Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Wieczór z rekinem #11 Od przybytku głowa nie boli, a nawet trzy

Ledwie zdążyłam napisać kilka słów o dwugłowym rekinie, a już zaatakował trójgłowy. Muszę przyznać, że Christopher Ray nie próżnował. Po „sukcesie” Megarekina vs Krokozaurus, nakręcił Megarekina vs Kolosus, a po Ataku dwugłowego rekina stworzył sami wiecie co: kolejny film dla koneserów kina klasy „Z”, obsadzając w głównej roli nieparzystogłowego bohatera.

Tym razem, w zaprezentowanej widzowi sieczce, zakamuflowano pełnokrwiste love story. Przedstawiono nam historię pary, Laury i Grega, których drogi kiedyś się rozeszły. Każde postanowiło bowiem w zupełnie różny sposób ratować naszą planetę przed bezmyślną działalnością człowieka. Ze względu na przeszłość, nie są zbytnio zadowoleni, gdy przypadkiem spotykają się na supernowoczesnej, podwodnej eko-stacji badawczej. Pech chce, że gdy oni patrząc sobie głęboko w oczy, opowiadają świadkom spotkania (niezainteresowanym tematem) swoją historię, stacja zostaje zaatakowana przez rekina mutanta. Najwyraźniej ckliwe opowiastki zadziałały na niego jak płachta na byka. Dodatkowo musiało mu już mocno burczeć w brzuchu, ponieważ zaczął zjadać wszystko co napatoczyło mu się w okolice paszczy. A że ma je aż trzy, niewiele jest w stanie przed nim umknąć…W efekcie – wiadomo – trup ściele się gęsto i krew leje się strumieniami. Niestety efekt brutalnej działalności mutanta widz może zaobserwować tylko w postaci czerwonej pianki na powierzchni wody. Widać cały budżet przeznaczony na efekty specjalne wydano na rekina.

Na ironię losu zakrawa fakt, że w podwodnym obiekcie prowadzone są badania na temat wpływu zanieczyszczeń na faunę oceanu, a zostaje on doszczętnie zniszczony przez wyhodowanego na śmieciach, zmutowanego drapieżnika. Dopełnieniem zamieszania jakie wywołuje zniszczenie Persefony, stanowi wplątany ni z gruchy ni z pietruchy w fabułę  statek „imprezowy” i straż przybrzeżna. To co na początku wydawało się mieć jako taki sens, od pewnego momentu zamienia się w totalnie przekombinowaną, chaotyczną gonitwoucieczkę w towarzystwie Maczety (Danny Trejo). U jego boku swoje pięć minut ma także Rob Van Dam. Widać występowanie w takiego typu produkcjach staje się coraz popularniejsze.

Nasze monstrum uzależnione jest od jedzenia śmieci i ludzkiego mięsa – w sumie patrząc na pierwszą ofiarę bardzo lubi też sylikon i botoks. Nie ma się więc co dziwić, że ze sceny na scenę wygląda coraz korpulentniej – przysmaków mu nie  brakuje. Nasza maszkara oprócz tego, że szybko przybiera na wadze ma także magiczne właściwości, gdy obetnie się jej jedną głowę, na jej miejsce wyrastają trzy nowe, niczym mitycznej lernejskiej hydrze. Na szczęście, tak, jak Herkules znalazł sposób na pokonanie morskiego potwora, tak i nasi bohaterowie zaradzili w końcu coś na podwodnego cerbera. Poza tym wizualnie, jak na komputerowy wytwór, stwór wypadł całkiem znośnie. Nawet zmarszczki na karku (karkach?) wyglądają u niego całkiem wiarygodnie.

W takiego typu produkcjach idiotyczne zachowania bohaterów są na porządku dziennym i napędzają akcję, więc i tutaj wiodą prym. Wyliczanie ich nie miałoby sensu, bo streściłabym wam, scena po scenie, cały film. Idealnym dopełnieniem tej niewiarygodnie naiwnej produkcji są pisane na kolanie dialogi i aktorstwo na poziomie programów Dlaczego ja i Ukrytej prawdy. Film jest po prostu fatalny – czyli taki jaki powinien być film o trzygłowym rekinie. Wszystko co moglibyśmy uznać za element fabuły, stanowi tylko i wyłącznie uzasadnienie dla działań bestii i przeciw bestii, czyli jak na „Zetkę” wszystko w normie.

 

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com