamtej stronie drzwi to typowy, kiepski, mainstraeamowy straszak. Twórcy nie mieli zbyt wygórowanych ambicji, najwyraźniej chcieli tylko podpiąć się pod nurt i zarobić kasę. I jeszcze, żeby ludzi przyciągnąć do kina okłamali przyszłych widzów, że to produkcja na miarę Szóstego zmysłu. To już po prostu bezczelność. To co oglądamy, w przeciwieństwie do dzieła Nighta Shyamalana, jest niemrawe, przewidywalne, płytkie, nijakie, bez polotu i… można tak wymieniać w nieskończoność. Fani horrorów, którzy widzieli już wiele będą ten film oglądać z zażenowaniem. Ci którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z kinem grozy i jeszcze nie opatrzyły im się schematy i kalki, może będą zadowoleni z zafundowanej im przez Johannesa Robertsa rozrywki.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com