Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Żaden z nas nie odchodzi stąd żywy

W Knoxville na wzgórzach Tennessee, za drewnianym, zwieńczonym drutem kolczastym płotem, znajduje się „pole śmierci”. To tutaj pośród leśnych ostępów znajdziecie zakopane, na wpół zakopane, ledwie przykryte ziemią, zanurzone w wodzie lub bagnie albo schowane w bagażniku samochodu ludzkie zwłoki. Całe setki zwłok. Dzień po dniu gniją, puchną, są rozdziobywane przez ptaki, podgryzane przez zwierzęta i drążone przez owady. Ów makabryczny widok i towarzyszący mu odór raczej nie zachęca do spacerów w tej „malowniczej” okolicy… Jeśli ktoś nigdy wcześniej nie słyszał o tym szczególnym miejscu, może odnieść wrażenie, że powyższy opis dotyczy sceny z jakiegoś ohydnego horroru. Albo, że  teren ten należy do sadystycznego psychopaty, który nie potrafi rozstać się z ciałami swoich ofiar i którego nieco przytłoczyła ilość trofeów. Jednak nic z tych rzeczy. Słynna Trupia Farma – bo o niej mowa – to swoisty poligon doświadczalny antropologów sądowych. To tutaj, w różnych warunkach terenowych, prowadzone są badania nad tym, co dzieje się z ciałem po śmierci.

Zanim ktoś zacznie lamentować nad zbezczeszczonymi zwłokami, niech weźmie pod uwagę, że po pierwsze chętnych na oddanie swojego ciała na Farmę jest więcej niż wolnych miejsc, a po drugie, powstała ona dla czyjegoś kaprysu. Dzięki niej nauka wciąż wykrada naturze jej tajemnice, co pomaga m.in w dokładnym ustaleniu czasu zgonu, odkryciu jego przyczyn i zidentyfikowaniu denata. Dlatego też jest niezastąpionym źródłem informacji i dowodów dla śledczych prowadzących sprawy dotyczące morderstw lub „wypadków”, które się nimi koniec końców okazują. Także dzięki niej ofiary masowych katastrof nie pozostają anonimowe, a rodziny mają szansę „odzyskać” i pochować swoich dawno zaginionych bliskich.

Billowi Bassowi i jego książkom zawdzięczamy spojrzenie z indywidualnej perspektywy na świat Trupiej Farmy, nauk i śledztw  z nią powiązanymi. W swojej poprzedniej książce o Ośrodku Badawczym Medycyny Sądowej w Tennessee opowiedział nam o swojej karierze antropologa, fascynacji kryminalistyką, a także o odważnym pomyśle założenia Farmy i jego realizacji. Historię tę przeplótł opisami spraw, w których miał okazję pomagać. Ukazująca się właśnie na polskim rynku książka Trupia Farma: Nowe śledztwa to jej kontynuacja. Zgodnie z podtytułem Bass prezentuje nam w niej kilka kolejnych śledztw. Ze zrozumiałych przyczyn sporo miejsca poświęca na opisanie postępów, jakie nastąpiły po latach badań. Dzisiejsze osiągnięcia, gdyby były dostępne w przeszłości, pomogłyby rozwikłać nie jedną sprawę. Dlatego też wciąż wraca do tych nadal niezamkniętych, o ile istnieje chociażby cień szansy, że tym razem uda się doprowadzić je do końca. Obecnie mamy już bardziej zaawansowane technologie pomagające w ustaleniu rasy, a zwłoki identyfikuje się nie tylko po znakach szczególnych, uzębieniu, ale także dzięki DNA, unikalnemu dla każdego człowieka składowi chemicznemu kości i kształcie zatok (!).

Autor uczula także czytelnika na „efekt CSI”. Serialne typu CSI i Kości (zresztą można oglądać też serial o Trupie Farmie) od wielu lat edukują widzów. Z jednej trony sprawiają one, że opisywane przez Bassa badania nikogo specjalnie nie zaskakują, bo o tajnikach i narzędziach pracy antropologów sądowych już słyszeliśmy wcześniej, z drugiej, niestety zakłamują rzeczywistość. W prawdziwym życiu bowiem badania DNA trwają tygodniami, a składanie kości w całość i wyczytanie z nich czegokolwiek jest bardzo żmudnym i czasochłonnym procesem. Badanie szczątków nie jest więc tak pasjonującym zajęciem, jak się to w skondensowanej formie w TV pokazuje. Poza tym jeśli jakaś sprawa w ogóle ma finał w sądzie, nie oznacza to, że oskarżony zostanie ukarany. To frustrujące. Najważniejsze, co podkreśla autor, to się nie poddawać. Tylko ciągłe udoskonalanie narzędzi iż dobywanie wiedzy sprawi, że w przyszłości coraz mniej przestępców będzie miało szansę wywinąć się wymiarowi sprawiedliwości.

W Nowych śledztwach Bass kontynuuje fascynujący temat, zabierając nas w nieco inne niż poprzednio rewiry kryminalistyki, dokonuje przy okazji specyficznego rozliczenia z przeszłością. Mimo to nie znajdziemy tutaj aż tylu osobistych wspominek, by przytłoczyły one lekturę, jak to miało miejsce w poprzedniej książce. Trzeba również przyznać, że tym razem także materiał zebrany w rozdziałach został lepiej uporządkowany, dzięki temu nie mamy wrażenia, że panuje w nich chaos.

Poprzednią książką nie byłam zachwycona, do kolejnej podchodziłam więc jak do jeża. Los okazał się, jak to zwykle bywa, przewrotny. Poprzednim razem byłam podekscytowana i się rozczarowałam. Tym razem byłam pełna obaw, a przygoda z quasi-wspomnieniami Bassa okazała się dosyć przyjemnym doświadczeniem. Pewnie wynika to poniekąd z faktu, że wiedząc już, czego mogę się po legendarnym detektywie kości spodziewać, tym razem nie liczyłam na zbyt wiele. A, że niektóre sprawy należy nazywać po imieniu, w podsumowaniu muszę podkreślić, że ani pierwsza ani druga Trupia Farma nie jest wybitną literaturą faktu. To książki traktujące o medycynie sądowej bez zbędnego zagłębiania się w szczegóły. Obie zostały napisane bardzo przystępnym językiem, który pomoże odnaleźć się w różnych naukowych zawiłościach każdemu laikowi. Odbiór książki zależy głównie od indywidualnych oczekiwań i tego jaki stan wiedzy o antropologii sądowej i kryminalistyce ma czytelnik.

Długich dni i zaczytanych nocy
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com